[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piêæ dni. Bardzo skromne podkreSli³.
Wszyscy spojrzeli na gotuj¹c¹ siê zupê.
To na dziS i na jutro powiedzia³ bezradnie Lourd. Prze-
praszam, nie przewidzia³em tygodniowego przestoju w grocie.
Dziel i rz¹dx, rycerzu zatwierdzi³ now¹ funkcjê m³odzieñca Ino-
mir. Nikt tego paskudztwa nie móg³ przewidzieæ. No, chyba ¿e ja&
Vado znów badawczo popatrzy³ na kap³ana.
A woda? twardo trzyma³ siê g³Ã³wnego tematu.
Po ³yku trzy razy dziennie, co najwy¿ej. Ale bez popijania
p³ynnych posi³ków, takich jak ten! Ali-banie, czy w tych górach znaj-
dziemy wodê i zwierzynê?
Z pewnoSci¹. Wprawdzie nie znam gór, ale nasi mySliwi po-
wiadaj¹, ¿e o wodê i zwierzynê w górach nietrudno.
62
To mo¿e po dwa ³yki uSmiechn¹³ siê Junior.
Jo mom jesce maluæki anta³ek z talskim winem szepn¹³ Ciu-
kas.
To siê do niego nie przyznawaj! skarci³ go ze Smiechem
Vado. I ¿eby mi ani kropli nie uby³o!
Góral wywróci³ oczami z oburzeniem.
JakoS wytrzymamy pocieszy³ wszystkich Inomir.
Ale jak sie ceko, to sie cni po¿ali³ siê Ciukas.
Zabawimy ciê, góralu zaoferowa³ siê Ali-ban. Pustynne pie-
Sni znasz? Nie? No, to wyuczymy ciê paru. A mo¿e nawet wszystkich.
Ale w nocy ma byæ cicho. W nocy Spiê! pogrozi³ Inomir.
W nocy syækie Spiom pokiwa³ g³ow¹ Ciukas. Ino niektóre
Spiom za dnia. Jo nie wskazujem na nikogo, ale syæka wiedzom co
jo mySlem. A piosneczki nojlepse som nase, górolskie. Syækich was
wyuce! zapewni³.
Ja idê spaæ! Inomir od razu owin¹³ siê kocem. Wam te¿ to
radzê, z dobrego serca. Ciukas jest porz¹dny ch³op, ale jakby mu
ciupagi zabrak³o, Spiewem by wrogów móg³ wykañczaæ. A skoro
Gydi nas nie zabi³, to chcê jeszcze po¿yæ.
Donburg uk³ada³ siê do snu. Bramy zamkniêto. Nocna stra¿ wê-
drowa³a ulicami. W bocznych ulicach i zau³kach przechodnie tra-
fiali siê ju¿ rzadko, ale na g³Ã³wnym placu i Bulwarze têtni³o jeszcze
nocne ¿ycie. Pusty dawniej i niedostêpny Plac Pa³acowy roi³ siê te-
raz od sklepów i kafejek przyklejonych do wysokich bezokiennych
murów, które otacza³y brukowan¹ p³aszczyznê. Powstawa³y nowe
domy z kolorowymi fasadami. Witryny sklepów, markizy i lampio-
ny cieszy³y oko kolorami. Udalin od pocz¹tku twardo zakaza³ sta-
wiania prowizorycznych bud i tymczasowych kramów. Chcesz han-
dlowaæ? Proszê bardzo. Kup parcelê i buduj siê. Solidnie i ³adnie.
Ceny gruntu by³y niema³e, ale chêtnych nie brakowa³o. Rzadko któ-
ry budynek by³ ju¿ wykoñczony, ale w ka¿dym, byle tylko mia³ dach,
Sciany i jakieS drzwi, têtni³o ¿ycie. Ludzie polubili nowe centrum
targowe. Po pracy, wieczorem przychodzili tu na spacer, przysiadali
pod kolorowymi parasolami, robili zakupy. Czasem potrzebne, cza-
sem zupe³nie zbêdne, ale przyjemne. Jeszcze ma³a godzinka, a i tu
ludzie zaczn¹ siê zbieraæ do odejScia. Kupcy i kawiarze pogasz¹
Swiat³a, pozamykaj¹ lokale. Ale na razie s³ychaæ jeszcze muzykê.
Ludzie jeszcze siê bawi¹.
63
Z tarasu pa³acu spogl¹da³y na plac dwie kobiety. Strada, zamy-
Slona, sta³a spokojnie. Podniecona niezwyk³ym dla jej oczu wido-
kiem Nillea podskakiwa³a co chwila, zmienia³a miejsce, odchodzi³a
i wraca³a do znieruchomia³ej przy balustradzie starszej dziewczyny.
W koñcu ksiê¿niczka siê ocknê³a i z radoSci¹ popatrzy³a na zachwy-
con¹ Nomadkê.
Podoba ci siê? spyta³a.
Jest piêknie. Tyle Swiate³, tyle ludzi. Domy takie wielkie! I mu-
zyka, i Swiat³a kolorowe!
Jeszcze nie tak dawno ten plac by³ pusty i ponury.
Wiem pokiwa³a g³ow¹ dziewczyna. Jarlic opowiada³ mi,
jak Donvadon pokona³ kap³anów Nahadana. To musia³o byæ strasz-
ne! zadr¿a³a nagle. Strada objê³a j¹ ramieniem.
Jak widzisz, wszystko skoñczy³o siê dobrze.
No, tak. Ale teraz jak bêdzie? zapyta³a smutno, mySl¹c o wy-
prawie i o swoich, zamkniêtych w górskiej twierdzy.
Dobrze bêdzie zapewni³a j¹ Strada.
Donvadon ma wielk¹ moc szepnê³a z przekonaniem Nillea.
Tak, Nilli.
Wiesz, ¿e on jest moim dalekim kuzynem? o¿ywi³a siê No-
madka. Jego prapraprapradziadek mia³ siostrê, która by³a moj¹
prapraprapraprababk¹, od strony mojego ojca!
Nie przejmuj siê, to dalekie pokrewieñstwo za¿artowa³a Strada.
Nillea popatrzy³a na ni¹ z ukosa.
¯artujesz sobie ze mnie.
W ¿adnym wypadku zadeklarowa³a ksiê¿niczka.
On jest taki piêkny. Taki jasny i mocny.
Ej, panienko! Czy i tobie nasz Vado zawróci³ w g³owie?
Nillea zaniepokoi³a siê.
Jak to te¿?
Wszystkie siê w nim kochaj¹, moja droga. To taka najnowsza
moda na dworze.
Ty nie.
Ja nie zgodzi³a siê Strada. Ale ja wpad³am w sid³a jego
braciszka.
Gydi jest wspania³y! zapewni³a j¹ natychmiast Nilli. Przy-
stojny, choæ inaczej ni¿ Vado. A Vado jest królem& dokoñczy³a
nagle bardzo cicho.
A ty jesteS córk¹ wodza powiedzia³a powa¿nie Strada.
S³uchaj, Nilli, nie wiem co mo¿e byæ i co bêdzie. Nie planuj i nie
64
zniechêcaj siê, ale musisz wiedzieæ, ¿e królewskoSæ Donvadona ni-
gdy mu nie przeszkodzi³a w robieniu tego, co chce.
By³ bardzo na mnie z³y szepnê³a Nillea wspominaj¹c swoj¹
ostatni¹ rozmowê z Donvadonem.
Raczej na twojego ojca pocieszy³a j¹ Strada. Z ciebie by³
dumny. Wspaniale sobie da³aS radê.
Co z³ego zrobi³ mu mój ojciec? Niegrzecznie poprosi³ o po-
moc? podnios³a hardo g³owê. Ognie b³ysnê³y w czarnych oczach.
Krew po³udnia zagra³a. Nomada nie lubi prosiæ o pomoc, a jeSli ju¿
musi, nie lubi o tym rozmawiaæ. A ju¿ z pewnoSci¹ nie o swojej po-
korze!
Nie o to chodzi zaSmia³a siê Talka. Poselstwo spe³ni³o swo-
j¹ rolê godnie i skutecznie. Widzisz, wystarczy³aby sama proSba, ¿eby
Vado poszed³ na pomoc. WiadomoSæ o kamieniu by³a dla niego wa¿-
niejsza ni¿ wszystkie inne sprawy tego Swiata. Od³o¿y³by natychmiast
ka¿d¹ z nich, by ruszyæ na kraj Swiata po zaginiony kamieñ&
A wiêc chodzi o mnie! przerwa³a Nillea.
W pewnym sensie zgodzi³a siê Strada. Jest w nim chyba
wiêcej krwi Nomadów ni¿ sam przypuszcza.
M³oda dyplomatka z pustyni zrozumia³a.
Docenia zaproszenia, wySwiadcza przys³ugi, nie pyta o re-
wan¿. Nie znosi przymusu.
M¹dra dziewczynka!
Nilli milcza³a przez chwilê.
W takim razie nie mam szans.
To zale¿y powiedzia³a ostro¿nie m³oda mê¿atka. JeSli bê-
dziesz go zmuszaæ, to pewnie ci siê nie uda. Ale jeSli pozwolisz siê
zdobyæ&
Nie wiem, jak to wygl¹da wSród ludzi traw, ale dziewczyny
pustyni zdobywa siê tylko w jeden sposób. Na zawsze!
W³aSnie to mia³am na mySli uSmiechnê³a siê niewinnie Stra-
da. Na jego rodzinê to ca³kiem niez³y sposób. Sprawdzi³am.
Ale ja go wcale nie znam sp³oszy³a siê nagle Nillea. Nagle
zawstydzi³a siê. O czym my w ogóle mówimy, Strado? O mê¿czyx-
nie, którego widzia³am dwa razy w ¿yciu, w sumie mniej ni¿ kwa-
drans? On ma swoje sprawy, ja swoje. Powinnam teraz martwiæ siê
o ojca i braci. O ludzi w zamku. I martwiê siê! Przepraszam! rzu-
ci³a nagle. To wszystko przez& ! Wiesz, wszyscy s¹ tu mili i uprzej-
mi, ale ten kamienny pa³ac& Tu jest inaczej ni¿ u nas. Strasznie
obco. Wybacz&
65
W czarnych oczach zalSni³y ³zy, ale nie dane jej by³o pop³akaæ
sobie nad ciê¿kim losem. W jej d³oni znalaz³a siê nagle ma³a dzie-
ciêca r¹czka, a g³os Cyrieona ca³kiem rzeczowym tonem zamkn¹³
dalsze babskie rozpacze.
PowinnaS przeprowadziæ siê do mojej mamy! Zabiorê ciê za-
raz jutro.
Co ty mówisz, Cyri?
Cyri, sk¹d siê tu wzi¹³eS? zabrzmia³ jednoczeSnie surowy
g³os Strady. PowinieneS ju¿ dawno spaæ!
Cyri wzruszeniem ramion odrzuci³ pretensje bratowej. Skupi³
siê na pierwszym pytaniu, które us³ysza³.
Dobrze mówiê! Masz racjê, w tym ca³ym pa³acu w ogóle nie
da siê ¿yæ. Mo¿e to jest dobre miejsce dla z³ych kap³anów, ale dla
normalnych ludzi siê nie nadaje. Pójdziemy jutro do mamy. Tam jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]