[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem zamówiła taksówkę i pojechała na dworzec. Dwie godziny pózniej
była już w domu. Penny zgodziła się zaopiekować Edwardem do końca
dyżuru Patricka, więc Connie miała trochę czasu dla siebie.
Włożyła dżinsy, starą bluzę, wygodne buty, ciepłą kurtkę i poszła z
psami nad rzekę. Było dość wilgotno, ale się tym nie przejmowali; zwierzaki
były ponad to, a Connie miała ważniejsze sprawy na głowie niż pogoda.
Bolało ją ramię. Bez gipsowego opatrunku było słabe i nad-wrażliwe.
Wsunęła dłoń do kieszeni, żeby ją ochronić. Za miesiąc ma się zgłosić na
badania, ale szanse na całkowite wyzdrowienie są chyba niewielkie.
Pociągnęła nosem. Od zimna dostała kataru, a oczy jej łzawiły. Nic
dziwnego, skoro było wietrznie. Wytarła nos wierzchem dłoni i w końcu
dała za wygraną; oparła się o pień drzewa i wybuchnęła płaczem.
- Connie! - Patrick rozglądał się po mieszkaniu. Czyżby jeszcze nie
wróciła? Po chwili uświadomił sobie, że psów także nie ma i doszedł do
wniosku, że zabrała je na spacer.
- Czy Connie jest w domu? - wypytywał z niepokojem Edward. -
Wróci, prawda, tatusiu? Przecież obiecała.
85
RS
- Oczywiście. - Patrick odetchnął z ulgą, gdy zauważył brak kurtki i
psich smyczy. - Wyszła ze zwierzakami. Może zrobimy jej niespodziankę i
zamówimy chińskie jedzenie?
Edward pokiwał głową. Patrick zwichrzył mu czuprynkę.
- Mogę dostać kurczaka w sosie cytrynowym?
- Jasne. Zaraz zadzwonię do restauracji. Jak było u Penny? Dobrze się
bawiłeś?
- Malowaliśmy palcami. - Edward ponownie skinął główką. - Zrobił
się okropny bałagan.
- Pokażesz mi obrazki?
- Były mokre, więc Penny kazała mi je zostawić. Zabiorę następnym
razem. Kiedy znów będę mógł do niej pójść?
Wspaniale, pomyślał Patrick, nieco zdziwiony tym wybuchem
entuzjazmu.
- Kiedy zechcesz, ale musimy jeszcze zapytać Connie o zdanie,
prawda?
Zadzwonili do chińskiej restauracji i złożyli zamówienie, a potem,
zostawiając na blacie liścik do Connie, wsiedli do auta i pojechali odebrać
dania. Gdy wrócili, ubłocone psy leżały w swych koszach, a Connie
siedziała przy stole i z ponurą miną piła herbatę. Chora ręka leżała na
kolanach.
- Connie! - krzyknął uradowany Edward i rzucił się w jej stronę.
Natychmiast odstawiła kubek, przytuliła go i pogłaskała po głowie.
- Cześć, króliczku. Stęskniłam się za tobą. Dobrze się dzisiaj bawiłeś?
- Pewnie! Malowałem palcami. - Wysunął się z objęć Connie i
popatrzył na nią. - Jak twoja ręka? Zdjęli ci gips?
86
RS
- Tak.
- Jesteś już zdrowa?
Zmarszczyła nos i przez chwilę wyglądała jak mała dziewczynka,
krucha i bezbronna.
- Niezupełnie. Bez gipsu czuję się dość dziwnie.
- Szybko się przyzwyczaisz. Popatrz, mamy chińskie jedzenie. -
Patrick otworzył pojemniki i postawił na stole trzy talerze, kątem oka
obserwując Connie i Edwarda. Zrobiło mu się ciepło na sercu.
Była wobec niego wyjątkowo serdeczna i chyba szczerze go polubiła,
ale teraz najwyrazniej coś ją dręczyło. Spojrzał jej w oczy ponad głową
Edwarda. Uśmiechnęła się smutno, jakby chciała powiedzieć, że pózniej
będzie czas na rozmowę.
Podczas kolacji zauważył, że Connie nie ma apetytu. Zabrał Edwarda
na górę, wykąpał go i położył do łóżka.
- Chcę, żeby Connie mi poczytała - oznajmił chłopiec.
- Dziś damy jej spokój - odrzekł Patrick. - Myślę, że boli ją ręka. Ja ci
trochę poczytam, zgoda?
Edward skinął głową, przytulił misia i wsunął się pod kołdrę. Zasnął,
nim Patrick zamknął książeczkę.
Teraz trzeba zająć się Connie, pomyślał.
Siedziała nadal przy kuchennym stole, na którym piętrzyły się puste
opakowania. Wskazującym palcem lewej ręki machinalnie przesuwała po
blacie ziarenko ryżu.
Patrick zrobił porządek, szybko przetarł stół, napełnił winem dwa
kieliszki i usiadł naprzeciwko Connie.
87
RS
- Miałeś rację - powiedziała bez żadnych wstępów. - Jeden z nerwów
został trwale uszkodzony. Moja lekarka zleciła badania kontrolne, ale
rokowania nie są najlepsze.
- Mogę obejrzeć? - spytał cicho i położył na stole blade, wychudzone
ramię. Podciągnął wysoko rękaw, obejrzał blizny, sprawdził ruchomość
stawów. Ortopeda zapewne powiedziałby, że wszystko w porządku, ale
neurolog uznałby, że stan jest fatalny. - Skóra jest mocno wysuszona. Masz
jakiś krem?
- Stoi przy zlewie - odparła machinalnie.
Wycisnął sporą ilość kosmetyku na jej rękę i wmasował go delikatnie.
- Moja kochana Connie, biedna mała rączka - mruknął łagodnie, gdy
poczuł, że drży.
Wstał powoli, wypuścił z rąk bezwładne ramię, podniósł ją delikatnie i
zaprowadził do salonu. Usiadł w fotelu, posadził ją sobie na kolanach i
przytulił, kiedy się rozpłakała.
- Och, Connie, tak mi przykro - mruknął, wsuwając jej za uszy
kosmyki jasnych włosów i ocierając łzy.
Odetchnęła z trudem, wyciągnęła z kieszeni zmiętą chusteczkę i
głośno wytarła nos.
- Mogło być gorzej - odparła rozsądnie. - A gdybym nie przeżyła
upadku? Niesprawna ręka to mniejsze zło.
Taka dzielna dziewczyna, a zarazem straszny głuptas. Ona się
marnuje! Gdy podniosła wzrok, ze zdumieniem dostrzegł w jej oczach
pożądanie. W nim także odezwał się mężczyzna.
- Patrick? - szepnęła.
88
RS
Nie potrzebował dodatkowej zachęty. Serce biło mu niespokojnie i był
przekonany, że oszaleje, jeśli nie pozna smaku jej ust. Kiedy Connie
mimowolnie oblizała wargi, lekko ją pocałował.
- Connie...
Zapomniał o wahaniu i niepewności. Od dawna już marzył o tym, ale
rzeczywistość przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Bał się co prawda, że
ją przestraszy, że coś na niej wymusi, bo jest taka słaba i bezbronna, lecz
zarazem pamiętał o jej wewnętrznej sile i dlatego szybko zapomniał o
skrupułach. Objął dłonią pierś Connie, a ona przylgnęła do niego, jakby
prosiła o więcej. Nagle uświadomił sobie, gdzie się znajdują.
- Edward - mruknął, podnosząc głowę, i odetchnął głęboko. - Nie
możemy.
Znieruchomiała, a potem uniosła lewą rękę i dotknęła jego policzka.
- Wiem... Jaka szkoda.
Przymknął oczy. Tak bardzo jej pragnął. Nie chodziło mu wyłącznie o
to, żeby się z nią przespać. Chciał ją tulić w ramionach, być w pobliżu. Boże
miłosierny, jęknął bezgłośnie, nie mogę się w niej zakochać. Trzeba myśleć
o Edwardzie.
Złożył głowę na oparciu fotela i westchnął. Chciał ją tylko pocieszyć, a
nie ciągnąć do łóżka. Wyprostował się i spojrzał w jej łagodne piwne oczy.
- Jak się czujesz? Pytam o rękę.
- Tak myślałam. - Pokiwała głową. - Nie jestem zaskoczona diagnozą,
ale łudziłam się nadzieją.
- Możesz zostać internistką.
- Chyba żartujesz! - Wybuchnęła śmiechem. - Najpierw migdałki, a w
chwilę pózniej atak serca! Trzeba być jednocześnie dobrym organizatorem,
89
RS
finansistą i lekarzem, a do tego mieć końskie zdrowie, pogodne
usposobienie i genialny umysł. To nie dla mnie.
Zaśmiał się i oboje zapomnieli o swym skrępowaniu.
- Nie jestem pewny, czy to komplement. Muszę się nad tym
zastanowić.
- Ja także - odparła i parsknęła śmiechem, a potem westchnęła. -
Chyba wrócę do pediatrii, chociaż i to może się okazać zbyt trudne,
zważywszy na słabą ruchomość prawej dłoni. Jak podam kroplówkę? Jak
mam robić notatki?
- Powinnaś usprawnić lewą rękę.
- Nic nie wskazuje na to, żebym była oburęczna. To mi zawsze
sprawiało trudność podczas operacji, bo lewa ręka bardzo się przydaje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]