[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
Kiedy zaczęła wspominać o kupnie drugiej połowy domu, która należała do
niego, zaczął mieć nadzieję. Przecież nie nalegałaby na to tak bardzo, gdyby nie
żywiła do niego cieplejszych uczuć.
Nadal jednak nie wiedział, jak ma się zachowywać w stosunku do Caitlin.
Zaczął więc być wobec niej trochę złośliwy, tak jak wobec swoich sióstr, lecz to
także nie zadziałało, ponieważ panna Beck potrafiła być równie kąśliwa jak on.
Kiedy Caitlin wracała do domu po pracy, znikała w swoim mieszkaniu i nie
widywał jej wcale, aż wpadł na pomysł z odwiedzinami. Zaczął to robić każdego
dnia.
Możliwe, że mu się tylko wydawało, ale miał wrażenie, iż nie jest Caitlin zu-
pełnie obojętny, a ona unika go z jakiejś konkretnej przyczyny. Ostatnio doszedł do
wniosku, że musi kogoś mieć w San Francisco.
Zastanawiał się, czy nie zacząć się spotykać z kimś innym. Przecież dobrze
wiedział, że jeśli kobieta kilka razy mówi nie", to należy dać jej spokój. Ale w
podświadomości coś mu mówiło, że z panną Beck jest zupełnie inaczej.
Powinien jednak wstydzić się za to, że bez przerwy pakował się w jej życie.
No cóż, lecz ta zagadkowa kobieta tak bardzo go intrygowała...
A on zawsze uwielbiał zagadki.
Czuł, że jest spięty. Postanowił chociaż przez chwilę nie myśleć o Caitlin.
Miał się dzisiaj zjawić na comiesięcznym rodzinnym obiedzie u rodziców. Gdyby
się tam nie pokazał, jego matka natychmiast by tu przyjechała, z niepokojem w
sercu i z rosołem w garnku. Chętnie do swoich staruszków zabrałby Caitlin, ale ona
opierała się wszelkim kontaktom z jego rodziną. A poza tym za trzy kwadranse,
filmowana przez kamery telewizyjne, będzie odbierać nowy samochód. Samochód
o wartości pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Dużo by dał za to, aby się dowiedzieć,
jak Izba Handlowa skłoniła Gordiego do takiego podarunku.
Caitlin na pewno pokocha ten samochód. A on był pierwszą osobą, z którą
podzieliła się tą radosną wiadomością. Zaczął się zastanawiać, jak mógłby wyko-
S
R
rzystać tę sytuację. Caitlin nie miała tu żadnej rodziny, a ponieważ jest w mieście
od niedawna, nie ma również wielu przyjaciół. A przecież w telewizji wyglądałoby
dużo lepiej, gdyby Caitlin odbierała nagrodę otoczona kręgiem najbliższych osób.
Uśmiechając się pod nosem, podniósł słuchawkę telefonu.
Co należałoby włożyć na taką okazję? Caitlin stała przed otwartą szafą, z
uwagą przyglądając się wiszącej tam garderobie.
Spodnie odpadają, zresztą te najfajniejsze leżą w łazience, zbrukane błotem.
Kostium nie pasuje, bo nadaje się tylko do pracy. Jed często ironizował na temat jej
strojów. Twierdził, że są potwornie oficjalne i pozbawione wyrazu.
Więc tym razem pokaże mu! Bez chwili wahania wyciągnęła z rogu szafy
błękitną sukienkę. Kupiła ją, ponieważ założyła się z Anną. Jej przyjaciółka twier-
dziła, że Caitlin nigdy nie odważy się tak ubrać, i po części miała rację. Bo
wprawdzie kupiła tę kreację, ale natychmiast ukryła ją w szafie. Aż do dzisiaj.
Przyjrzała się uważnie sukni. Była wspaniała, ale zupełnie nie w jej stylu. Nadawa-
ła się na przyjęcia, lecz nie do pracy. Nie, to nie dla niej.
- A dlaczegóż by nie? - mruknęła pod nosem.
Przecież nie codziennie wygrywa się samochód. Nigdy nie była ryzykantką.
Chociaż, biorąc pod uwagę noc spędzoną z Jedem, miała również i takie chwile. A
poza tym na pewno jeszcze przez długi czas nie trafi jej się żadna inna okazja, by
włożyć tę śliczną, błękitną sukienkę.
Kilka minut pózniej, kiedy stała przed lustrem poprawiając fryzurę i makijaż,
usłyszała nadjeżdżające samochody. Zaczęła się zastanawiać, iluż to ludzi przy-
wiózł ze sobą pan Carrow.
Zbyt podekscytowana, by poczekać na dzwonek, wybiegła z mieszkania.
Usłyszała, że Jed również idzie na dół. Zawsze był przy niej ze swoimi radami i
opiniami, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? Jednak akurat dzisiaj jej to od-
powiadało. Chciała, żeby ktoś dzielił z nią to radość z wygranej.
Nim otworzyła drzwi, wzięła głęboki oddech, by opanować rozdygotane ner-
S
R
wy. Nie mogła już dłużej czekać. Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
Nacisnęła klamkę.
I zobaczyła przed sobą jedenastoletnią osóbkę z aparatem na zębach i akor-
deonem w objęciach. Dziewczynka natychmiast zaprezentowała swoje umiejętności
muzyczne.
Caitlin zamurowało. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Na dodatek młoda
artystka, pełna entuzjazmu, fałszowała niemiłosiernie. Kimkolwiek była, Caitlin nie
miała sumienia po prostu zatkać uszu. Dziewczynka uniosła wzrok znad akordeonu
i uśmiechnęła się radośnie.
Skąd ja znam ten uśmiech, próbowała sobie przypomnieć Caitlin. Po chwili
nie miała już najmniejszych wątpliwości. Za jej plecami pojawił się Jed. On i
dziewczynka wyglądali niemal identycznie.
- Cześć, Jessie. Grasz wspaniale. Twoje lekcje naprawdę się opłaciły. A gdzie
mama i tata?
Dziewczynka przerwała grę w połowie akordu.
- Cześć, wujku. Tato powiedział, że powinnam zabrać ze sobą instrument, bo
na pewno na przyjęciu będzie potrzebna muzyka. Powiedział też, że wszyscy po-
winni nacieszyć się moją grą, a nie tylko mama i on.
Jed odchrząknął, starając się ukryć rozbawienie.
- Twój tato jest bardzo, ale to bardzo wspaniałomyślny.
- Wiedział, że tak powiesz. O, już idą. Mama potrzebuje teraz pomocy, nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]