[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lufach, gotowi byliby mnie jeszcze zamknąć, razem z tobą i papugami. O! Na tym dworcu
więcej mnie nie zobaczą!
Wraz z Resedillą, cały czas zasłoniętą gęstym woalem i uparcie milczącą wsiedli do
dorożki i pojechali do hotelu. Niedługo powóz zatrzymał się przed hotelową bramą. Stojący
tam portier podbiegł do drzwiczek i skłoniwszy się bardzo nisko otworzył je. Widocznie wziął
siedzącego w środku mężczyznę za jakiegoś egipskiego generała albo innego potentata.
 Zna pan Pirna?  spytał go Pirnero.
 Do usług, wielmożny panie  odpowiedział zdziwionym uśmiechem.
 Czego się śmiejesz? Co wiesz o Pirna?
 O Pirna? Ha, wiem tylko tyle, że to miasto wyjątkowych głuptasów.
Twarz Meksykanina wydłużyła się.
 Co? Jak?  zawołał oburzony.  Miasto głuptasów? I ta buda ma być najlepszym w
mieście hotelem? Hotelem  Belleveue ? Dorożkarzu, czy na Aabie stoją statki parowe?
 Naturalnie, łaskawy panie.
 Kursują do Pirna?
 Tak. Zdaje mi się, że za pięć minut jakiś odpływa.
 Szybko, jedziemy tam! To Drezno to wiocha! Aresztowanie, Pirna jako siedlisko
głupców. Jadę do Pirna, może tam przynajmniej znajdą się ludzie, z którymi będzie można po
ludzku porozmawiać, którzy będą mieli więcej ogłady, niż towarzystwo w tej dziurze.
Dorożka poczęła się znowu toczyć po bruku zmierzając w kierunku Aaby. Na szczęście
przyjechali na czas.
Na statku pojawienie się dziwacznego podróżnego spowodowało takie zbiegowisko, że
Pirnero musiał się zamknąć w kajucie. Nie wyszedł z niej, dopóki parowiec nie dopłynął do
Pirna. Przeprawiwszy się na brzeg, rozkazał zanieść swoje rzeczy do ratuszowych oficyn,
które pamiętał z młodych lat. Sam w towarzystwie Resedilli szedł wolno przez miasteczko.
Twarz przez ten czas zdążyła mu się wypogodzić. Rozglądał się na wszystkie strony,
mówiąc do Resedilli:
 Bardzo się ta poczciwa mieścina zmieniła. Nie mogę jej poznać. Przekonasz się, że to
całkiem coś innego, niż ta dziura, Drezno. Tam mieszka tylko sam motłoch, mieliśmy już
okazję przekonać się o tym. Tu w Pirna to całkiem co innego, tu mieszka cała saska śmietanka
i arystokracja. Zaraz zobaczysz różnicę.
W restauracji, w piwnicach ratusza o tej porze nie było żywej duszy. Gospodarz i cały
personel ogromnie byli zdziwieni zjawieniem się tak szczególnego gościa. Przeczuwając, że
to jakiś niezwykły magnat, obsługiwali go na wyścigi.
Pirnero chcąc im zaimponować nie wdawał się w dysputy, mówił tylko to co było
niezbędne, zamówił dla siebie i dla Resedilli obiad, który natychmiast zjawił się na stole.
Podczas, gdy spożywał zamówione potrawy do lokalu wszedł jakiś gość i zamówiwszy sobie
szklaneczkę piwa usiadł przy bocznym stoliku. Pirnero spoglądał na niego spod oka.
Doskonale widział z jakim szacunkiem został podjęty w restauracji, więc posiliwszy się nieco
stwierdził, że należy uświadomić gospodarza, jakiego gościa ma zaszczyt u siebie
przyjmować.
 Aadna pogoda!  zauważył zwracając się do nowoprzybyłego.
Ten nie wiedząc, czy pytanie skierowane było do niego, milczał.
 No?  zwrócił się teraz całkowicie w stronę siedzącego przy bocznym stoliku, tak, że
ten nie mógł wątpić, że dziwny gość mówił do niego.
 Tak, bardzo ładna  odpowiedział.
 Co za czyste niebo i jakie piękne słońce.
 Tak, szczególnie dobre dla owoców.
 Dlaczego?
 Bo pięknie dojrzewają i będą słodkie.
 Dlaczego pan wspomniał właśnie o owocach?
 Boje sprzedaję. Może pan chciałby nabyć?
 Ach!  zawołał Pirnero.  A czy przypadkiem nie zajmuje się pan także sprzedażą
rzodkiewki?
 Owszem.
 Jak idą interesy?
 Raczej nieszczególnie.
 A nie było tu kiedyś w Pirna jeszcze innych handlarzy rzodkiewką?
 Byli, oczywiście, że byli.
 A jak się nazywali?
 Hm, było ich wielu.
 Ja mam na myśli jednego, bardzo sławnego. Zmarł jako ofiara swego zawodu.
 Jak to?
 Utopił się w swoim ogrodzie. Nazywał się, jeżeli się nie mylę& chyba Mackę.
 Ach, pan ma na myśli starego Mackę, tego opoja z wiecznie czerwonym nosem. Utopił
się bo był całkowicie pijany.
 Do pioruna! Pan musi się mylić. Ja myślę o tym kupcu, którego syn był kominiarzem.
 Tak, to ten sam.
 Jego syn także zginął jako ofiara swego zawodu!
 Tak, udusił się w kominie, tylko, że znowu na skutek pijaństwa. Cała ta rodzina składała
się z samych pijaków. Ich prawdziwym interesem była właściwie wódka.
Pirnero zrobił bardzo zdziwioną minę, kierując oczy na Resedillę odparł:
 Pan musi się mylić! Ja mam na myśli tego kominiarza, którego syn wyjechał w obce
kraje.
 No przecież mówię, to ten sam  potakiwał głową gość.  Ten to dopiero był
nicponiem i to w całym tego słowa znaczeniu. Mógłbym o nim coś powiedzieć.
 Co takiego?
 Ten łotr wyłudził ode mnie cztery talary, mówił, że tylko chce pożyczyć, po czym zwiał
do Ameryki. Dotychczas nie oddał mi tych pieniędzy. Och& żebym ja tego draba zobaczył!
 Do diabła, jak się pan nazywa?
 Ebersbach. Byliśmy kolegami i wszędzie razem chodziliśmy. Ale w tym nicponiu nie
było nawet palca dobrego. Zastawiał sidła na ptaki, tak, że policja musiała się nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl