[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Moncin nie mógł powstrzymać dr\enia twarzy, ale zdobył się na drwinę:
 Pańskim zdaniem nie jestem taki jak inni?
 Wtedy gdy był pan młodym mę\czyzną...
 No, co?
 Ju\ pan wtedy wiedział?
Maigret pomyślał nagle, \e gdyby dobrał właściwe słowa, runęłaby bariera
między nim a tym człowiekiem nieruchomo siedzącym na krześle po drugiej stronie
biurka. Wyraznie przecie\ dostrzegł dr\enie na jego twarzy. Nastąpił oto moment
krytyczny, który trwał ledwie parę sekund, i z pewnością niewiele brakowało, \eby, na
przykład, oczy Moncina zwilgotniały.
 Wie pan, \e nie grozi panu ani szafot, ani więzienie, prawda?
Czy\by Maigret popełnił błąd taktyczny? Czy\by u\ył nieodpowiednich słów?
Moncin znowu zesztywniał, opanowany, na pozór całkiem spokojny.
 Niczym nie ryzykuję, bo nic nie zrobiłem.
 Nie zrobił pan... czego?
 Tego, o co mnie pan oskar\a. Nie mam nic do dodania. Nie będę ju\
odpowiadał.
Nie rzucał tego oświadczenia na wiatr. Wyczuwało się, \e powziął decyzję i od
niej nie odstÄ…pi.
 Jak pan chce  westchnÄ…Å‚ komisarz naciskajÄ…c guzik dzwonka.
Rozdział 7
Będzie, co Bóg da
Maigret pomylił się. Czy ktoś inny na jego miejscu uniknąłby tego błędu? To
pytanie często będzie sobie potem zadawał i nigdy, naturalnie, nie znajdzie
zadowalajÄ…cej odpowiedzi.
Około trzeciej trzydzieści poszedł na górę do laboratorium.
 Dostał pan ode mnie wyniki?
 Nie.
 Pewnie rozminął się pan z urzędnikiem, przez którego je panu przesłałem. Zlad
po wypaleniu na marynarce powstał co najwy\ej przed dwunastoma godzinami. Jeśli
pan chce, chętnie wytłumaczę...
 Nie. JesteÅ› pewny swojej diagnozy?
 Najpewniejszy. Niemniej przystąpię do dalszych prób. Myślę, \e nie zaszkodzi
wypalić jeszcze ze dwie dziury w innych miejscach, na plecach, powiedzmy. Te
dziury mogą stanowić dowód, o ile sprawa pójdzie a\ do sądu przysięgłych.
Maigret skinął potakująco głową i zszedł na dół. O tej porze Marcel Moncin
powinien się ju\ znajdować w wydziale ustalania to\samości, gdzie ka\ą mu się
rozebrać do naga przed wstępnym badaniem lekarskim i pomiarami
antropomorficznymi  a pózniej, ju\ ubranego, ale bez krawata, sfotografują go en
face i z profilu.
Dzienniki zamieściły ju\ zdjęcia Marcela Moncin, które fotoreporterzy zrobili,
podczas gdy prowadzono go do gabinetu komisarza; inspektorzy zaś, równie\
zaopatrzeni w jego zdjÄ™cie, przebiegali Grandes-Carrières rozpytujÄ…c wciÄ…\ o to samo
kupców, obsługę metra, ka\dego, kto mógł zauwa\yć architekta dekoratora wczoraj
lub któregoś z wieczorów w czasie jego poprzednich zbrodni.
Na dziedzińcu przed gmachem Policji Kryminalnej Maigret wsiadł do jednego z
parkowanych tu samochodów i kazał się zawiezć na bulwar Saint-Germain.
Otworzyła mu drzwi ta sama pokojówka.
 Pański kolega jest w salonie  oznajmiła.
Ów kolega to Janvier, który w salonie porzÄ…dkowaÅ‚ notatki z odbytej rewizji.
Obaj byli zmęczeni.
 Gdzie jego \ona?
 Mniej więcej przed półgodziną prosiła, \ebym jej pozwolił wypocząć.
 Jak się w ogóle zachowuje?
 Prawie jej nie widziałem. Od czasu do czasu zaglądała do pokoju, w którym
byłem, i patrzyła, co robię.
 Nie pytałeś ją o nic?
 Nie dostałem od pana takiego polecenia, szefie.
 Przypuszczam, \e nic ciekawego nie wykryłeś?
 Gadałem ze słu\ącą. Pracuje u nich dopiero od sześciu miesięcy. Oni nieczęsto
przyjmują gości i nieczęsto gdzieś bywają. Nie wygląda na to, by mieli serdecznych
przyjaciół. Nieraz wyje\d\ają na weekend do jej rodziców, którzy są, zdaje się,
właścicielami willi w Triel, gdzie mieszkają przez okrągły rok.
 Co to za ludzie?
 Ojciec był aptekarzem na placu Clichy, parę lat temu przeszedł na emeryturę.
Lapointe pokazał komisarzowi grupową fotografię zrobioną w ogrodzie. Maigret
rozpoznał Marcela w jasnej kurtce i jego \onę w letniej sukience; obok mę\czyzny ze
szpakowatą brodą stała korpulentna kobieta, błogo uśmiechnięta, z ręką na masce
samochodu.
 A to jeszcze jedno zdjęcie. Ta młoda osoba z dwojgiem dzieci to siostra pani
Moncin, wyszła za właściciela warsztatu samochodowego w Levallois. Mają te\
brata, który mieszka w Afryce.
Pudełko pełne było ró\nych zdjęć, zwłaszcza Iwony Moncin, w tym jedno z
pierwszej komunii, i wymagany przez tradycję portret ślubny młodej pary.
 Trochę, nie za du\o, listów w sprawach zawodowych. Nie ma chyba więcej ni\
dwunastu klientów. No i rachunki. O ile mogłem się zorientować, to płacą je dopiero
po trzech, czterech reklamacjach dostawców.
We framudze drzwi pojawiła się pani Moncin usłyszawszy zapewne, \e przyszedł
Maigret, albo powiadomiona o tym przez słu\ącą; rysy miała bardziej ściągnięte ni\
rankiem; zmieniła uczesanie i przypudrowała sobie twarz.
 Nie przyprowadził go pan?
 Najpierw musi nam udzielić wyczerpujących wyjaśnień co do pewnych
okoliczności.
 Pan naprawdę myśli, \e to on?
Maigret nie odpowiedział; nie zaprotestowała gwałtownie, ograniczyła się do
wzruszenia ramionami.
 Kiedyś uświadomi pan sobie własną pomyłkę i będzie pan \ałował, \e
wyrządził mu taką krzywdę.
 Kocha go pani?
Ledwie rzucił to pytanie, a ju\ mu się wydało pozbawione sensu.
 Jest moim mę\em  odrzekła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl