[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko wzięłam cztery łyki gorącej herbaty. Tak jak zawsze zastanawiałam się, czy nie powinnam
jednak wtajemniczyć mamy we wszystko. To nie było miłe uczucie okłamywać ją czy też
przemilczać tak ważne rzeczy. Ale nie chciałam, żeby się o mnie martwiła czy wręcz wdała w
konflikt ze Strażnikami. Poza tym prawdopodobnie nie byłaby zachwycona, że przechowuję
skradziony chronograf i na własną rękę urządzam sobie wycieczki w przeszłość.
- Falk zapewniał mnie, że przez cały czas siedzisz tylko w piwnicy i odrabiasz lekcje - powiedziała.
- I mogę się martwić jedynie o to, że masz za mało światła dziennego.
Ociągałam się jeszcze przez sekundę, a potem uśmiechnęłam się krzywo.
- Ma rację. Jest ciemno i nudno jak diabli.
- To dobrze. Nie chciałabym, żeby stało się z tobą to co wtedy z Lucy.
- Mamo? Co się właściwie wtedy stało?
W ciągu ostatnich dwóch tygodni nie pierwszy raz zadałam jej to pytanie, ale jeszcze nigdy nie
udzieliła mi zadowalającej odpowiedzi.
- Przecież wiesz. - Mama znowu mnie pogłaskała. - Och, moja biedna myszeczko! Cała płoniesz z
tej gorączki!
Aagodnie odsunęłam jej rękę. Ze płonę, to prawda. Ale nie z gorączki.
- Mamo, ja naprawdę chcę wiedzieć, co się wtedy stało. Wahała się przez chwilę, a potem jeszcze
raz opowiedziała
mi to, o czym wiedziałam już od dawna: że Lucy i Paul uznali, iż nie wolno zamykać kręgu krwi,
ukradli chronograf i ukryli się razem z nim, ponieważ Strażnicy nie podzielali ich opinii.
- Ponieważ niemożliwe było wymknąć się z sieci Strażników, bo na pewno mają swoich ludzi w
Scotland Yardzie i w Secret Service, Lucy i Paulowi nie pozostało nic innego, jak przeskoczyć z
chronografem w przeszłość - mówiłam za nią dalej, niepostrzeżenie podnosząc kołdrę na stopach,
żeby trochę się ochłodzić. - Ale nie wiesz, do jakiego roku.
- No właśnie. Wierz mi, naprawdę nie było im łatwo wszystko tu zostawić. - Mama wyglądała,
jakby z trudem powstrzymywała łzy.
- No tak, ale dlaczego uznali, że nie wolno zamykać kręgu krwi?
Dobry Boże, ależ mi było gorąco! Po co mówiłam, że mam dreszcze?
Mama wpatrywała się w pustkę obok mnie.
- Wiem tylko, że nie ufali zamiarom hrabiego de Saint Germain i byli przekonani, że tajemnica
Strażników została zbudowana na kłamstwie. Dziś bardzo żałuję, że nie chciałam wiedzieć więcej...
ale wydaje mi się, że Lucy tak wolała. %7łeby nie narażać mnie na niebezpieczeństwo.
- Strażnicy myślą, że tajemnica kręgu krwi jest swego rodzaju cudownym środkiem. Lekiem, który
uleczy wszystkie choroby ludzkości - powiedziałam i z miny mamy mogłam wyczytać, że ta
informacja tak naprawdę nie jest dla niej nowa. - Dlaczego Lucy i Paul mieliby przeszkodzić w
wynalezieniu tego leku? Dlaczego mieliby być temu przeciwni?
- Bo... cena za to zdawała im się zbyt wysoka. - Te słowa mama wypowiedziała szeptem. Z kącika
oka oderwała się jej łza i potoczyła po policzku. Wytarła ją pospiesznie wierzchem dłoni i wstała. -
Spróbuj trochę się przespać, skarbie - dodała
normalnym głosem. - Na pewno zaraz zrobi ci się ciepło. Sen to zawsze najlepsze lekarstwo.
- Dobranoc, mamo.
W innych okolicznościach na pewno wierciłabym jej dziurę w brzuchu dalszymi pytaniami, ale
teraz nie mogłam się wprost doczekać, kiedy wyjdzie. Z ulgą odrzuciłam na bok kołdry i tak
gwałtownie otworzyłam okno, że wystraszyłam dwa gołębie (a może duchy gołębi?), które
wygodnie umościły się na noc na gzymsie. Nim Xemerius wrócił ze swego kontrolnego przelotu po
domu, zdążyłam już zmienić przepoconą piżamę na świeżą.
- Wszyscy leżą w swoich łóżkach, Charlotta też, ale gapi się w sufit i robi ćwiczenia rozciągające -
zrelacjonował Xeme-rius. - O, wyglądasz jak homar.
- I tak się też czuję.
Z westchnieniem zaryglowałam drzwi. Nikt, a zwłaszcza Charlotta, nie może wejść do tego pokoju,
kiedy mnie nie będzie. Niezależnie od tego, jakie miała plany wobec swych mięśni, tu w żadnym
wypadku nie wolno jej wejść.
Otworzyłam szafę i wzięłam głęboki wdech. Z wielkim trudem przecisnęłam się przez dziurę i
doczołgałam do krokodyla, w którego brzuchu, na łożu z wełny drzewnej, spoczywał chronograf.
Moja czysta piżama zrobiła się przy tym z przodu brudnoszara, zebrałam też sporo pajęczyn.
Ohyda.
- Tu masz... takie małe coś - powiedział Xemerius, wskazując na moją pierś, kiedy wyczołgałam się
z powrotem z chronografem pod pachą.
Małym czymś okazał się pająk, wielki jak dłoń Caroline (no, w każdym razie mniej więcej taki).
Musiałam się mocno opanować, żeby zdusić wrzask, który obudziłby nie tylko wszystkich
mieszkańców domu, ale też całą dzielnicę. Strząśnięty pająk próbował pospiesznie znalezć
kryjówkę pod moim łóżkiem (to niesamowite, jak szybko można biegać na ośmiu nogach!).
- Brrr, brrr - szczękałam zębami przez minutę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]