[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dee Haycox.
- Zrywam z tobą, kotku. - Wyszukanym gestem musnęła
koniuszkami palców jego policzek. - Przez cale lata uganiałam
się za tobą jak głupia, ale to już przeszłość. - Oczy jej rozbłysły.
- Przenoszę się do Denver. Będę prowadzić klub odnowy bio-
logicznej. To prezent od tatusia - dodała wyjaśniająco. Leciutko
zmarszczyła brwi. - Taki układ na odległość to nie dla mnie.
Dla ciebie chyba też, prawda? Czekałam na właściwy moment,
by ci o tym powiedzieć, i ta chwila nadeszła - dokończyła z za-
dowoloną miną.
Katy jeszcze do siebie nie doszła.
S
R
- O mój Boże! - westchnęła cichutko.
- To wasze prywatne sprawy - odezwała się Laura, chcąc
się wycofać. - Zostawimy was samych.
Brandee powstrzymała je machnięciem ręki.
- Nie ma potrzeby. Powiedzieliśmy sobie już wszystko. -
Zerknęła na Matta. - Prawda, kochanie? - zapytała beztrosko.
Matt zamrugał powiekami, ciągle jeszcze nie mógł się po-
zbierać.
- Tak, chyba tak. - Zaczerpnął powietrza, uśmiechnął się.
- No, to życzę ci szczęścia. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie
po twojej myśli.
Dziewczyna popatrzyła na niego rozpromieniona.
- Naprawdę jesteś kochany. Będę za tobą tęsknić, przystoj-
niaczku. - Pocałowała go lekko, odwróciła się i odeszła.
Odprowadzili ją wzrokiem. Katy i Laura popatrzyły na Mat-
ta. Nadal był oszołomiony. Przedłużająca się cisza robiła się
coraz bardziej nie do zniesienia. Przerwała ją Jessica.
- Yuhuu! - wykrzyknęła, rzucając się z tyłu na ojca i z całej
siły ściskając go w pasie. - Tatusiu, ona nam wcale nie jest
potrzebna! Poczekaj tylko, a sam zobaczysz!
- No wiesz - Dylan pokręcił głową. -Ale ci się udało, nawet
nie musiałeś ruszyć palcem! Ta Brandee ścigała cię od tylu lat,
że kiedy cię wreszcie dopadła, bałem się, że już po tobie.
- Ja też już trochę się bałem - przyznał Matt, pociągając tęgi
łyk piwa. - Ale tak czy inaczej, to był dla mnie szok - dodał.
- Niezbyt przyjemnie usłyszeć coś takiego, zwłaszcza przy
ludziach - ciągnął Dylan.
Matt przyjął to stwierdzenie wzruszeniem ramion. W gruncie
rzeczy nie obchodzili go inni, chodziło mu tylko o Laurę. Ta jej
mina...
- Jessica nawet nie kryła, że jest uszczęśliwiona - rzekł.
- Brandee nie za bardzo nadaje się na matkę.
- Powtórz to jeszcze raz, stary! - zaśmiał się Dylan.
S
R
- Tak czy inaczej sprawa skończona. Prawdę mówiąc, mam
już dość tego szarpania się z panienkami. Chyba zrobię sobie
trochę przerwy, nim zacznę się rozglądać za następną.
- Zwięta racja - przyznał Dylan. - Tak właśnie zrób.
W poniedziałek rano John Reynolds zaprosił do siebie Laurę
na filiżankę kawy. Pogratulował jej udanej relacji z sobotniego
pikniku.
- Naprawdę świetnie ci poszło - dodał na koniec. - A prze-
cież wiem, że niełatwo pisać o rodzinie szefa.
Rzeczywiście nie było łatwo. Niezle się natrudziła nad tym
tekstem, próbując zdobyć się na obiektywizm. Ale ostateczny
efekt był całkiem dobry. Zresztą było jej trochę żal Matta. Ta
Brandee jest zupełnie bez wyczucia. Zachować się na imprezie
w taki sposób!
- Jak według ciebie udała się impreza? - dopytywał się
John. - Wydaje mi się, że wszyscy dobrze się bawili. Przynaj-
mniej do momentu, kiedy skończyło się piwo - uśmiechnął się.
Laura roześmiała się głośno.
- To nie miało znaczenia. Myślę, że wszyscy byli zado-
woleni.
- Usłyszałaś może coś ciekawego? - zapytał.
Dziewczyna zastanowiła się przez moment.
- Właściwie nie - rzekła. - Wszyscy mówili tylko o ogło-
szeniu.
John zmarszczył brwi, upił łyk kawy.
- Rzeczywiście, to wzbudziło ogromną ciekawość.
Od progu nieoczekiwanie dobiegł znajomy głos.
- Co jest takie ciekawe?
No tak, pewnie sądził, że rozmawiamy na jego temat, domy-
śliła się Laura, odwracając się w stronę wchodzącego Matta.
- To ogłoszenie - wyjaśniła. - Na pikniku ludzie o niczym
innym nie mówili.
Matt skrzywił się z niesmakiem, W spłowiałych dżinsach
S
R
i flanelowej koszuli w czerwoną kratę wydawał się jeszcze po-
tężniejszy niż zwykle. Dzisiaj nie był skory do żartów.
- Współczuję temu, kto je dał. Prędzej czy pózniej wyjdzie
szydło z worka i okaże się, kto to jest.
- Dlaczego mu współczujesz? - zdziwiła się Laura. - We-
dług mnie miał świetny pomysł.
- Zwietny pomysł! - Matt wzniósł oczy do nieba. - Przeko-
na się na własnej skórze. Jeśli już kogoś trafi, to taką, która
[ Pobierz całość w formacie PDF ]