[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozwoliłeś mi odejść?
- A co mogłem zrobić? Nie miałem wyboru - odparł z goryczą. Nie chciał przyjąć
do wiadomości, że ponosi odpowiedzialność za ich rozstanie. - Postawiłaś sprawę
jasno: albo ślub, albo do widzenia. A ja wtedy nie byłem gotowy, żeby się z tobą
ożenić.
Maddie westchnęła ze zniecierpliwieniem.
- Jasne. Nie zgromadziłeś wystarczająco dużo pieniędzy.
Tak brzmiała jego zwykła odpowiedz. Ale tym razem Maddie liczyła na coś
więcej.
- Właśnie, nie było mnie stać na żonę - powiedział z naciskiem. - Nic nie
wiedziałaś o mojej trudnej sytuacji. Nie chciałem, żebyś wiedziała. - Podniósł
dumnie głowę. - Całymi tygodniami ja i Carla żywiliśmy się tylko fasolą, jajkami i
mlekiem. Nie było mnie stać na to, żeby zarżnąć krowę, chyba że któraś złamała
nogę. Naprawdę cię kochałem, Maddie. Ale nie mogłem od ciebie wymagać, żebyś
tak żyła.
- Mogłam ci pomóc, pracować, przynosić dodatkowy dochód... - zaprotestowała.
- Już to przerabialiśmy - powiedział Eben tonem ucinającym dalszą dyskusję na
ten temat. - Nic by z tego nie wyszło. Jeśli nawet miałem co do swojej decyzji
jakieś wątpliwości, Carla je rozwiała. To był jej dom, a jednak nie wytrzymała.
Uciekła przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ty też w końcu miałabyś dość
takiego życia. Z czasem byś mnie znienawidziła. - Spojrzał jej z bólem w oczy. -
Nie zniósłbym tego. To bolałoby mnie bardziej niż fakt, że ode mnie odeszłaś.
Mówił szczerze. Maddie widziała to w jego oczach, słyszała w głosie. Nagle, po
raz pierwszy, wszystko zaczęło układać się w logiczną całość.
- Dlatego nie próbowałeś mnie odzyskać, kiedy zaręczyłam się z Allanem,
prawda? - Teraz widziała to już jasno i wyraznie.
Jego oczy pociemniały dawnym gniewem i goryczą.
- Jak miałbym się mierzyć z Williamsem? - Odwrócił wzrok. - On mógł ci dać
pieniądze, o jakich ja nawet nie marzyłem.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz? - Maddie aż się serce krajało na myśl o głupiej
dumie... jego i swojej własnej. - Nie wyszłam za Allana dla pieniędzy. Był bogaty,
ale darzył mnie prawdziwą miłością, bo ożenił się ze mną, chociaż nie mogłam mu
dać w zamian nic poza samą sobą. Na początku wiedział, że nadal kocham tylko
ciebie. - Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. - Ale Allan kochał mnie
bezwarunkowo. Taką, jaką byłam. I chciał zaryzykować. Liczył, że z czasem
zacznie mi na nim zależeć. Zaufał mi, ty nie.
107
- Przy jego pieniądzach to nic trudnego - odparł Eben z urazą, która dziwnie nie
pasowała do żalu w jego oczach.
Maddie uśmiechnęła się lekko.
- Teraz mnie obrażasz. - Pogłaskała go delikatnie po policzku. - Nie należę do
kobiet, które można kupić.
- Wiem - mruknął, zły na siebie, że znowu powiedział coś nie tak.
Spojrzał na Maddie pokornie. Chciał ją w ten sposób przeprosić, ale ona machnęła
ręką.
- Oboje zawiniliśmy, nie ufając sobie nawzajem. Cóż, byliśmy wtedy młodzi i
głupi.
- Maddie. - W tym jednym słowie Eben zawarł wszystko, co chciał jej powiedzieć,
ale nie wiedział, jak to ująć.
Maddie podeszła i pocałowała go delikatnie. Eben przesunął dłońmi po jej ciele z
czułością, o jakiej niemal zapomniała. To było drugie oblicze Ebena - delikatny i
namiętny mężczyzna, który potrafił dawać i brać.
Maddie, oszołomiona, przylgnęła do niego całym ciałem. To był człowiek,
którego kochała. Uwielbiała zapach jego potu, pył na ubraniu i męskie dłonie. I
nigdy nie przestała go kochać. Oddała mu serce wiele lat temu... a odchodząc,
zapomniała je ze sobą zabrać.
Czasem potrafił być dumny i nieprzejednany, a nawet brutalny. Ale życie
nauczyło Maddie, że nikt nie jest doskonały. Dobrze wiedziała, ile sama popełniła
błędów.
Ale miłość pozwoliła jej dostrzec, że mimo wielu wad, Eben ma dobre serce. I
bardzo czułe.
- Drugi raz nie pozwolę ci odejść, Maddie - wyszeptał stłumionym przez emocje
głosem.
Maddie zadrżała, słysząc to wyznanie, ale uczciwość kazała jej ostrzec Ebena.
- Ja się zmieniłam. Nie jestem już tą młodą, potulną dziewczyną, którą kiedyś
kochałeś. Teraz mówię to, co myślę. Będę się z tobą kłócić, upierać przy swoim
zdaniu.
- Zdążyłem zauważyć. - Eben uśmiechnął się. - Ostatnio rzadko się ze mną
zgadzałaś.
- Masz coś przeciwko temu? - spytała, wstrzymując oddech.
- Och, owszem. - Kiwnął głową, patrząc na Maddie zachłannie. - Ale nauczę się z
tym żyć. To łatwiejsze, niż żyć bez ciebie.
W przypływie pożądania przywarli do siebie w długim, gorącym pocałunku.
Maddie zarzuciła Ebenowi ręce na szyję. Kiedy on w końcu oderwał usta od jej
warg, stali jeszcze przez chwilę. Obejmowali się ciągle i uśmiechali do siebie z
zakłopotaniem wywołanym przez nagły poryw odrodzonej miłości.
- Zostań dziś na noc. - Eben przesunął dłonią po jej plecach. Denerwowała go
gruba indiańska kurtka, a nawet cienka bluzka pod spodem; teraz nie chciał, by
108
cokolwiek ich dzieliło.
Maddie uśmiechnęła się z żalem.
- Organizujemy dziś amatorskie przedstawienie dla naszych gości - wyjaśniła. -
Nie mogę się z tego wykręcić.
- Więc jutro - zaproponował Eben, tłumiąc irytację.
Maddie usłyszała nagle swój własny głos:
- Przykro mi, jutro wydajemy uroczystą kolację i bal, a w sobotę będą zawody
hippiczne i barbecue.
Eben zaczynał tracić cierpliwość.
- Zatrudniasz tyle osób, że chyba ktoś mógłby cię zastąpić.
Miał oczywiście rację. Obecność Maddie nie była konieczna. Może to duma,
może ostrożność, a może po prostu potrzeba utwierdzenia się w poczuciu, że jest
wolna i niezależna - dość, że Maddie nie miała zamiaru skorzystać z propozycji.
Nie chciała też sprawiać wrażenia, że znowu jest na każde jego zawołanie.
- Chyba nie powiesz, że praca nie jest najważniejsza?- spytała przekornie.
Eben natychmiast się zorientował, że omal nie wpadł w pułapkę. Szybko zaczął
się wycofywać.
- Nie. Miałem tylko nadzieję, że...
- Więc pewnie się ucieszysz, jeśli ci zdradzę, że mogę wymknąć się w sobotę po
barbecue i przyjechać tutaj. - Wygładziła kołnierzyk jego koszuli. - Rozpal ogień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]