[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na nią.
Nie pytała, dlaczego tu jest. Wiedziała. Więc po prostu też
na niego patrzyła, na furię i pasję każdej linii jego szczupłego
ciała. Nie miał już na sobie marynarki, a krawat zwisał
swobodnie z obu stron kołnierzyka. Jej ciało zaczęło dygotać z
pragnienia, którego nie mogła kontrolować.
- Dlaczego wyszłaś za Kyle'a? - zapytał głosem cichym i
szorstkim.
- Ponieważ mnie potrzebował - odpowiedziała.
Natarczywość jego spojrzenia uderzyła ją jak szafirowy grom.
- Czy to wszystko czego trzeba? Trzeba cię tylko
potrzebować, Toni? Ale jeśli to wszystko, to ja się
kwalifikuję.
Nagłym ruchem zerwał z szyi krawat i cisnął nim przez
całą szerokość pokoju. Nie zważając na odpadające guziki
pozbył się koszuli. Potem opadł na kanapę i wziął ją w
ramiona.
Ich połączenie się było nagłe i gwałtowne jak kataklizm, a
jednak bardzo ostrożne. Jego usta ponaglały, nie mogąc się nią
nacieszyć. Jego język był wymagający i niesamowicie
zachłanny. Jego ręce parzyły ją przy każdym dotknięciu.
Przemyślnie ukryty suwak w sukni został w jakiś sposób
otwarty i złoty jedwab połączył się z jego krawatem na kilimie
z Aubusson. Wyciągając się przy niej na całą długość,
pohamował swe ruchy, ale tylko trochę.
- Tym razem to, co zaczęliśmy, zostanie dokończone.
- Tak - wyszeptała. - Tak.
Ujął dłonią jej pierś, opuścił głowę i delikatnie uchwycił
zębami sutkę. Toni zadrżała i krzyknęła z namiętnością, której
nie można było się oprzeć.
Słysząc ten krzyk, Linc stwierdził, że traci resztki kontroli
nad sobą. Jej ciało poruszało się tak, jakby już w niej był, a on
topniał z chęci posiadania jej. Nawet koniuszki palców
wydawały się płonąć. W jednej chwili pozbyli się resztki
ubrań.
Ciało Linca napięte było do granic wytrzymałości, a w
dole brzucha narastał świdrujący ból. Zaczął pieścić jej uda i
stwierdził, że była gotowa, wilgotna i słodka.
Toni trzymała go mocno.
- Tak bardzo cię pragnę - powiedziała, a potem
wstrzymała oddech.
Nie potrzebował dalszej zachęty. Podłożył ręce pod jej
pośladki i uniósł ją ku sobie. A potem wszedł w nią jednym
mocnym, głębokim pchnięciem, a ona zaczęła jęczeć.
Wygięła się ku niemu i poddała. Jego twardość stała się
częścią jej miękkości. Wiatr wpadał przez okno i owiewał ich
ściśle zespolone ciała, nie dając im ochłody.
Pierwsze promienie świtu bladym światłem rozproszyły
mrok salonu. Zasłony już nie wydymały się wściekle, tylko
trzepotały delikatnie w powiewie poranka.
Linc wyciągnął swe długie ciało i otworzył oczy. Nie
znalazłszy obok siebie ciepła jej ciała wymamrotał:
- Toni?
Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, usiadł i rozejrzał się. Poza
nim w pokoju nie było nikogo. Zniknęła również złota suknia,
a jego ubranie, starannie złożone, leżało obok kanapy.
Poduszki wróciły na miejsce. Pokój wyglądał jak
wysterylizowany; nie zostało śladu po namiętnej nocy, jaką
spędził tu z Toni.
Zmarszczył czoło i podniósł spodnie.
Toni kręciła się po kuchni, przestawiając rzeczy. Nie było
takiej potrzeby, ale ponieważ zrobiła już kawę i poza
obudzeniem Matthew nic jej nie przychodziło do głowy, zajęła
się kuchnią. Musiała coś robić!
- Od jak dawna nie śpisz?
Odwróciła się gwałtownie, słysząc jego głos.
- Od kilku godzin.
Przyjrzał się jej z namysłem. Miała na sobie żółtą, letnią
sukienkę, która układała się na jej ciele miękko jak promyki
słońca. Wyglądała pięknie, ale wolałby okrywać jej ciało
swoim, tak jak dziś w nocy.
- Czy już wzięłaś prysznic?
Skinęła głową, dotykając satynowej tasiemki biegnącej
wzdłuż dekoltu sukienki.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?
- Spałeś tak smacznie. Nie chciałam ci przeszkadzać.
- Przeszkadzać mi? - uniósł brwi. - Toni, po tym co zaszło
w nocy?
Odwróciła się i sięgnęła do szafki po drugą szklankę.
- Chcesz kawy?
- Nie - powiedział stojąc tuż za nią. Odwrócił ją do siebie.
- Chcę wyjaśnienia. Co się stało? Powiedz mi, dlaczego tak się
zachowujesz?
- Nic się nie stało.
- Toni, powiedz to komuś, kto w to uwierzy. Nocą w
moich ramionach byłaś gorąca i chętna. Boże, to było
wspaniałe! Teraz wygląda na to, że chcesz wymazać nasze
kochanie ze swojej pamięci.
- To właśnie próbuję zrobić.
Patrzył jej w twarz z bardzo bliska i mówił bardzo wolno i
bardzo wyraznie.
- Toni, to niemożliwe. Nie możesz zapomnieć. Nie
pozwolę ci na to.
Wyrwała się z jego rąk i przeszła na drugi koniec kuchni.
- Być może masz rację. Ostatniej nocy byłam chętna,
bardzo cię chciałam - wyciągnął ręce, by ją przygarnąć, ale
powstrzymała go. - Wytyczyłam już kurs własnego życia,
Linc. To jest dobry kurs. I mam ku temu ważne powody.
- Kyle - niesmak w jego głosie nie odnosił się do kuzyna,
ale do jej decyzji. - Jak długo będziesz nosić po nim żałobę?
- Po prostu chcę wychować jego syna tak, jakby on tego
chciał. Cóż w tym złego?
- Nic, tak długo, jak długo robiąc to, nie będziesz
poświęcać siebie.
- Nie uważam tego za poświęcenie. Uważam to za swój
obowiązek.
- Czy tak bardzo go kochałaś? - zapytał ciszej. Emocje
przyćmiły topaz jej oczu.
- Kochałam go, ale nie tak, jak tego pragnął. Nie w
sposób, na jaki zasługiwał.
Tym razem nie mogła go powstrzymać od dotknięcia.
Pogłaskał jej policzek, a potem na chwilę położył palce na
wargach.
- Opowiedz mi o tym.
Nie bądz czuły, Linc, bo moje postanowienia się
rozpadną."
- Przyjechał na Ibizę, by studiować u mojego ojca.
Linc odchylił się do tyłu i oparł o stół.
- Kim jest twój ojciec?
- Artystą z pewnym talentem - powiedziała,
instynktownie kręcąc. - Od czasu do czasu bierze pod opiekę
kilku obiecujących, utalentowanych ludzi. Kyle pojawił się na
Ibizie taki rozbity. Potrzebował pomocy i miał duży talent.
Moi rodzice i ja chcieliśmy mu pomóc. Zacisnął gniewnie
zęby.
- To znaczy, że wydarzyło się to długo po tym, jak stąd
wyjechał. Wygląda na to, że do tego czasu zapomniał o
żywionych do nas żalach.
- Był głęboko dotknięty. Potrzebował kogoś, kto w niego
wierzy, kto go kocha.
- W porządku, muszę to zaakceptować. Ale chęć
zaopiekowania się kimś nie jest wystarczającym powodem, by
go poślubić.
- Nie. Teraz to rozumiem. Ale on zakochał się we mnie, a
ja pomyliłam swoją troskę o niego z miłością - zaśmiała się
smutnie. - Nigdy nie nadawałam się na żonę.
- Według czyich kryteriów?
- Moich własnych. I pewnie według Kyle'a też, chociaż
nigdy tego nie powiedział. Chciałabym, by mógł zobaczyć
swego syna. Matthew zagoiłby te rany, których ja nie
potrafiłam.
Przyglądał się jej przez chwilę, a potem westchnął ciężko.
- W porządku. Toni rozumiem teraz sprawę twojego
małżeństwa z Kyle'm. Ale co to ma wspólnego z nami?
- Czy tego nie rozumiesz? Zawiodłam jako żona Kyle'a, a
teraz nie chcę zawieść jako wdowa po nim.
W kuchni zapadła długa cisza. Przerywało ją tylko
nawoływanie mew krążących nad laguną.
- To jest najbardziej idiotyczna rzecz, jaką słyszałem w
życiu. Gdybym wierzył, że potrząśnięcie tobą coś zmieni,
potrząsnąłbym.
Objęła się rękoma i odwróciła do niego plecami.
- Zostaw mnie w spokoju, Linc. Po prostu zostaw mnie w
spokoju.
- Dobrze. Może tak będzie najlepiej. W każdym razie w
tej chwili. Ale, jeżeli uważasz, Toni, że to co było między
nami po prostu się rozwieje, to znaczy, że nie myślisz
rozsądnie.
- Toni! - Doris Grayson przywitała swą rozmówczynię z
fałszywym entuzjazmem. - Jak się masz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]