[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podziękować.
- Kochanie, jak to miło, że przyszedłeś. - Uściskała chłopca
i przywitała się z Caroline. - Byliście w szpitalu?
- Tak - odparł malec, zanim Caroline zdążyła otworzyć
usta.
- Widziałem siostrę. - Skrzywił się rozczarowany i rozłożył
ręce. - Jest taka!
- Zobaczysz, że prędko urośnie.
- Biedak myślał, że od razu będzie mógł się z nią bawić -
wtrąciła rozbawiona Caroline.
Po krótkiej rozmowie Caroline zabrała przejęte dziecko,
tłumacząc, że w domu czeka babcia. Kate odprowadziła
gości i wróciła do grupy studentów, szukających
podręczników.
Wieczorem ostatnia wyszła z pracy i szybkim krokiem
ruszyła w stronę domu.
- Kate!
Obejrzała się i z trudem ukryła rozczarowanie.
- A, to ty. Katar przeszedł?
RS
57
- Trochę odpuścił - mruknął Dan przez nos. - Jeśli nie
boisz się zarazków, mogę podwiezć cię do domu.
- ZaryzykujÄ™.
Po całym dniu biegania bolały ją nogi, więc chętnie
wsiadła do stojącego nieopodal porsche'a. Była zadowolona,
że prędzej znajdzie się w domu i że nie przemoknie.
- Dużo miałaś pracy? - zapytał Dan, nie kwapiąc się z
włączeniem silnika.
- Normalnie. Dzień jak co dzień. - Kate spojrzała na niego
surowo. - Czy dokładnie przekazałeś Benowi wiadomość ode
mnie?
Dan wzruszył ramionami.
- Powiedziałem, że nie możesz się z nim spotkać, bo masz
jakieś inne plany. Nie pamiętam każdego słowa. A bo co?
Czy to ważne?
- Już nie. Mógłbyś wreszcie ruszyć? Chcę jak najszybciej
być w domu.
Dan mruknął coś pod nosem, ale włączył silnik. Niebawem
stanęli przed Waverley Lodge.
- Idziesz do babci?
- Za chwilę - odparł Dan, chrząkając i kręcąc się
niespokojnie. - Wiesz, myślę, że powinienem powiedzieć ći
coÅ›, co dotyczy Bena.
- Dlaczego?
- Zapamiętaj, co ci powiem, na wypadek, gdybyś nie mogła
mu się oprzeć. Lepiej, żebyś nie straciła głowy.
Ton, jakim mówił, zaniepokoił Kate.
- Na razie nie straciłam. O co chodzi? Dan chwilę siedział
przygarbiony.
- Możesz obiecać, że to zostanie między nami? - zapytał,
patrząc zezem. - Przysięgnij, że nikomu nie piśniesz ani
słowa.
RS
58
- Podejrzewam, że i tak mi powiesz. I śmiem wątpić] czy to
mnie dotyczy. Czyżby Ben sprzeniewierzył pieniądze
twojego ojca?
- CoÅ› ty! Nic z tych rzeczy! Ben jest stuprocentowo
uczciwy i niezastąpiony. Właśnie w tym sęk. Firma rzekomo
nie może się bez niego obejść, więc ojciec patrzy przez palce
na jego upodobania.
- Jakie upodobania? - szepnęła coraz bardziej
zaniepokojona. - Czy taki z niego kobieciarz, że bałamuci
żony szefów?
- Gorzej, bo z kobietami afiszuje siÄ™ tylko dla zamydlenia
oczu... - Dan urwał na chwilę, po czym dodał: - On woli
mężczyzn.
Kate długo siedziała bez ruchu. W końcu zwróciła na
Dana oczy pełne niedowierzania.
- Mówisz poważnie? - spytała ledwo dosłyszalnie. Dan
potakująco skinął głową.
- Tak. Tylko błagam cię... nikomu nie mów. To dobrze
strzeżona tajemnica. Przede wszystkim przed rodziną.
- A ty skÄ…d wiesz?
- Chodzę do tej samej siłowni. - Dan chrząknął. - Jest tam
jeden taki... no, powiedzmy... bliski znajomy Bena. Kto by
się spodziewał, że takie bożyszcze kobiet i...? To dlatego nie
ma stałej dziewczyny i tylko dla pozoru umawia się na
randki. Zresztą chyba lubi babki. Wiadomo, że sporo takich
facetów; wcale nie unika kobiet.
- Ach tak. - Kate odpięła pas. - Dziękuję, że mnie
podrzuciłeś. Dobranoc.
- Kiedy się spotkamy? Możesz jutro?
- Mam zajęcia.
- Znowu? Więc kiedy?
- Nie wiem. Teraz przygotowuję się do egzaminów.
Zadzwonię po wszystkim, w przyszłym tygodniu.
RS
59
- Mogłabyś wcześniej - powiedział Dan tonem dziecka,
któremu odmawia się zabawki.
- Niemożliwe. Idziesz do babci?
- Lepiej nie. Boję się, że ją zarażę.
- Więc żegnam.
Pobiegła do domu. Miała nadzieję, że pani Beaumont
będzie oglądała ulubiony serial i nie zatrzyma jej na
rozmowę. Nie zauważona, przemknęła na piętro i zdjęła
wilgotny płaszcz.
Była zdenerwowana i czuła, że mogłaby udusić Dana.
Uspokoiła się dopiero po kolacji, gdy zasiadła do
powtarzania matériaÅ‚u. Póznym wieczorem nagle
uświadomiła sobie, że w głębi serca, naiwnie, łudziła się, iż
spodobała się Benowi w tym samym stopniu, co on jej.
Pomyślała z goryczą, że być może on zechce utrzymać
znajomość na koleżeńskiej stopie, gdy tymczasem ona
pragnie czegoś więcej. Co za ironia losu! Czyżby
zaangażowała się uczuciowo? Przecież Londyn porzuciła
właśnie z powodu kłopotów sercowych Ally...
Następnego dnia nie tylko sama pracowała za dwoje, lecz
niemiłosiernie poganiała pozostałych. Po wyjściu Gail i
Harry'ego na lunch, Clare zapytała z troską:
- Dlaczego tak harujesz? Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu chciałam jak najszybciej wszystko zrobić.
- Marnie dziÅ› wyglÄ…dasz.
- Przecież wiszą nade mną egzaminy.
- Na pewno zdasz śpiewająco.
- Chcę w ogóle zdać. Nie jestem taka bogata, żeby
wyrzucać pieniądze na kursy i oblewać egzaminy.
Nagle zbladła i przygryzła wargę. Zauważyła bowiem, że
do księgarni wszedł Ben. Za nim wbiegła Gail z nadzieją w
oczach, lecz Fletcher jej nie zauważył. Uśmiechnięty
podszedł do Kate.
RS
60
- Dzień dobry. Czy dasz się zaprosić na lunch? Zafunduję
ci nawet zieloną sałatę.
Kate otworzyła usta, aby odmówić, lecz ku swemu
zaskoczeniu przyjęła propozycję.
- Dziękuję bardzo. Chętnie zjem także kanapkę. Czekając
na nią. Ben uśmiechnął się do Clare i Gail i uprzejmie
porozmawiał o pogodzie.
Gdy mijali okno wystawowe, Kate dostrzegła ich sylwetki
odbijające się w szybie i zaśmiała się cicho.
- Co ciÄ™ tak bawi?
- Spójrz! Tworzymy bardzo zabawną parę.
- Wcale nie. O, do diaska, chyba zaczyna padać. Daj rękę i
biegiem do baru! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl