[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go w kuchni zamknęła -
powiedziała babcia Witkowska
otupując śnieg z butów.
* * *
Kasia pierwsza usłyszała
pukanie.
- Idzie pani Witkowska z Anią
i Piotrusiem! - zawołała.
- Trudno - szepnął dziadek. -
Jak tradycja, to tradycja.
- Tato - upomniała go pani
Alina.
- I Kruczek przyszedł! -
wołała Kasia otwierając drzwi
wejściowe.
Mniamnia zerwała się i
pobiegła do kuchni wylizać
miskę.
Cała rodzina z domu z
drewnianym gankiem zebrała się w
przedpokoju, żeby powitać gości.
- Tyle czasu pani nie
widziałam - mówiła babcia
Pieczarkowska.
- Ja też tyle samo czasu pani
nie widziałam - odpowiadała
babcia Witkowska. - Chyba, że z
daleka, ale widzieć panią z
daleka, to nie to samo.
Obie panie ucałowały się, a
pani Witkowska wręczyła
gospodyni ciasto. Z
przyjemnością zanotowała, że
oczy wszystkich wnucząt
Pieczarkowskiej spoczęły na
paczuszce z ciastem.
Babcia Witkowska słynęła ze
wspaniałych, niepowtarzalnych
wypieków i była z nich dumna.
Jej zdaniem w tym jednym
rzeczywiście przewyższała
sąsiadkę. No i może jeszcze w
cerowaniu, bo nikt w okolicy nie
potrafił tego robić tak
pięknie. Któż jednak w
dzisiejszych czasach zwraca
uwagę na cery, zwłaszcza jeżeli
kolor nici jest tak dobrany,
żeby nic nie było widać. Cera to
coś skromnego, o czym się nie
mówi. Pozostawały owe
wspaniałe, niepowtarzalne"
wypieki, pachnące i puszyste w
sam raz i wilgotne w sam raz.
- To taki kawałeczek ciasta -,
rzekła skromnie babcia
Witkowska. - Nic nadzwyczajnego,
ale może dzieciom będzie
smakowało.
Piotruś i Ania wyłazili z
ciepłych kurtek. Odmotywali z
siebie długie szaliki. Małgosia
była teraz w dobrym humorze, bo
od rana minęło sporo godzin,
miała czas dojść do siebie i
zapomnieć o zemście, a poza tym
cieszyła się na wróżby,
przepadała za tajemniczymi
wieczorami i cichym głosem babci
mówiącym pewnie i przekonywająco
o przyszłości.
- Cieszę się, że przyszliście
- powiedziała przyjaznie.
- Oni zaraz idą do mnie -
pospiesznie dodał Tomek, ale
Małgosia nie poczuła się
urażona, wspaniałomyślnie
skinęła głową.
Przyglądający się ciepłym
kurtkom i szalikom Tomek miał
wrażenie, że uroczyście witani
goście przybywają z daleka, z
jakiejś odległej miejscowośKci,
zakopanej po dachy w śniegu.
Zmrużył oczy i wydało mu się, że
w przedpokoju zapachniało
dawnymi latami, znanymi tylko z
książek, kiedy ludzie odwiedzali
się rzadko, ale wizyty trwały
długo, były wyczekiwane i pełne
odświętnej radości.
Pani Pieczarkowska obejrzała
bliznięta i stwierdziła, że
urosły.
- I pani wnuczki urosły -
uśmiechnęła się pani Witkowska.
- Mój Boże, jakież one są do
pani podobne. - %7łałosny skurcz
przebiegł po jej twarzy. - No,
ale chodzmy, chodzmy.
Zacierając ręce poszła przodem
do dużego pokoju. Za nią
dziadek, babcia, mama, tata i
wszystkie siostry Tomka.
Tomek zabrał Anię i Piotrusia
do swojego pokoju. Bardzo lubił
ich u siebie gościć. Mogli
siedzieć we trójkę na wąskim
tapczanie, gryzć pestki dyni i
nic nie mówić. Bliznięta ubrane
w jednakowe spodnie ogrodniczki,
jednakowe czerwone golfy,
jednakowo ostrzyżone, wyglądały
po prostu jednakowo. Działo to
bardzo dobrze na Tomka, jakby
miał dwóch wypróbowanych
kolegów. Wszyscy troje chodzili
do tej samej klasy. Ania i
Piotruś siedzieli razem, a
Tomjek za nimi. Jeżeli na
którejś lekcji Piotrek i Tomek
chcieli pograć w okręty, Ania
podnosiła rękę i pytała, czy
może zamienić się miejscem z
Tomkiem, bo po prostu ma dość
siedzenia z chłopcem.
Wspólne wieczory, kiedy babcia
Pieczarkowska wróżyła babci
Witkowskiej, wszyscy troje
nazywali "wieczorami straconymi,
ale nie dla nas".
Posiedzieli trochę w
milczeniu, a potem zaczęli się
bawić żołnierzykami. Ani jak
zwykle przypadło w udziale
dowodzenie oddziałem, na czele
którego stał oficer podobny
trochę do kobiety.
- Gdybym naprawdę prowadziła
oddział do ataku, to
przywoływałabym żołnierzy
właśnie w taki sposób -
powiedziała Ania i wykonała
prawą ręką gest dokładnie taki,
w jakim zastygła ręka oficera
podobnego do kobiety.
Posapując i postękując Ania
ruszyła na czworakach prowadząc
oddział metodą przestawiania do
przodu poszczególnych żołnierzy.
- Bawisz się jak dziewczynka -
zganił ją brat. - Nie wiesz, o
co chodzi?
- Daj jej spokój - powiedział
Tomek.
Ania powiodła więc swój
oddział metodą dziewczynki
wyprowadzającej lalki na
spacer. Piotrek złościł się
trochę, a Tomek go uciszał.
Bawili się długo, a tymczasem
w dużym pokoju babcia
Pieczarkowska ciągle wróżyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl