[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jayne. - Coś słyszałam o jakiejś nowej siostrze rajdówce...
- Rajdówce? - powtórzyła automatycznie Nadine i dopiero widząc
rozbawioną minę koleżanki, oblała się rumieńcem. - Podwiózł mnie do pracy i
to wszystko. Mój samochód nie chciał zapalić.
- A, rozumiem. Tylko tyle. Podobało ci się?
- Tu nie chodziło o przyjemność. Nie chciałam się spóznić i byłam mu
wdzięczna za przysługę.
- Rozumiem. Ale było przyjemnie?
- No... - zaczęła Nadine.
- To wspaniała maszyna.
- Owszem.
- Szybko jechał?
- Tym razem nie - odparła i natychmiast tego pożałowała.
- A więc to nie był pierwszy raz?
- Drugi.
- Przy twojej awersji do motocykli to duże osiągnięcie. Po trzecim razie
na pewno się wciągniesz.
- Jakim trzecim?
- Musisz przecież jakoś wrócić do domu.
- Idziesz wreszcie zadzwonić do pani Ryan czy ja mam to zrobić?
- Idę już, idę - uśmiechnęła się Jayne.
- 109 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Okazało się, że rodzina Alberta Whittingtona poznała okoliczności
wypadku i dowiedziała się, że nie była to jego wina.
- Udusiłabym tego kierowcę, gdybym tylko dostała go w swoje ręce -
sierdziła się Mo. - Tacy ludzie to mordercy! - krzyczała.
Nadine stała właśnie z grupą lekarzy omawiających przy łóżku Boba
Jenkinsa jego stan.
- Czy można by coś z tym zrobić? - spytał cicho doktor Russell,
spoglądając najpierw na Mo Ryan, a potem na Simona Yorka, którego matka
siedziała przy jego łóżku.
Reszta zespołu pewnie przypuszczała, że Seymour ma na myśli sytuację
Boba Jenkinsa, ale Nadine nie miała żadnych wątpliwości, o co mu chodzi.
Ona sama też zdawała sobie sprawę, co musi przeżywać pani York, słuchając
uwag Mo Ryan.
- Porozmawiamy o tym po obchodzie - odparła.
Kiedy lekarze odeszli od łóżka Boba Jenkinsa, Mo Ryan skierowała swą
uwagę na matkę Simona.
- To pani syn, kochana? - zawołała przez cały korytarz. Pani York
odpowiedziała jej lekkim skinieniem głowy. - Też miał wypadek, tak?
Biedaczek. Wiem, co pani czuje. Bezradność. Prawda, Sid? Nie mówiłam, że
czuję się taka bezradna?
- Mówiłaś - przytaknął Sid.
- A wie pani co? - ciągnęła Mo. - Nie czułabym się taka bezradna,
gdybym dostała w swoje ręce tego, który to zrobił mojemu staruszkowi. Pani na
pewno też czuje to samo, prawda?
- Trzeba coś z tym zrobić - rzekł kilka minut pózniej Seymour, kiedy
wraz z Angelem dołączył do Nadine i Jayne w gabinecie. - Boję się, co będzie,
- 110 -
S
R
kiedy ta kobieta się dowie wszystkiego. W jakim stanie jest teraz jej ojciec? Jest
pacjentem Toma Selby'ego, prawda?
Jayne skinęła głową i zajrzała do karty Alberta.
- Jego stan się pogarsza.
- A więc wkrótce rodzina przeżyje jego śmierć, a równocześnie dowie się,
że jej sprawca leży na sąsiednim łóżku. Może należałoby staruszka przenieść
na oddział ogólny?
- Owszem, ale nie ma tam ani jednego miejsca.
- Podejrzewamy u Simona infekcję oka, może więc przenieść go na
okulistykę? - zaproponował Angelo.
- Wolałbym mieć go tutaj, ale jeśli będzie tam miejsce, na jakiś czas
możemy go przenieść - zgodził się Seymour.
- Pójdę sprawdzić - powiedziała Jayne. - O, Barry Fletcher zaraz zacznie
swój spacer - dodała, otworzywszy drzwi na korytarz.
- Muszę przy tym być - rzekł Seymour. Już w progu o czymś sobie
przypomniał. - Nadine, a co z sobotą?
- Nie rozumiem - zmieszała się, świadoma, że Angelo jest świadkiem tej
rozmowy.
- Czy to nie dzień premiery?
- Ach tak, rzeczywiście. Dostałam już od mamy nasze bilety.
- Przyjechać po ciebie?
- Nie, mam drugą zmianę. Pojadę prosto do teatru. Spotkamy się w
bufecie.
- Dobrze - zgodził się Seymour i wyszedł.
- Mówiliście o wielkim dniu Fiony? - spytał Angelo, kiedy zostali sami.
- Tak. Po raz pierwszy gra taką dużą rolę. Obie mamy tremę!
- A ty będziesz miała przy sobie Seymoura... - rzekł cicho Angelo.
- Aha - odparła tak swobodnie, jak tylko mogła. - Seymour uwielbia
teatr, tak jak ja. A teraz chodzmy. Dziś swój wielki dzień ma Barry Fletcher.
- 111 -
S
R
Parę minut pózniej wróciła Jayne.
- Byłam na okulistyce. Mogą wziąć Simona - oznajmiła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl