[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej zahartowana, ośmieliła się odezwać:
- Ależ posłuchaj, słuchaj, kochany tatku...
- Nie, nie chcę słuchać! - huczał ojciec i siwe włosy
stanęły mu dęba na głowie, w najdosłowniejszym tego słowa
znaczeniu, co Hella przygnębiło ostatecznie. - Nie będę
słuchał, dosyć słuchałem! Trener, dobrze. Bez grosza, w
podartych butach, biedny, bez posady - wszystko dobrze.
Każdemu się może przytrafić, w tym nie ma nic
beznadziejnego. Ale głupota jest beznadziejna, May! Głupota
jest bez nadziei, bez ratunku!... Słyszy pan, panie Hell, razem
z pańskim Meyerem? Sprawa dla mnie jest załatwiona. Biedny
chłopak może dostać moją córkę - skoro lak być musi - ale
idiota... Za nic na świecie!... Kufer! Niech portier wyniesie
kufer! Ani słowa więcej w tej sprawie, May!
Dziewczyna zacisnęła zęby. Znała swego ojca.
Lecz Hell, tknięty do żywego - nie tyle grubiaństwem pod
własnym adresem, ile tonem, jakim ojciec zwracał się do May
- nie powstrzymał się od odpowiedzi.
- Proszę pana - zaczął - pan jest w złym humorze. Pan ma
swoje powody. Nie jestem ani psychologiem, ani człowiekiem
interesów, o nie! Ale ja mam instynkt, mam intuicję, choć pan
myśli o mnie, że jestem idiotą. Jak tylko zobaczyłem Meyera,
to powiedziałem:  To przyzwoity człowiek". Jeszcze
zobaczymy, kto z nas miał rację...
- Właśnie, że nie zobaczymy! - wrzasnął pan Lyssenhop. -
Nic nie zobaczymy! Nie chcę o panu słyszeć! Zabraniam ci,
May, zabraniam, słyszysz!... Tu mi kaktus wyrośnie, jeżeli
pan jeszcze kiedykolwiek zobaczy tego pana Meyera, o, tu, na
dłoni kaktus mi wyrośnie!... Dostanie pan May i całą moją
fabrykę, całą  Bewamag" pan dostanie, jeśli tamten gość
pokaże się panu na oczy razem z pańskim filmem!... Dosyć,
dosyć!... Panie Eggenhofer, kufry!... May, nie odzywaj się, ani
słowa!... Jeszcze to było mi potrzebne w tym przeklętym
Frauensee! Deszcz ciągle pada, co? %7łeby już raz wyjechać z
tego zatraconego Frauensee!...
Pan Lyssenhop jedną rękę wpakował do kieszeni, drugą
złapał May pod pachę i powlókł za sobą. W pokoju został
tylko zapach cygar i zgnieciona gazeta, zapisana na brzegu
liczbami i wzorami.
Hell podniósł ją, wygładził w zamyśleniu i wpakował do
kieszeni.
Szedł po zielonym dywanie, biegnącym wzdłuż schodów i
myślał. Dziś po raz trzeci oberwał pałką w łeb. Trzeba
przyznać, że lego było mu już za wiele.
Gdy zamroczony skręcał w korytarz obok czytelni, naraz
czyjeś ramię objęło go za szyję, czyjeś drżące, namiętne usta
przywarły do jego zaciśniętych warg.
- May? - spytał przelękniony.
- Tak, ja...
I postać w gumowym płaszczu już się oderwała od niego,
już zniknęła w ciemności. W chwilę potem zawarczał motor.
Hell skoczył jednym susem ze schodów - ale u pojazdu
zobaczył już tylko małą chmurkę dymu, pachnącą benzyną i
pana Eggenhofera, który stał bez czapki, z napiwkiem w ręku,
i uśmiechał się złośliwie.
Rozdział 8
Odkąd Lyssenhopowie wyjechali, życie Urbana Hella
jakoś dziwnie zawisło w powietrzu - dni pozbawione treści
huśtały się w pustce, nie było na co czekać, znikąd żadnego
bodzca, żadnej nadziei - ale i nigdzie spokoju. Hell czuł się jak
dzieciak, któremu uciekł balon. Bezradnie rozglądał się po
świecie, na którym mogło zdarzyć się coś takiego... Zwiat był
brzydki, obrzydliwy, nic zachęcający do życia odkąd został
pozbawiony May.
Frauensee - to wstrętna dziura - kilka zamglonych
wzgórków, trochę zimnej, mętnej wody, niewiele lepszej niż
w kałuży - to ma być jezioro, to ma być wszystko?... Białe
postacie na placu tenisowym - postacie, wśród których brakło
tej jednej, tej najdroższej - mogły widokiem swym przyprawić
o chorobę nerwową...
Ale jednak: trzeba żyć. Trzeba trenować mimo
dyskwalifikacji. A może właśnie dlatego... Trzeba pobić
rekord, choćby tylko dla siebie - przez zemstę, przez ambicję,
dla podtrzymania własnego poczucia wartości. I trzeba jeść. I
czekać na list od pana Meyera...
W tym oto kręgu żył Urban Hell, odkąd May wyjechała.
Być może, że bardzo jest biegła w angielskiej korespondencji
ta May Lyssenhop, ale do pisania listów miłosnych wyraznie
brak jej skłonności. Bo jakżeż umiałaby pisać listy miłosne ta
prosta, może nieco kanciasta, pozbawiona wszelkiego patosu,
wysportowana dziewczyna!...
May przysyłała widokówki. Od czasu do czasu liścik w
wąskiej szarej kopercie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl