[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się już ku zachodowi, było jeszcze na tyle jasno, że dziewczyna dostrzegła petroglify
prześwitujące spod winorośli.
Cole pomógł jej zsiąść z konia.
- Czy o to ci chodziło? - spytał cicho.
Udała, że nie słyszy bólu w jego głosie. Wmawiała sobie, że Cole Jordan na pewno nie
jest w niej zakochany. Wydawała mu się po prostu egzotyczna, a mężczyzni lubią niezwykłe
kobiety.
Poszła w stronę petroglifów, zerkając przez ramię na Cole'a, który patrzył gdzieś w górę.
Gdy znów spojrzała przed siebie, zauważyła, że skały znikają jej powoli z pola widzenia,
przybierając upiorny wygląd. Kady oglądała jednak tyle horrorów w telewizji, że aż tak
bardzo się nie przeraziła. Mimo wszystko zaniemówiła ze zdziwienia, gdy ogromne głazy
rozpłynęły się na dobre w powietrzu, a w ich miejsce pojawiło się...
- Moje mieszkanie - powiedziała głośno - Mogę wrócić do domu!
Bez namysłu podbiegła do Jordana i pocałowała go w usta.
- Zawsze będziesz mi bliski - szepnęła. - Zawsze. Nigdy o tobie nie zapomnę.
Chciałabym...
- Czego? Czego byś chciała? - dopytywał się Cole, tuląc dziewczynę w objęciach.
- Chciałabym się rozdwoić - odparła. - Jedna Kady zostałaby tutaj, druga wróciłaby
do domu.
61
- Nie odcho... - zaczął, ale Kady zamknęła mu usta pocałunkiem, wyzwalając się
energicznie z jego objęć. Dotknąwszy stopami ziemi, podbiegła do skały w obawie, że jeśli
natychmiast nie wróci do domu, to już nigdy się na to nie zdobędzie.
Przed jej oczami majaczył niewielki pokój urządzony tanimi meblami. Na podłodze
leżało pudło po mące, w którym znalazła suknię ślubną, a na kanapie - starannie złożony
fartuch. Zielone światełko automatycznej sekretarki sygnalizowało wyraznie, że ktoś nagrał
na taśmie wiadomość. W końcu zniknęła przed paroma dniami, więc na pewno telefonował
Gregory. Niewątpliwie szukała jej również policja.
Z wyciągniętą ręką zrobiła ostatni krok, jaki ją dzielił od apartamentu.
Nagle jednak ujrzała przed sobą mężczyznę na koniu.
- To przecież jego kocham - przemknęło jej przez myśl.
Temu właśnie mężczyznie - a nie jasnowłosemu Cole'owi i podobnemu do Araba
Gregory'emu - oddała swoje serce.
Nieznajomy miał jak zwykle zasłoniętą twarz. W snach rozumiała go bez słów. Teraz
jednak Kady nie wiedziała, co tajemniczy jezdziec pragnie jej przekazać. Stał bardzo
blisko, lecz kiedy wyciągnęła rękę, odsunął się natychmiast na bezpieczną odległość.
Patrzył na nią tak smutno, jakby czuł, że coś się kończy. Jakby się bał, że ją utraci. I choć
Kady podeszła do niego bez wahania, gdyż jak zwykle pragnęła z nim zostać, odległość
między nimi znowu się zwiększyła.
- Co mam zrobić? - szepnęła, widząc, że mężczyzna unosi rękę zapraszającym
gestem. - Czy kiedykolwiek będziemy razem? - spytała, usiłując nadaremnie pochwycić
jego dłoń. - Czy kiedyś nadejdzie nasz czas?
Brunet nie odpowiadał, ale jego oczy błyszczały i płonęła w nich taka miłość, że Kady aż
zaparło dech z wrażenia. Ponad wszystko na świecie pragnęła wskoczyć na konia i odjechać
w nieznaną dal.
Powstrzymał ją jednak Cole, który pochwycił ją nagle w ramiona i oderwał od skały.
W tej samej chwili zniknęło tajemnicze przejście, a w jego miejsce pojawił się kamień.
- Nie - szepnęła Kady, usiłując wyrwać się Cole' owi, ale on trzymał ją jednak zbyt
mocno.
- Nie! Nie! Nie! - krzyczała, tłukąc go na oślep pięściami.
- Nie chcę tu zostać! Muszę wrócić do swoich czasów. Ty... - wrzasnęła, po czym
użyła paru epitetów, jakich nigdy nie słyszał w ustach kobiety. Wydało się jej, że Cole
większości z nich nie zrozumiał.
- Przepraszam cię, Kady, nie chciałem... - szepnął, rozluzniając uścisk.
Odpychając go gwałtownie, rzuciła się w stronę skały i powiodła bezradnie ręką po
szorstkiej, chropowatej powierzchni.
Czyżby kamień rozstępował się tylko o określonych godzinach? A może jedynie w
niektóre dni tygodnia? Gdzie należało szukać klucza do tej tajemnicy?
- Posłuchaj, Kady - Cole patrzył w ziemię wzrokiem zbitego psa. - Naprawdę bardzo
mi przykro. Nie mogłem tego znieść. - Przekrzywiając głowę, zerknął na nią błagalnie
spod gęstych rzęs. - Nie rozumiesz, że cię kocham?
- Gdybyś mnie kochał, pomógłbyś mi wrócić do domu. A ty okazałeś się po prostu
zwyczajnym egoistą.
- Jeśli to oznacza, że pragnę, byś ze mną została, z pewnością masz rację. Póki żyję,
będę o ciebie walczył.
- A może w tym właśnie tkwi klucz do całej tajemnicy?
- Jaki klucz? - spytał, patrząc na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Chodzi o to, że żyjesz. Gdybym wbiła ci w serce jeden z tych twoich noży, pewnie
skała znowu by się rozstąpiła, a ja mogłabym spokojnie odejść.
62
- Spróbuj - odparł dobrodusznie. Kady uniosła ręce w geście rozpaczy.
- I co ja mam teraz zrobić? - szepnęła bezradnie.
- %7łyć ze mną długo i szczęśliwie - zaproponował nieśmiało Cole.
Obdarzyła go morderczym spojrzeniem.
- Rozumiem. Chcesz przyjechać tu jutro?
- Nie zostawiłeś mi wyboru. - Podeszła do konia i odwróciła się. - Muszę się jakoś
dostać do domu. Przysięgnij, że mi pomożesz.
Cole'owi zaświeciły się oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl