[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korporacji, której mieszkańcy uprawiali ryż dla niewolników z kolonii. Teraz była to
wioska spółdzielców, którzy uprawiali ryż dla wolnych ludzi. Zostałyśmy przyjęte do
spółdzielni. %7łyłyśmy na równych prawach z wieśniakami aż do dnia wypłaty, kiedy
mogłyśmy spłacić zaciągnięty w spółdzielni dług.
Był to rozsądny sposób traktowania imigrantów bez pieniędzy, którzy nie znali
języka lub nie mieli żadnych zdolności. Nie mogłam jednak pojąć, dlaczego
zignorowano nasze talenty? Dlaczego mężczyzn z plantacji bamburskich,
pracowników rolnych, posłano do miasta, a nie tutaj? Dlaczego przysłano tu tylko
kobiety?
Nie rozumiałam, dlaczego w wiosce wolnych ludzi znajdowała się strona dla
mężczyzn i strona dla kobiet, przedzielone rowem.
Szybko odkryłam, że to mężczyzni podejmowali wszystkie decyzje i wydawali
rozkazy. Ponieważ jednak tak było, rozumiałam, że obawiają się nas, kobiet z Werel,
które nie miały zwyczaju przyjmować rozkazów od równych sobie. Pojęłam też, że
muszę wypełniać rozkazy i nawet wyrazem twarzy nie zdradzić, iż przyszło mi do
głowy kwestionowanie ich. Mężczyzni z wioski Hagayot obserwowali nas
podejrzliwie, a każdy trzymał bat, zupełnie jak panowie na plantacjach.
- Być może tam mówiłyście mężczyznom, co należy robić - powiedział nam
nadzorca pierwszego dnia na polu. - Tutaj jest inaczej. Tutaj jesteśmy wolnymi
ludzmi, którzy pracują wspólnie. Myślicie, że jesteście szefowymi, ale tu nie ma
żadnych szefowych.
Po stronie kobiecej mieszkały babki, ale nie miały takiej władzy, jak babki u nas.
Tutaj, gdzie w pierwszym wieku w ogóle nie było kobiet, mężczyzni sami musieli się
urządzić, ustanowić władzę. Kiedy do tych niewolniczych królestw mężczyzn
wysłano w końcu niewolnice, nie było dla nich żadnej władzy. Nie miały głosu.
Kobiety nie miały głosu na Yeowe aż do czasu, kiedy udało im się wyrwać do miast.
Nauczyłam się milczeć.
Jednak położenie moje i Tualtak nie było tak opłakane, jak los naszych
towarzyszek z Bamburu. Byłyśmy pierwszymi imigrantkami, jakie widzieli ci
wieśniacy. Yeowańczycy znali tylko jeden język. Uważali, że kobiety bamburskie są
czarownicami, ponieważ nie mówiły ,jak ludzie". Batożyli je za to, że rozmawiały
między sobą w ojczystym języku.
Muszę wyznać, że w ciągu pierwszego roku w Wolnym Zwiecie czułam się tak
przygnębiona, jak w Zeskrze, Nienawidziłam całodziennego stania w płytkiej wodzie
na poletkach ryżowych. Miałyśmy stale brudne, opuchnięte stopy, pełne małych
robaków, które co noc musiałyśmy wyciągać z ciała. Wykonywałyśmy jednak
pożyteczną pracę, która nie była zbyt ciężka dla zdrowej kobiety. To nie praca mnie
przygnębiała.
Hagayot nie była wioską plemienną ani tak konserwatywną, jak pewne stare wsie,
o których się pózniej dowiedziałam. Dziewcząt nie gwałcono tu rytualnie, a kobiecie
znajdującej się po stronie kobiecej nic nie groziło. Kobieta przeskakiwała przez
rów" tylko z mężczyzną, którego wybrała. Kiedy jednak poszła gdzieś sama czy
choćby odłączyła się od pozostałych kobiet pracujących w polu, uważano, że sama
się o to prosiła" i każdy mężczyzna miał prawo ją wykorzystać.
Nawiązałam bliskie przyjaznie z wieśniaczkami i Bamburkami. Nie były głupsze
niż ja kilka lat wcześniej, a niektóre okazały taką mądrość, o jakiej nie mogłam nawet
marzyć. Nie istniała możliwość zaprzyjaznienia się z którymkolwiek z mężczyzn,
ponieważ uważali się za naszych właścicieli. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób życie
w tej wiosce mogłoby kiedykolwiek ulec zmianie. Moje przygnębienie nasilało się
szczególnie w nocy, kiedy leżałam w chacie pośród śpiących kobiet i dzieci i
myślałam: czy za coś takiego zginęła Walsu?
W drugim roku pobytu postanowiłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby
nie poddać się zagrażającej mi rozpaczy. Jedna z Bamburek, łagodna i niezbyt
rozgarnięta, batożona i bita przez mężczyzn i kobiety za to, że mówiła w ojczystym
języku, utopiła się na jednym z wielkich pól ryżowych. Położyła się w ciepłej wodzie,
sięgającej jej najwyżej do kostek, po czym utonęła. Bałam się tego przygnębienia, tej
rozpaczy. Postanowiłam, że zrobię użytek ze swoich umiejętności i nauczę wiejskie
kobiety i dzieci czytać.
Na kawałkach ryżowego materiału wypisałam podstawowe ćwiczenia
gramatyczne, z których zrobiłam grę dla dzieci. Niektóre starsze dziewczęta i kobiety
zaciekawiły się tym, co robiłam. Wiedziały, że ludzie w miastach i miasteczkach
umieją czytać. Uważały tę zdolność za coś tajemniczego, za czary, które dawały
ludziom z miasta wielką władzę. Nie zaprzeczałam.
Dla kobiet wypisałam wszystkie wersety i fragmenty Arkamye", które zdołałam
sobie przypomnieć, żeby je miały i nie musiały czekać, aż jeden z ludzi nazywających
siebie kapłanami" wyrecytuje dla nich święte słowo. Kobiety były dumne, że uczą
się tych wersetów. Pózniej kazałam swojej przyjaciółce Seugi opowiedzieć o
spotkaniu z dzikim kotem myśliwskim, na którego natknęła się w dzieciństwie na
mokradłach. Spisałam tę opowieść, zatytułowałam ją Lew z mokradeł, autorstwa
Aro Seugi", po czym odczytałam autorce i grupie kobiet i dziewcząt. Zachwycały się
i śmiały. Seugi płakała, dotykając pisma, w którym został zaklęty jej głos.
Wódz wioski, jego nadzorcy, przodownicy i synowie honorowi, cała hierarchia i
rząd wioski byli podejrzliwi i niezadowoleni z mojego nauczania, ale nie chcieli mi
go zabronić. Rząd regionu Yotebber poinformował, że organizuje szkoły, do których
wiejskie dzieci będą mogły uczęszczać przez pół roku. Wieśniacy wiedzieli, że ich
synowie odniosą korzyść, jeśli w szkole nauczą się pisać i czytać.
Wreszcie odwiedził mnie Wybrany Syn, potężnie zbudowany, blady mężczyzna,
który stracił oko na wojnie. Miał na sobie strój urzędowy, długi, obcisły płaszcz w
rodzaju tych, które wereliańscy właściciele nosili trzysta lat temu. Powiedział mi, że
nie powinnam uczyć dziewcząt, tylko chłopców.
Odparłam, że albo będę uczyć wszystkie dzieci, które mają na to ochotę, albo
żadnych.
- Dziewczęta nie chcą się uczyć czytać - stwierdził.
- Owszem, chcą. Do mojej klasy zgłosiło się czternaście dziewcząt i ośmiu
chłopców. Czyżbyś twierdził, że dziewczęta nie potrzebują uczyć się religii, Wybrany
Synu?
To sprawiło, że zamilkł na chwilę.
- Dziewczęta powinny poznawać życie Litościwej Pani - powiedział.
- Napiszę dla nich biografię Tual - obiecałam natychmiast, a Wybrany Syn
odszedł, ocalając godność.
Zwycięstwo to nie sprawiło mi wielkiej przyjemności, ale przynajmniej mogłam
dalej uczyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]