[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak strzelił i niknącą za horyzontem. - Mamy teraz coś, o co warto walczyć. Coś, co dotyczy nas wszystkich.
Hradil z pewnością sprawi nam jeszcze mnóstwo kłopotów, ale ja i Elżbieta podejmujemy to wyzwanie.
- Ja także - wtrącił Semenow. - Działałem przecież wbrew prawu. Będę się musiał z tego wytłumaczyć...
- Wbrew prawu obowiązującemu na tej planecie - przerwał mu Jan. - Prawu, mającemu na celu
utrzymywanie ludzi w posłuszeństwie i pokorze.
- Powiesz im o tym wszystkim? O tych wszystkich sprawach, o których opowiedziałeś mnie?
- Oczywiście. Powiem o tym Głowom Rodzin i wszystkim, którzy będą chcieli mnie wysłuchać. Prawda jest
czasami zbawienna. Być może w nią nie uwierzą, lecz będą ją znali.
Po krótkiej drzemce ruszyli w dalszą drogę. Jan i Elżbieta prawie nie spali, w oczekiwaniu na rychłe
rozstanie.
Z czułością i żarem chłonęli każdą chwilę ich związku. %7ładne z nich o tym nie wspomniało, lecz oboje
obawiali się przyszłości.
Jak się szybko okazało, przeczucia ich nie omyliły. W mieście nie było na ich cześć żadnych wiwatów, nie
oczekiwał ich podekscytowany tłum. Wszyscy zrozumieli to doskonale. Mężczyzni rzucili sobie krótkie słowa
pożegnania i rozeszli się. Jan i Elżbieta pozostali w jednym z wagonów, nasłuchując odgłosów z zewnątrz.
Nie musieli długo czekać na spodziewane pukanie. Przed drzwiami stało czterech uzbrojonych Proktorów.
- Janie Kulozik, jesteś aresztowany...
- Na czyje polecenie? I pod jakim zarzutem?
- Zostałeś oskarżony o zamordowanie Kapitana Proktora Ritterspacha.
- To może być wyjaśnione, mam przecież świadków...
- Pójdziesz teraz z nami do miejsca odosobnienia. Takie mamy rozkazy. Kobieta natychmiast powróci do
swojej Rodziny.
- Nie!
Pełen rozpaczy okrzyk Elżbiety uderzył Jana niczym rozpalony do czerwoności pręt. Usiłował podbiec do
niej, osłonić ją, lecz jeden z Proktorów strzelił natychmiast.
Aadunek pistoletu energetycznego powstrzymał go, nie powodując śmierci.
Jan leżał na podłodze, przytomny, lecz niezdolny do jakiegokolwiek ruchu i bezsilnie patrzył, jak Elżbietę
wyciągają na zewnątrz.
Rozdział 17
Jan nie miał wątpliwości, iż to przyjęcie zaplanowano z sadystyczną wręcz precyzją. Hradil oczywiście. Już
raz nakazała go aresztować, lecz wtedy cały jej plan spalił na panewce. Tym razem jednak miało być
inaczej. Chociaż osobiście nie pokazała się do tej pory, jasne było, iż to jej twarda dłoń kieruje wszystkim.
%7ładnego zbiegowiska z okazji powrotu. Nie zostawiła mu nawet szansy, by zatrzymał przy sobie własnych
ludzi.
Dziel i rządz - zasadę tę opanowała do perfekcji. Oskarżyła go o najcięższe przestępstwo - o morderstwo.
Było to tym łatwiejsze, że istotnie zginął człowiek. A on ułatwił jej zadanie, opierając się przy aresztowaniu -
co z pewnością także przewidziała. Znajdowała się teraz gdzieś daleko, w dalszym ciągu snując podstępną,
pajęczą sieć, pełną intryg i oszczerstw, podczas gdy on tkwił w troskliwie przygotowanej celi.
Tym razem nie był to maleńki magazynek - mogłoby to wzbudzić współczucie - lecz prawdziwa kwatera w
jednym ze starych, posiadających grube ściany budynków. Znajdowało się tu okratowane okno, zlew i
urządzenia sanitarne, wygodna koja, książki i telewizor - oraz solidne, stalowe drzwi, otwierane jedynie od
zewnątrz.
Jan leżał na koi, wpatrując się niewidzącymi oczyma w sufit, szukając drogi wyjścia. Gdy poczuł na sobie
wzrok spoglądającego przez wizjer Proktora, odwrócił się na bok.
Miał odbyć się proces. Jeżeli poprowadzony zostanie wedle obowiązujących zasad, jego obrona będzie
musiała zostać zaakceptowana. Pięć Głów Rodzin będzie ławą sędziowską, tak mówiło prawo. %7łeby wyrok
był prawomocny, musi zostać przyjęty jednogłośnie. Jednym z sędziów będzie Semenow - stanowiło to
jakąś szansę.
- Masz gościa - wyrwał go z zamyślenia głos strażnika, dobiegający z umieszczonego poniżej szyby
głośnika. Mężczyzna odsunął się na bok, a w jego miejsce pojawiła się twarz Elżbiety.
Jan, szczęśliwy, podskoczył w stronę wizjera i przyłożył dłonie płasko do powierzchni szyby. Była to
prawdziwa tortura - widział jej palce tak blisko, a jednak nie mógł ich dotknąć...
- Poprosiłam, by pozwolili mi zobaczyć się z tobą - wyjaśniła dziewczyna. - Myślałam, że odmówią, ale
nawet nie sprzeciwiali się zbytnio.
- Oczywiście. Tym razem nie będzie już żadnego linczu. Uczą się na własnych błędach. Ten proces będzie
pokazowy, oparty na prawie i porządku. Goście - proszę bardzo. Werdykt - oczywiście winny.
- Zawsze istnieje przecież jakaś szansa. Będziesz walczył?
- Czyż nie robiłem tego zawsze? - zmusił się do uśmiechu. - Ta sprawa jest właściwie prosta: byłaś
świadkiem ataku i uderzono cię. Pozostali Proktorzy będą to musieli zeznać pod przysięgą. Wszyscy mieli
pałki, a zacząłem walczyć dopiero wtedy, gdy powalono ciebie. Zmierć Ritterspacha była zupełnie
przypadkowa. To także będą musieli przyznać. Działałem w samoobronie. Jest jednak coś, co mogłabyś dla
mnie zrobić.
- Co tylko zechcesz...
- Przynieś mi kopie wszystkich legalnych kaset, które mógłbym przejrzeć w telewizorze. Chcę się zapoznać
z wszystkimi kruczkami, zawartymi w Księdze Prawa. Muszę przygotować sobie solidną obronę.
- Zrobię to tak szybko, jak tylko będę mogła. Powiedzieli też, że mogę przynieść ci coś do jedzenia.
Przygotuję coś specjalnego. I jeszcze jedno - ledwie dostrzegalnie spojrzała na stojącego o parę kroków
dalej strażnika i ściszyła głos. - Masz kilku przyjaciół. Chcą ci pomóc. Gdybyś mógł się jakoś stąd
wydostać...
- Nie! I powiedz im to, proszę, bardzo stanowczo. Nie chcę uciekać. Ten niespodziewany urlop bardzo mi
odpowiada. A teraz poważnie. Nawet gdyby udało mi się uciec, na całej planecie nie ma bezpiecznego
miejsca, w którym mógłbym się ukryć. A zresztą chcę pokonać tę kobietę jej własną bronią, posługując się
prawem. To najlepszy sposób.
Nie wspomniał Elżbiecie, iż najprawdopodobniej każde słowo, które wymienili poprzez komunikator, zostało
nagrane. Nie chciał, aby ktokolwiek z jego winy popaść miał w niepotrzebne kłopoty. A zresztą to wszystko,
co jej do tej pory powiedział, było w zasadzie prawdą. To musi zostać zrobione w sposób najzupełniej
legalny. A gdyby zechciał skomunikować się z nią w inny sposób, zawsze istniały ku temu możliwości. Cela
z pewnością nie posiadała żadnych kamer. Elżbieta mogłaby przecież odczytać notatkę, którą przyłożyłby
do szyby. Postanowił zachować tę możliwość na wypadek prawdziwych kłopotów.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, choć niewiele było do powiedzenia. Pogłębiający się ból, spowodowany
niemożnością dotknięcia stojącej nie dalej niż o dwa kroki ukochanej kobiety sprawił, że gdy strażnik
wyprowadził ją wreszcie na zewnątrz, poczuł prawdziwą ulgę.
Kolejnym gościem był Hyzo Santos. Jako technik-łącznościowiec najwidoczniej doskonale zdawał sobie
sprawę, że każde słowo jest nagrywane, utrzymywał więc rozmowę na neutralnym gruncie.
- Elżbieta powiedziała mi, iż te wakacje sprawiają ci sporą frajdę, Janie.
- A mam jakiś wybór? Muszę się cieszyć tym, co jest. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl