[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wiem, jak to zrobię, ale będę tu jutro ubrana w złociste dzwony.
Same dzwony? - zapytaÅ‚ gÅ‚Ä™bokim gÅ‚osem. - ChciaÅ‚bym to zo­
baczyć.
Reba zdaÅ‚a sobie nagle sprawÄ™, że Chance mógÅ‚ opacznie zrozu­
mieć jej zgodę na wyjazd z nim na biwak.
- Pojadę z tobą, ale nie obiecuję, że... - głos jej zamarł.
- ...że będziesz się ze mną kochać? - dokończył Chance. Zajrzał
jej głęboko w oczy i znalazł tam cień zakłopotania. Wyraz jego twarzy
uległ zmianie. - Jesteś taka niewinna, na jaką wyglądasz, prawda? 
zapytał miękko. - Komu byłaś poślubiona? Jakiejś cholernej kostce
lodu?
Reba zesztywniaÅ‚a. Nie miaÅ‚a ochoty wspominać swojego małżeÅ„­
stwa.
- - Zrozum, proszÄ™  kontynuowaÅ‚ Chance miÄ™kko, lecz nieustÄ™pli­
wie - że ja nie jestem niewinny. PragnÄ™ ciÄ™. ZrobiÄ™ wszystko, co moż­
liwe, abyś ty także zapragnęła mnie w ten sam sposób. Ale nigdy do
niczego nie bÄ™dÄ™ ciÄ™ zmuszaÅ‚, chaton. - DotknÄ…Å‚ jej ust czubkami pal­
ców. BÄ™dziesz potrzebowaÅ‚a butów turystycznych i solidnego ubra­
nia. Masz coÅ› takiego?
- Nie-przyznała.
ZajmÄ™ siÄ™ tym - obiecaÅ‚ i pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… z powÅ›ciÄ…gliwoÅ›ciÄ…, któ­
ra podziałała na Rebę uspokajająco.
Jednocześnie jednak, od samego jego dotyku, przebiegł ją dreszcz.
Był silny, lecz delikatny i niezwykle zmysłowy. Za każdym razem, kiedy
pieÅ›ciÅ‚ RebÄ™ uczyÅ‚ jÄ… czegoÅ› nowego ojej wÅ‚asnym ciele i jego potrze­
bach, budząc w niej dzikość, ukrytą dotychczas głęboko we wnętrzu.
Zadzwonił brzęczyk. Kilka razy.
66-
- Czy Tim jest zawsze tak cholernie punktualny? - oburzył się
Chance, gdy wreszcie oderwaÅ‚ usta od warg Reby. Zanim zdążyÅ‚a od­
powiedzieć, odwrócił się i zwinnie opuścił pokój.
- W południe - powiedział, nie odwracając głowy. - Zabiorę cię,
czy będziesz gotowa, czy nie.
Następnego dnia w południe Reba siedziała za biurkiem, słuchając
nie kończących się wspomnień człowieka, który nie potrafił zrozumieć,
że inni ludzie nie są tak zafascynowani jego przeszłością, jak on sam.
Co chwila spoglÄ…daÅ‚a na zegarek, majÄ…c nadziejÄ™, że mężczyzna wy­
czuje aluzję. Było to tak, jakby sugerowała otoczakowi, aby ruszył się
z miejsca i zatańczył polkę.
Chance wszedł do biura punktualnie o dwunastej.
Gotowa? - spytał, ignorując mężczyznę siedzącego naprzeciw
biurka Reby.
Reba spojrzaÅ‚a na koszulÄ™ safari Chance'a, dżinsy, wysokie do ko­
lan buty i kowbojski kapelusz, spod którego wysuwały się niesforne
kosmyki gęstych, kręconych włosów. Niczego bardziej nie pragnęła
niż tego, aby wstać i wyjść z biura razem z nim.
- NiezupeÅ‚nie - powiedziaÅ‚a i wskazaÅ‚a gÅ‚owÄ… na mężczyznÄ™, któ­
ry czekaÅ‚ z niecierpliwoÅ›ciÄ…, aby dokoÅ„czyć opowieść o swoich piÄ™t­
nastych urodzinach.
- Która godzina?  zapytał Chance mężczyznę.
Klient Reby spojrzał na gruby srebrny zegarek wysadzany turkusami.
- Dwunasta i siedemnaście sekund.
-WÅ‚aÅ›nie powiedziaÅ‚ Chance. OkrążyÅ‚ biurko, podniósÅ‚ RebÄ™z fo­
tela i powiedział do zaskoczonego klienta:
- ObiecaÅ‚em Rebie, że zabiorÄ™ jÄ… stÄ…d o dwunastej, a jestem czÅ‚o­
wiekiem, który dotrzymuje słowa.
I wyniósÅ‚ Å›miejÄ…cÄ… siÄ™ w jego ramionach kobietÄ™ z biura. Tim rzu­
cił im zdziwione spojrzenie, podniósł do góry kciuk i otworzył drzwi
frontowe.
- Bawcie się dobrze - powiedział i zasalutował jak odzwierny
w hiszpaÅ„skim hotelu. A potem szepnÄ…Å‚ do Reby: - ZajmÄ™ siÄ™ tym sta­
rym gburem. Nie spieszcie siÄ™ z powrotem.
Reba spodziewała się, że Chance postawi ją na ziemi, gdy tylko
znajdą się poza murami Objet d'Art. Ale Chance nie zatrzymał się,
67-
nawet kiedy znalezli siÄ™ na chodniku. Mijani ludzie przyglÄ…dali siÄ™ im
z uÅ›miechem, wypatrujÄ…c kamer i ekipy filmowej. Dla każdego bo­
wiem niezwykłego zachowania na Rodeo Drive istniało tylko jedno
racjonalne wytłumaczenie: na pewno ktoś kręci film.
- Możesz mnie już postawić na ziemi - powiedziała Reba. W jej
głosie wciąż dzwięczał śmiech.
Chance szedł dalej.
Pod wpÅ‚ywem impulsu Reba zdjęła mu z gÅ‚owy kapelusz i zmierz­
wiła włosy.
- WidziaÅ‚eÅ› wyraz twarzy pana J.T. Livingstona-Smythe'a? Fanta­
styczne. Boże, od lat miaÅ‚am ochotÄ™ zrobić coÅ› takiego. Zawsze zaj­
muje mi dwa razy wiÄ™cej czasu, niż dla niego przeznaczam. Za każ­
dym razem, kiedy muszę go słuchać, zastanawiam się, czy nuda nie
będzie jedną z tortur przewidzianych w piekle dla potępionych.
- Przypomnij mi, abym zapytał o to diabła następnym razem, gdy
pojadÄ™ do Wenezueli.
- Czy on tam mieszka?
- Tak, kiedy nie wydobywa diamentów w Brazylii.
Reba przez chwilÄ™ obserwowaÅ‚a profil Chance*a, podziwiajÄ…c zde­
cydowaną linię jego podbródka.
- Jedno mi tylko przeszkadza, gdy mnie tak niesiesz.
- Lęk wysokości? - zasugerował z uśmiechem.
- Nie - odpowiedziała i czubkami palców dotknęła jego warg. 
Nie mogę ci odpowiednio podziękować za to, że mnie wybawiłeś.
PodrzuciÅ‚ jÄ… w ramionach tak szybko, że ledwie zdążyÅ‚a zaczerp­
nąć powietrza. Przykrył jej wargi pocałunkiem. Reba czuła, ile żaru
kryłjego uśmiech. Zaskoczona, odwzajemniła pocałunek z pożądaniem,
którego nie mogÅ‚a siÄ™ pozbyć od chwili, gdy Chance rozbudziÅ‚ je po­
śród ciszy i cieni Death Valley.
- Zatrzymujemy ruch - mruknÄ…Å‚ Chance i uszczypnÄ…Å‚ jÄ… w ucho.
- Czekają, aż reżyser wrzaśnie  cięcie" i każe powtórzyć ujęcie -
powiedziała, łapiąc oddech.
- Nie chciaÅ‚bym ich rozczarować - stwierdziÅ‚ Chance i znów przy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl