[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozwolił się zobaczyć. Zadanie było trudne, ale wykonalne, pomyślała, lekko uśmiechając się.
ROZDZIAA 17
Nie ma nic piękniejszego niż pomysł, który pozwala człowiekowi wygrywać. Po
przygodach w Puszczy Augustowskiej wróciliśmy z Susan do Warszawy, a ja umówiłem się na
rozmowę w cztery oczy z Walewskim. Gość nie przypuszczał nawet, że umysł byłego
dziennikarza śledczego mógł być dla każdego policjanta i detektywa niczym wzorzec z Sevre.
Mój umysł, oczywiście. Byłem z siebie tak zadowolony, że po drodze śpiewałem w
samochodzie piosenki Roda Stewarta. Susan też się z tego cieszyła, ale widać było, że czeka
na moje ostateczne załamanie nerwowe. Nic dziwnego, nigdy nie miałem swojego
psychoanalityka i pod tym względem nie kwalifikowałem się nawet do otrzymania zielonej
karty.
W Warszawie byliśmy kilka minut po piętnastej. Zaprosiłem dziewczynę do Tradycji przy
Belwederskiej i przez ponad godzinę pokazywałem, w co naprawdę wierzę. Zamówiłem
przystawki, zupy, drugie dania, kawę i desery. Jeśli chodzi o ścisłość, były to: tatar, zupa
borowikowa, pieczona kaczka i szarlotka. Potraw zamówionych przez Susan nie
zapamiętałem, bo nie chciałem się rozpraszać. W końcu to nie ja je jadłem. Uczta w Tradycji
kosztowała więcej niż lot na księżyc, ale było warto. Wreszcie przestałem gadać po próżnicy i
po prostu jadłem. Oczywiście to nie przeszkodziło Susan trajkotać jak maszynka. Nawet nie
wiem, o czym mówiła. Koło siedemnastej odwiozłem ją do jej mieszkania i pojechałem do
biura naradzić się z Walewskim. Siedliśmy sobie wygodnie, a zza okna dolatywały do nas
strzępy ulicznych nawoływań i warczenie samochodów. Walewski masował sobie brzuch.
Zwierzył się, że zjadł w dworcowym kiosku nieświeżego hamburgera. Szczerze mu
współczułem, ale pomocy nie zaproponowałem. Nie wyglądał na umierającego, więc był
zdrowy.
 Chcę mieć oko na Radwana  zacząłem.  Muszę wiedzieć, gdzie chodzi, je, mieszka, z
kim się spotyka. Ma się znalezć pod obserwacją...
 Chce nas przewalić?  zapytał przytomnie Walewski.
 Kto wie? Niełatwo jest wybulić milion euro  odpowiedziałem, a mój współpracownik
zrozumiał.
 Mogą się dogadać z porywaczami, a my tylko stracimy czas  wyjaśniłem.
 Zrobi się  szepnął Walewski i dłonią mocniej potarł swój brzuch. Tylko mi się tu bracie
za bardzo nie rozluzniaj, pomyślałem. To czyste pomieszczenie i niech takie zostanie.
 Musi pan sprawdzić bilingi Radwana dwa tygodnie wstecz. Ciekawy jestem, gdzie w tym
czasie przebywał, do kogo dzwonił  zdecydowałem, wiedząc, że łamiemy prawo.
Walewski wyszedł, a ja zacząłem zastanawiać się nad kilkunastoma tysiącami ludzi, którzy
każdego roku przepadali bez wieści. Niektórzy się odnajdywali, jednak los większości
pozostawał na zawsze tajemnicą. Kiedy tak rozmyślałem, moja głowa pochyliła się do przodu
i omal nie usnąłem. Z półsnu wyrwał mnie dzwięk otwieranych drzwi dobiegający z korytarza.
Natychmiast wymacałem pod pachą pistolet i przygotowałem na najgorsze. Nikogo się nie
spodziewałem, godziny przyjęć już dawno minęły. Może i wygarnąłbym do intruza, gdyby nie
to, że rozpoznałem w nim panią Arietę Sosnowską-Radwanową. Nie była na wózku, poruszała
się o własnych siłach.
 Dobry wieczór  pozdrowiła mnie ciepło i usiadła tuż przede mną. Sięgnęła po papierosa.
Po chwili dym wypełnił całe pomieszczenie. No, no, zapowiadało się ciekawie. Cudowne
ozdrowienie, wieczorna niezapowiedziana wizyta i coś nieprzyjemnego w spojrzeniu...
 Dobry wieczór. Co za niespodzianka?  odpowiedziałem, wciągając kinolem nikotynę. 
Czym mogę służyć?
 W komputerze mojego męża znalazłam filmy i zdjęcia pornograficzne  powiedziała bez
ceregieli matka porwanej Nany.  Przypadkowo weszłam do jego pokoju i zobaczyłam
włączony komputer.
 Były tam zdjęcia państwa córki?  zapytałem obcesowo. Jak się bawić, to się bawić. Pani
Radwanową obrzuciła mnie zaskoczonym spojrzeniem i zaprzeczyła.
 Pan mnie zle zrozumiał. Mąż w ten sposób próbuje natrafić na córkę...
 I natrafił?
 Chyba nie  odpowiedziała.  Nie jestem pewna.
 To co panią tak zdenerwowało?  zapytałem i dyskretnie przysunąłem się do okna. Palenie
papierosów nie było moim ulubionym sportem.
 Tam były zdjęcia dzieci  wyszeptała z trudem.
 Co pani chce przez to powiedzieć?  Tym razem zaniepokoiłem się nie na żarty. Oto
zbliżała się do mnie pedofilia w najczystszej postaci. Czułem to.
 Te dzieci były nagie...
 Znała je pani?  przerwałem. W jednej chwili zapomniałem o dymie i fatalnych skutkach
biernego palenia.
 Tylko jedno  pokiwała głową.  Tam była moja córka. Na komputerze mojego męża są
zdjęcia Nany, kiedy miała osiem lat. W wannie, w pokoju, na łóżku... Co ja mam o tym
myśleć? Czy ktoś nas szantażuje? Kto zrobił te zdjęcia? Nie myśli pan chyba, że mój mąż...
 Nie myślę  uspokoiłem ją, ale swoje wiedziałem.  Mogę zadać pani kilka pytań?
 Proszę  zgodziła się i zapaliła drugiego papierosa. No, teraz to już moja odporność na
pewno spadnie do zera. Pojawią się grypy, anginy, bladość, drżenie mięśni, kaszel...
 Czy pani mąż nigdy nie zachowywał się dziwnie wobec córki?  zapytałem najgrzeczniej, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl