[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zupełnym wandalem, żeby dla głupiego żartu zapaskudzić taki dobry stół. Kretynów jest tu
pełno, to prawda... ale przecież nie do tego stopnia! Przeczytałem kartkę jeszcze raz, zaciągnąłem
się głęboko i podszedłem do okna. Oto twój urlop  pomyślałem.  Oto twoja długo oczekiwana
wolność...
Słońce było już zupełnie nisko, cień hotelu wydłużył się na dobre sto metrów. Na dachu,
z głową odrzuconą do tyłu, przyssany do butelki, w dalszym ciągu tkwił niebezpieczny gangster,
maniak i sadysta, pan Hincus. Był już sam.
Rozdział V
Stanąłem przed numerem Hincusa i ostrożnie rozejrzałem się dookoła. Korytarz jak zawsze
był pusty. Z sali bilardowej dobiegał stukot kul  tam był Simonet. Du Barnstockre i Olaf
siedzieli w pokoju Olafa. Dziecię grzebało w motocyklu. Mosesowie byli u siebie. Hincus
siedział na dachu. Pięć minut temu zszedł do bufetu, wziął następną butelkę, po drodze wstąpił
do swego pokoju, włożył futro i teraz prawdopodobnie zamierzał oddychać świeżym powietrzem
co najmniej do obiadu. A ja stałem przed jego drzwiami i próbowałem otworzyć zamek którymś
z kluczy ściągniętych z biurka właściciela hotelu, dokonując tym samym przestępstwa.
Piąty czy szósty klucz miękko szczęknął, wśliznąłem się do pokoju. Zrobiłem to tak, jak
robią to zwykle bohaterowie szpiegowskich powieści  innych sposobów nie znałem. Słońce już
się prawie skryło za grzbietami gór, ale w środku było dosyć widno. Pokój wyglądał jak nie
zamieszkany, pościel nie zgnieciona, popielniczka pusta i czysta, a obie torby leżały na samym
środku na podłodze.
Zawartość pierwszej, cięższej torby od razu wzbudziła we mnie podejrzenia. Był to typowy
fałszywy bagaż: jakieś szmaty, podarte prześcieradła i powłoczki, paczka książek dobranych
najgłupiej w świecie. Prawdziwy bagaż znajdował się w drugiej torbie. Były tam trzy zmiany
bielizny, piżama, neseser, komplet wiecznych piór, pakiet banknotów  solidny pakiet,
solidniejszy od mojego, i dwa tuziny chusteczek do nosa. Była tam także srebrna karafka  pusta,
futerał z ciemnymi okularami i butelka z zagraniczną etykietą  pełna. A na samym dnie torby,
pod bielizną, znalazłem masywny złoty zegarek i malutki damski browning.
Usiadłem na podłodze i zacząłem nasłuchiwać. Na razie wszędzie było cicho, ale czasu na
rozmyślania zostało mi bardzo niewiele. Obejrzałem zegarek. Na kopercie miał wygrawerowany
jakiś skomplikowany monogram, złoto było prawdziwe, dukatowe, z czerwonawym połyskiem,
a na cyferblacie widniały znaki zodiaku. Ponad wszelką wątpliwość był to zaginiony zegarek
pana Mosesa. Potem obejrzałem pistolet. Niklowana zabaweczka z rękojeścią z masy perłowej,
właściwie nie można było tego uznać za broń... Bzdura, wszystko to bzdura... Gangsterzy nie
zawracają sobie głowy takimi głupstwami. I jeżeli już o tym mowa, gangsterzy nie kradną
zegarków, nawet takich ciężkich i masywnych. Autentyczni gangsterzy z nazwiskiem i solidną
reputacją.
Tak-, tak-, tak... A nuże, prędko podsumujmy to, co mamy. %7ładnych dowodów, że Hincus to
niebezpieczny gangster, maniak i sadysta. Za to ile tylko dusza zamarzy dowodów, że komuś
bardzo zależy, aby Hincusa uważano za gangstera. Co prawda fałszywy bagaż...
Znowu zacząłem nasłuchiwać. W jadalni pobrzękiwały talerze  Kaisa już nakrywała do
stołu. Ktoś przeszedł korytarzem. Głos Simoneta zapytał donośnie:  A gdzież inspektor? Gdzie
nasz bohater? Przerazliwie zapiszczała Kaisa i krew mrożący w żyłach chichot wstrząsnął całym
piętrem. Czas zwiewać. Pospiesznie rozładowałem magazynek, naboje wsadziłem do kieszeni,
a pistolet i zegarek z powrotem wepchnąłem na dno torby. Ledwie zdążyłem wyśliznąć się
i przekręcić klucz, kiedy w drugim końcu korytarza ukazał się du Barnstockre.
 Drogi inspektorze!  zawołał.  Zwycięstwo, sława, bogactwo. Takie jest odwieczne hasło
wszystkich du Barnstockre ów.
Poszedłem mu naprzeciw i spotkaliśmy się pod drzwiami jego numeru.
 Ograł pan Olafa?  zapytałem.
 Proszę sobie wyobrazić, że tak!  powiedział du Barnstockre ze szczęśliwym uśmiechem. 
Nasz drogi Olaf jest trochę zbyt metodyczny. Gra jak maszyna, bez żadnej fantazji. To nawet
nudne... Ale a propos, kochany inspektorze, wie pan, jaki nowy kawał zrobił nasz drogi
nieboszczyk? Wstąpmy na chwileczkę do mnie...
Wciągnął mnie do środka, usadził w fotelu i zaproponował cygaro.
 Gdzie ona może być?  mruczał uderzając się po kieszeniach.  Aha! Pan będzie łaskaw
zobaczyć, co dzisiaj otrzymałem.  I wręczył mi zmięty kawałek papieru.
To był znowu list. Koślawymi drukowanymi literami, z błędami ortograficznymi, ktoś
napisał:  Znalezliśmy cię. Trzymam cię na muszce. Nie próbuj uciec i nie rób głupstw. Będę
strzelać bez ostrzeżenia. P. Zacisnąwszy w zębach papierosa, przeczytałem ten apel dwukrotnie,
trzykrotnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl