[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakąś ochronę, by w ogóle mógł żyć z taką ciężką chorobą. I coś też było w jego oczach. Nie
pozwalał nikomu podejść na tyle blisko, by można było zobaczyć, ale Annika uważała, że jest
w nich coś strasznego. Dlaczego właściwie Szkot ukrywa się tutaj? Po to, by mieć trochę
spokoju, bo jest śmiertelnie chory?
Pewnie tak właśnie jest.
Ogień na kominku trzaskał wesoło, co wprowadzało do tego szarpanego przez sztormy
domu nastrój przytulności i bezpieczeństwa. Teraz, kiedy cała czwórka już wiedziała, skąd
pochodziły tajemnicze dzwięki - kroki, trzaskanie drzwiami - wszystko zdawało się prostsze.
To dziwne, ale bez wahania zwracali się do Rona z pytaniami w sprawie inskrypcji, nikomu
nie przyszło do głowy, by cokolwiek przed nim ukrywać.
Jedynie Martin odnosił się do niego z pewną rezerwą. Ale on miał po temu swoje
prywatne powody...
Ron bardzo się zainteresował ogamicznym zapisem. Wypytywał o szczegóły.
Niekiedy któreś z nich w ferworze rozmowy za bardzo się do niego zbliżyło, wtedy on robił
prawie niedostrzegalny ruch ręką i wszystko wracało do normy.
- Zdaje mi się, że macie absolutną rację co do tego, że istnieje jeszcze jeden kamień -
powiedział. - Musi jednak nie być specjalnie widoczny, bo by go już dawno odkryto. Ja sam
przecież schodziłem ten cypel wzdłuż i wszerz, ale niczego nie zauważyłem.
- Ryzyko, że został zniszczony, jest duże - powiedział Martin.
Ron skinął głową.
- Ale nadzieję możemy mieć. Byłaby wielka szkoda, gdyby teraz, kiedy odczytaliśmy
już tak dużą część tekstu, okazało się, że odczytanie reszty jest niemożliwe. Czy mogę jeszcze
raz popatrzeć na obrazek inskrypcji z kamienia?
Miał, oczywiście, na myśli fotografię.
Tone podsunęła mu ją na tyle blisko, by sam mógł po nią sięgnąć. Bardzo długo
wpatrywał się w znaki.
Annika skorzystała z okazji, by przyjrzeć się jego twarzy. Było coś nieodparcie
pociągającego, a nawet fascynującego w jego powolnych, wyważonych ruchach, w jego
niezwykłych rysach twarzy, a nade wszystko w tych jego zdumiewających oczach zauważyła,
że Ron często zwraca się do Martina, i nic w tym dziwnego, bo Martin miał tę pewność siebie
i stanowczość, która budzi w ludziach zaufanie. Annika nic nie mogła na to poradzić, że
mimo wszystko bardzo lubi Martina. Taki jest rozsądny i sympatyczny, i taki czarujący!
Ron zaś jest demoniczny...
I niezwykle tajemniczy, a to pociąga najbardziej.
Annika westchnęła głęboko i przeciągle. Mój Boże, czym ja sobie nabijam głowę,
pomyślała. %7ładen z nich nie jest dla mnie. Martin założył się, że poderwie mnie, kiedy tylko
zechce, a Ron jest śmiertelnie chory.
- Intryguje mnie ten ślad po odłupaniu... ta chropowata powierzchnia - powiedział
Ron, nie odrywając wzroku od fotografii - Oczywiście, że to ten! Widziałem go przecież setki
razy. Nie poznajecie tego?
Martin wziął fotografię i oboje z Anniką przyglądali się kamieniowi. Jak gdyby
przypadkiem Martin położył rękę na jej dłoni. I jak gdyby przypadkiem Annika cofnęła rękę.
Martin zaklął w duchu. Uświadomił sobie, że w ogóle już nie ma nad nią władzy.
Annika spotkała na moment wzrok Rona. Zawierało się w nim pytanie. Widocznie
zauważył ruchy ich rąk.
- Nie mogę powiedzieć, że rozpoznaję to odłamanie - rzekła cicho.
- A może... - zastanawiał się Martin. - Chyba tak. Zdaje mi się... Annika, nie
pamiętasz, kiedy dzisiaj szliśmy na cypel, to co mijaliśmy po drodze?
Chwyciła pospiesznie fotografię i jeszcze raz uważnie studiowała obraz powierzchni
kamienia.
- Chodzi ci o to...? Owszem, to możliwe! Ten wysoki kamień, który przypomina jakiś
monument. Ten z odrąbanym czubkiem...
Spojrzała na Rona, by dowiedzieć się, co on na to. Ron kiwał głową.
- Jutro rano trzeba to będzie dokładnie obejrzeć. Ale myślę, że to ten.
- No, to jeszcze jeden krok do przodu - rzekła Tone. - W takim razie reszta powinna
już pójść gładko.
Martina ogarnęło takie podniecenie, że chciał niezwłocznie biec do kamienia, ale
księżyc tego wieczora nie dawał wiele światła. A poza tym Ron był zmęczony. Podziękował
za towarzystwo i poszedł do siebie.
Po jego wyjściu nie mieli już właściwie nic do roboty. Nagle jakby stracili wszelki
zapał, całą pasję badawczą. Wkrótce i oni poszli spać.
Annika leżała spokojnie i wpatrywała się w sufit. Jak zwykle marzyła o swoich
bohaterach z pradawnych czasów. Tego wieczora myślała o królewiczu nazwiskiem Feornin
Mac Cadallan, wyobrażała go sobie w krótkiej pelerynce, narzuconej na wspaniale zdobioną
kolczugę, i w długich butach z miękkiej skóry. Miała z tym trochę kłopotów, bo nie bardzo
wiedziała, jak ówcześni Celtowie się ubierali. Pojęcia też nie miała, czy byli ciemno, czy
jasnowłosi. Zdecydowała, że książę Feornin miał włosy jasne, oczy błękitne, spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl