[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niedługo wrócę, idę itylko do szkoły. O wpół do czwartej będę w domu  tłumaczył.
A ona płakała i błagała, żeby został. Kiedy zostawał, nie wiedział, co ma ze sobą
zrobić, n. czytał stare komiksy. Bał stię wyjść i bał się odbierać telefony, 'bo mógł
właśniie dłzwonić opiekun ze szkoły, a matka nie przepadała, kiedy się pojawiał na
horyzoncie. Tego lata przeprowadzili się po raz pierwszy, a ona podjęła pracę. Na
nowym miejscu.początkowo zawsze wszystko ibriało lepszy obrót.
Od Udedy zaiczęła pracować, w dzień jakoś dawała sobie radę, więc skończył
szkołę bez problemów. Ciągle jednak nie mogła so59
bie poradzić z nocą, z ciemnością, z samotnością po ciemku. Dopóki wiedziała, że
jest w pobliżu, wiszystiko było w porządku. W kimże innym mogła znalezć oparcie? A
jemu cóż innego pozostało poza tym, że był oparciem? Wszystkie itnine wartośdi,
kitóre sobie przypisywał, ojciec podkopał skutecznie porzucając ich. Nie porzuca się
tego, oo potrzebne lub wartościowe. Ale chociaż 'wiedział dokładnie, jak czuła sną
Cheryl  jak gówno, które należy spłukać  nie zamierzał nic w tej sprawie robić, nlic
z tego, co próbowała zrobić Cheryl, bo pod jednym względem był coś wart  'był
użyteczny, a nawet potrzebny: mógł być biliako, kiedy matka tego potrzebowała.
Mógł zastąpić ojca. W pewnym sensie.
W dziesiątej klasie wiosną 'trzeba było wyjść ma bacznie a izaraz pierwszego dnia
skacząc o tyczce złamał sobie nogę w kostce. Nigdy nie był dobry w sportach.
Wyrósł potężny (i wysoki, ale ciężki, z wiotkimi mięśniami, wiotką skórą.
 Wiesz co, chyba sobie kupię szpanerskń czerwony dres i też (zacznę ganiać po
ullicach  powiedziała Donina.  Gdzieś ty podział, Buck, tę swoją dętkę?
Zażenowany, 'zerknął na brzuch, ale chyba rzeczywiście prezentował się lepiej niż
kliedyś. Nic dziwnego, przecież co rano przed pracą aplikował sobie długi, szybki!
marsz plus dziesięć, dwanaście godzin włóczęgi li pływania, i to 'bez solidnego
jedzenia. Z aprowizacją w krainie wieczoru miał problemy, które rozwiązywał na ogół
w ten sposób, że chodiził głodny.
Piteirwsize wypady w górę strumienia były nieśmiałe i krótkie. Bał się zafbłądzić.
Kupił kompas, po czym stwierdzał, że mię mimie się nam po(r)łuigiwać. Strzałka
laltała 'i zmieniała kierunek pnzy każdym kiroku i chociaż najczęściej wskazywała, że
północ jest po drugiej stronie potoku (o ile niebieski! koniec strzałki oznaczał
północ!), to nie była to wystarczająca informacja, żeby znalezć powrotną drogę z
wyprawy na dalekie wzgórza. Orientowanie się według gwiazd lub słońca było
niemożliwe, bo ich nie było. Co tutaj oznaczała północ? Drzewa rosły tak gęsto, że
niepodobieństwem było iść długo w linii piwtej, a nie natrafił dotąd na żadną
60
otwartą przestrzeń, skąd możma by teren ogarmąć wzrokiem. Tak więc penetrował
ścieżki i izaroślia, kotliny, polamy, pomniejsze do-liinki i zródełka na zboczach,
zakola i zakręty boru po obu brzegach potoku powyżej wierzbowego zakątka. Uczył
się tej cząsitki głuszy. Wiele się musiał nauczyć. iNie wiedział nic o puszczy, o
tajnikach lasu i roślinach. Drzewa z szyszkami to były sasmy. Drzewa z giętklimi
zwisającymi gałęziami to były wierzby. Znał dęby, jodem olbrzyma dąb rósł na boisku
szkoły, do które] ikiedyś chodzlił, ale żadne drzewo w tej puszczy 'nie było 'podobne
do niego. Zdobył książkę o iposipoliltych dTzewach i udało miu się zidentyfikować
niektóre: jesion, klon, olcha, jodła. Interesowało go i zajmowało wszystko, cokolwiek
tu zobaczył i co wpadło mu w rękę. Myślał także o tym, czego jeszcze mię zobaczył i
iruie pozmał. Jak daleko ciągnęły siię lasy, puszcza? Czy miały jakiś kres? Przeszedł
wizdłuż stirumie-nd-a kilka mil i mic się inie 'zmiemiało, ani żywej dulsizy, żadnych
śladów człowielka. Nie spotykał nawelt ptaków a'ni zwierząt; chodaił niewyraznymi
ścieżkami saren, ale nigdy n):e widział sanny, zmiaj-dował czasem porzucone sitare
gnialzdo, ale przy trwającej niezmiennie pogodzie w nie zmieniającej silę nigdy porze
dnia i roku mię odezwało się żadne 'zwierzę, nlie zaśpiewał ptak.
Ruczaj  jego towarzysz i iprziewodniik: jałkie są jego 'losy? Mmsi wpadać do jakiejś
rzeki allbo dalej sam sta'j'e się rzeką i, wielki dzy mały, w ikońcu wpada do morza.
Zaparło mu dech. Wpatrzył się nieruchomo w ogień, umysł przywarł do tej myśli:
morzie 'rozciągające się poza 'brzegami wieczoru. Cliemność, ku której płynęła Ita
żywa woda. Spieniony nurt dobiegający kresu zmierzchu i dalej głębia, noc. Noc i
wszystkie gwiazdy.
Tak przepastna i mroczna była ta wizja, myśl o gwiazdach tak wstrząsająca, że
kiedy zniknęła i zinowu objął wzrokiem znajome skały, ławice piachu, drzewa, konary,
wzorzystość liści, swoje obozowi-sko, wszystko wydało się małe ti kruche Jak
zabawka, a płaskie jasne niebo 'bardzo obce. Często z powodu wieczornego
półmroku nazywał ifen kraj krainą wieczoru, ale teraz pomyślał, że ta nazwa jest
błędna. Wieczór zapowiada zmianę, jest przedsionkiem mocy.
61 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl