[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmysłach zajmowały wszystkie małżeńskie przybory i stanowisko, jakie
miał zająć względem narzeczonej.
Malowanym będę mężem rzekł w duchu ale o to mniejsza... il faut
sauver les apparences112... Na wielkim świecie, szczęściem, miłość jest nie-
przyzwoitą et pas de mise113.
To mnie ratuje. Oboje będziemy poważni i ludzie mogą myśleć, że senty-
menta ukrywamy par une pudeur savante114. Kareta angielska ładna, ale
gdzie ją teraz pokazać?... Zaprząg nie inny jak a la Daumont115. Przodem ku-
rier w spodniach łosiowych, buty ze sztylpami116... koń tej samej maści co
czwórka. Dwóch lokai z tyłu... Liberia pąsowa, galony117 złote.
Mamy mieszkać w Pruhowie, stryj wynosi się do skrzydła... dwa osobne
apartamenta, zupełnie oddzielne... salon w pośrodku wspólny... c'est ca118.
Pokoje dla baronównej sam muszę urządzić, w domu u nich nie ma gustu.
Nie winię ją o to, ona tam nic jeszcze nie miała czasu zrobić, mais c'est abo-
minable!119 Kobieta ze zmysłem estetycznym poczuje piękność.
110
e t d e l a t e n u e (fr.) - i ułożenia
111
e t j a m a i s c a s s e r l e s v i t r e s (fr.) - i nigdy nie rozbijać
szyb
112
i l f a u t s a u v e r l e s a p p a r e n c e s (fr.) - należy zachować
pozory
113
e t p a s d e m i s e (fr.) - i nie praktykowaną
114
p a r u n e p u d e u r s a v a n t e (f r.) - przez wyszukaną wstydli-
wość
115
a l a D a u m o n t (fr.) - zaprzęg czterokonny, bez orczyka, z dwoma
woznicami
116
s z t y l p y (niem.) - tu: cholewy skórzane nakładane na krótkie buty
117
g a l o n (fr.) - pasek, tasiemka z lamy srebrnej lub złotej służące do
ozdobnego obszywania ubiorów, mebli itp.
118
c' e s t c a (fr.) - tak jest
119
m a i s c' e s t a b o m i n a b l e (fr.) - ale to straszne
53
Pierwsze dni będą rzeczywiście trudne. Najwłaściwiej by było zaraz wyje-
chać do Włoch, prosto od ołtarza, c'est tres comme il faut120, ale jakże stryja
tak porzucić? Niepodobna! niepodobna! A potem nie pytałem, czyby się na to
zgodziła?
W Gromach może zostać Nieczujska, ja bym tam nie potrafił mieszkać me-
squin121! A jakiego mają kucharza! i wino... przez grzeczność tylko wypiłem...
ocet...
Jeśli zechce jechać pózniej za granicę, pojadę za nią. Dziwne położenie.
Będę musiał poznawać żonę po ślubie... w żadnym niepodobnego nie czyta-
łem romansie. Boję się, żeby Bończa, który jest au fond122 złośliwy, nie plótł
co, żeby nas na zęby nie wzięto.
Powiada, że sama chce rządzić swymi dochodami? O tym nie wspomnia-
łem stryjowi, powiem mu to pózniej. Cóż mi do tego, mam dosyć... Małe
dłużki kawalerskie porobione bez wiedzy hrabiego spłacą się powoli.
Wedle wszelkiego podobieństwa ślub będzie w kaplicy lub salonie... ale to
rzecz stryja. Włożę frak czarny... tak, stanowczo krawat biały... to się rozu-
mie... włosy należy ufryzować! Byłbym za trzewikami i pończochami, ale o to
spytać muszę jeszcze. To kwestia.
Widzimy z tych próbek głębokich rozmyślań narzeczonego baronównej, iż
nie brał zbytnio do serca nieszczęśliwego położenia swego. Niekiedy jednak
bodło go to, że nie będąc ani brzydkim, ani niezgrabnym, tak jakoś mało zro-
bił wrażenia.
Przy dłuższym pożyciu rzekł przekona się, że nikogo z większym tak-
tem, elegancją i szykiem nade mnie nie znajdzie. Coute que coute123, chybaby
smaku nie miała, poznać się na mnie musi... Pochlebiam sobie! Podwoję sta-
rania, aby mnie nikt nie przeszedł ani ubiorem, ani manierą, ani delikatno-
ścią.
Uśmiechnął się sam do siebie w zwierciadle. W istocie trzeba mu było od-
dać sprawiedliwość, że w swoim rodzaju był egzemplarzem przewybornym i
że zrównać mu na polu jego popisów było trudno.
Tegoż dnia jeszcze, ożywiony dobrą nowiną, posłał stary hrabia list do
Gromów z podziękowaniem i życzeniem, aby baronówna jak najbliższy termin
ślubu oznaczyła. Jak zwykle podyktował go doktorowi, podpisał i odprawił.
Ku wieczorowi, skutkiem zapewne żywego zajęcia i lepszego humoru, stan
chorego polepszył się też znacznie. Doktor Pęklewski był uszczęśliwiony, pu-
chlina widocznie schodzić zaczynała, był to wypadek tak niespodziewany, tak
szczęśliwy, że hrabia, sam poruszony nim, przyznał nadwornemu swemu le-
karzowi genialność i naukę nadzwyczajną. Tego wieczora mógł trochę posie-
dzieć i jadł trochę więcej niż zwykle, z apetytem, jakiego dawno nie miał.
Triumf Pęklewskiego był ogromny, ale on sam nie bardzo go sobie jakoś
wytłomaczyć umiał. Jego podobno dziwiło to nie mniej jak wszystkich.
Następnego dnia nadeszła odpowiedz z Gromów. Baronówna oświadczała,
że się zastosuje do woli opiekuna i terminu oznaczać sama nie chce. Trochę
120
c' e s t t r e s c o m m e i l f a u t (fr.) - to bardzo na miejscu
121
m e s q u i n (fr.) - licho, nędznie
122
a u f o n d (fr.) - w gruncie rzeczy, właściwie
123
c o u t e q u e c o u t e (fr.) - za wszelką cenę, koniecznie
54
to zniecierpliwiło chorego, kazał przywołać Romana, pokazał mu list i rzekł
do niego:
Jedzże sam, umów się z nią, poproś, aby nie odkładała. Jest mi wpraw-
dzie cokolwiek lepiej, ale na to wiele rachować nie można. Pod tym pozorem
zobaczysz ją dłużej, boć trzeba się zacząć poznawać.
Roman, posłuszny jak zawsze, odebrawszy rozkaz, skłonił się, zawołał
Francois, rozrachował godziny, aby przed wieczorem stanąć, i natychmiast
się wybrał. Na wyjezdnym hrabia Filip powtórzył mu jeszcze raz:
Przywiezże mi termin stanowczy.
Ale jakże stryj by sobie życzył?
Jutro niepodobna, za tydzień może się zbierzemy, za dwa, kto wie, czy
nie byłoby za pózno... Zobaczysz, co ci powie. Nie chcę jej w tym zadawać
gwałtu.
Z tym Roman wyruszył do Gromów i tym razem, na drodze nie spotkawszy
nikogo, przybył przed samą wieczerzą. Zameldowano go pani, poszedł się
ubrać i znowu we fraku, z cylindrem pod pachą, ze szkiełkiem na sznurku
zjawił się w salonie, w którym zastał oprócz Hermy i gospodyni wcale niespo-
dziewanego gościa, na którego widok niezmiernie się zmieszał. Były to odwie-
dziny drugie pana Bończy, który już tym razem został na wieczerzy. Po przy-
witaniach Bończa nadzwyczaj serdecznie, czule, prawie protekcjonalnie po-
czął przyjmować hrabiego Romana, który do reszty zesztywniał.
Nie wiedziałem, że i tu znajomy... rzekł sucho.
Przyjechałem od męża pani Grzegorskiej po list.
A! a! odparł Roman i siadł nieco na uboczu.
Bończa trochę także fantazji stracił. Lola mogła ich teraz obu porównać
wygodnie, bec a bec124 siedzieli przy sobie; porównywała ich też okiem znaw-
cy Herma, znajdując, że Roman był dystyngowańszy, a Bończa zabawniejszy.
Zadawała sobie pytanie, którego by na męża wybrała, i musiała przyznać, że
wszystko mówiło za Romanem. Ten kwalifikował się pod pantofel najdosko-
nalej, gdy przygniecenie Bończy nader zdawało się wątpliwym.
Jakie uwagi czyniła Lola, nikt z niej odgadnąć nie potrafił, tak doskonale
odgrywała obojętność.
Na pierwszym wstępie zapytała o zdrowie opiekuna, hrabia Roman odpo-
wiedział, iż miał się nadspodziewanie dobrze i że przysłał go o tym ją zawia-
domić.
Na tym chwilowo przerwała się rozmowa.
Znam hrabiego Filipa odezwał się Bończa to człowiek żelazny, jestem
pewny, że i teraz zupełnie wyzdrowieje. Zapadał już nieraz ciężko, zawsze
chorobę zwyciężył energią i wolą życia.
Jakkolwiek pierwszy raz nie powiodło się Bończy w Gromach i powracać
już pono nie miał zamiaru, rozmyślił się potem, przyjechał i potrafił, najroz-
maitszych używając do tego środków, wciągnąć baronównę w dosyć żywą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]