[ Pobierz całość w formacie PDF ]
długi spacer po plaży, bijąc się gwałtownie z natłokiem sprzecznie wirujących my-
śli. Zmagała się z tym, ponieważ w głębi duszy wiedziała, że Isabella ma słuszność.
Powinna zrezygnować z przyjazdów na wyspę.
Zrezygnować z odwiedzania Nikosa.
Zrezygnować z jego ojca.
Louisa siedziała na kamiennej ławeczce przy błyszczącej w słońcu marmuro-
wej płycie w głowach mogiłki Nikosa. Tego dnia mijało akurat pięć lat od jego
odejścia i była rada, że udało jej się namówić Jamiego, by wybrał się z Pietrosem
na ryby.
S
R
Chciała być tu sama.
Opierając łokcie na udach, wodziła ze wzruszeniem wzrokiem po otoczeniu.
Nie było dla niej piękniejszego miejsca na świecie niż ten malutki zakątek Grecji.
Każdy skrawek ziemi na cmentarzyku przy małej zwieńczonej kopułką kaplicy był
pieczołowicie zadbany. Wszędzie pyszniły się kolorowe kwiaty, powietrze wypeł-
niała woń jaśminowców, błękitu nieba nie mąciła najmniejsza chmurka.
To tu, w tej kaplicy, Nikos został ochrzczony. Tutaj też brała ślub z Andre-
asem, obserwowana z ciekawością przez mieszkańców wyspy. Była straszliwie
onieśmielona i zażenowana, a ponieważ nosiła pod sercem dziecko Andreasa, zda-
wało jej się, że każdy patrzy na nią jak na...
Ale to już przeszłość. Nieważne, co sobie o niej myślano. Teraz stoi przed nią
niezwykłe ważna decyzja i na niej musi się przede wszystkim skoncentrować.
Ma odpłynąć stąd najbliższym promem i już nigdy nie wracać?
Pochyliła głowę, pozwalając opaść na twarz długim jasnym włosom. Wszyst-
ko było takie zagmatwane, takie przykre i skomplikowane. Chciałaby myśleć tylko
o Nikosie, a tymczasem myślała cały czas o sobie. Co się z nią dzieje? W głowie
ma mętlik.
Wtem jakiś cień przesłonił jej słońce. Podnosząc głowę, ujrzała ciemny zarys
wysokiej postaci. Nie mogła dostrzec wyraznie twarzy, ale od razu odgadła, kto to
jest.
- Kiedy wróciłeś? - spytała rzeczowo.
- Dziś rano. Poprzednio bardzo się spieszyłem, chodziło o pilne interesy, ale...
Nie dokończył zdania, jak gdyby żałując, że w ogóle je zaczął. Trzymał ręce
w kieszeniach spodni i robił wrażenie zakłopotanego.
Louisa przypisywała to zakłopotanie swej obecności, zauważyła bowiem na
nagrobku pewien przedmiot, świadczący o tym, że Andreas był tu już dzisiaj.
Bardzo wcześnie rano.
S
R
Ażeby uniknąć spotkania z nią?
Czy dlatego, że mimo upływu pięciu lat nadal było mu trudno stanąć obok
niej przy grobie Nikosa?
Ale dlaczego przyszedł ponownie?
- Musimy porozmawiać - odezwał się.
- Nie dzisiaj - odparła cicho.
- Matka mówiła mi o rozmowie z tobą. Ona...
- Masz nowy samochód - przerwała mu.
- Nie słuchaj jej. Chce...
- Też ferrari. Ale czarny zamiast czerwonego jak zwykle.
- Nikt nie powinien się mieszać do naszych...
- Uważasz, że już jesteś za stary na czerwone auto?
Louisa pochyliła się i z bladym uśmiechem zdjęła z nagrobka malutki czarny
samochodzik. Co roku znajdowała tu inny model. Zawsze ją to wzruszało. Wiedzia-
ła, że to Andreas je tu przynosi i że za każdym razem była to miniaturka jego no-
wego samochodu.
- Po prostu nabrałem ochoty na inny kolor - rzekł posępnie. - Posłuchaj,
Louiso. Musimy...
- Ażesz jak z nut, Andreasie Markonos. Pomyślałeś, że czerwone ferrari są
dobre dla młodych szpanerskich postrzeleńców a ty już wydoroślałeś na tyle, że
bardziej pasuje do ciebie dostojny czarny samochód. Nikos będzie bardzo...
- Nie mów tak - wzburzył się, podnosząc głos.
- To znaczy jak? - spytała gniewnie.
- Tak jakby Nikos żył.
Louisa bez słowa ustawiła drżącymi palcami samochodzik z powrotem na
dawnym miejscu. Zapadło ciężkie, pełne napięcia milczenie. Tak, rzeczywiście,
mówiła w ten sposób o Nikosie. Niekiedy z takim przekonaniem, jakby wierzyła,
że on żyje.
S
R
Westchnęła ciężko, wstała i kierowana nagłym impulsem przeszła przez traw-
nik, zatrzymując się przy niskim murku okalającym kaplicę. Czuła się osaczona ze
wszystkich stron. Może naprawdę powinna się poddać?
Po kilku sekundach stanął za nią Andreas.
- Przepraszam - powiedział poważnie - Nie chciałem cię urazić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]