[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Attwood, która twierdziła, że Bright podaje się za jasnowidza, by wpłynąć w ten sposób na ludzi
pokroju jej córki.
- A poza tym, gdzie właściwie leży granica między intuicją, którą szczycą się przecież wszyscy
ludzie, a jasnowidzeniem? Gdy ktoś posiada ten dar w nadmiarze, musi się liczyć z posądzeniem o
zdolności nadprzyrodzone.
- Słusznie. Rozumiem, o co panu chodzi. - Jessie zaczęła się zastanawiać, czy umiejętności pani
Valentine również sprowadzają się wyłącznie do wyjątkowo rozwiniętej umiejętności
przewidywania. - Zdaje się, że pracuje tu wielu ludzi.
- Tylko piętnaście osób. Przychodzą do nas, bo niepokoi ich zagłada środowiska, a przy tym wierzą,
że nasz naród potrafi rozwiązać wszelkie problemy z pomocą nauki i techniki. Zostają, bo są
przekonani, że doktor Bright jest bliski znalezienia takich rozwiązań. Mamy nadzieję, że państwo
udzielą nam swego wsparcia.
Jessie chciała coś powiedzieć, ale szybko zamknęła usta, ponieważ zobaczyła, że Hatch wraca już ze
swej wyprawy do toalety. Sherry Smith opowiadała mu coś z przejęciem, a Hatch słuchał jej w
skupieniu. Otaczała ich pewna aura intymności, co bardzo zirytowało Jessie. Odwróciła się do
Landisa z uśmiechem.
- Nigdy nie podejmuję tego rodzaju decyzji bez konsultacji z mężem - powiedziała, uciekając się do
wykrętu starego jak świat.
- Ależ oczywiście, proszę pani. - Landis uśmiechnął się czarująco i ruszył w stronę schodów. -
Możemy kontynuować zwiedzanie?
Przyjemnie było wiedzieć, że oboje wspominają wspólną przygodę.
Dzięki tej wyprawie wytworzyła się między nimi nowa więz. Teraz łączyło ich już więcej niż tylko
wzajemny pociąg seksualny, co nie miało nic wspólnego z Benedict Fasteners, a Jessie po raz
pierwszy dostrzegła iskierkę nadziei na przyszłość z Samem Hatchardem.
Rozdział 9
Hatch myślał na pewno o prowadzonym przez nią dochodzeniu, co uznała za wyjątkowo dobry Znak.
Wykazał przecież niekłamane zainteresowanie jej pracą. Chyba jednak nie miał klapek na oczach i
nie zajmował się wyłącznie swoją karierą. Może chciał, by ktoś czasem odciągnął go od biurka. Przy
jej pomocy potrafiłby nauczyć się bawić i odpoczywać. Pewnie w końcu zapragnąłby czasem
zatrzymać się w marszu, by powąchać róże.
Jessie otaksowała spojrzeniem swego towarzysza, który właśnie podpisywał rachunek i chował do
kieszeni kartę kredytową. Hatch był, jak na siebie, bardzo Jessie pochyliła głowę nad kieliszkiem i
wciągnęła w nozdrza przyjemny zapach. W przytulnej restauracji było ciepło i bezpiecznie, a za
oknami padał deszcz. Kolacja bardzo im smakowała. Na kominku buzował ogień; goście zebrani w
do połowy zapełnionej sali rozmawiali cicho i najwyrazniej bawili się znakomicie.
Po zakończeniu zwiedzania Jessie i Hatch wrócili do gospody, przebrali się i poszli do restauracji.
Wtedy jeszcze nie padało, choć zanosiło się na deszcz. W trakcie posiłku Hatch mówił niewiele -
pogrążył się w zadumie.
Tym razem Jessie nie miała ochoty prowokować go do sprzeczki. Delektowała się nie znanym jej
dotąd poczuciem bliskości - swobodnie ubrany. Innymi słowy, nie włożył po prostu garnituru, tylko
czarne spodnie, białą koszulę i wełnianą marynarkę w kolorze marengo. Na jego krawacie - zamiast
nieśmiertelnych dyskretnych pasków - widniały wesołe kropki. Gdy pakował się na tę wycieczkę,
najwyrazniej opuściła go rozwaga.
Hatch pochwycił jej spojrzenie. Jessie uśmiechnęła się do niego ciepło i czekała, aż rzuci parę uwag
na temat Jutrzenki Nadziei, powie, do jakich wniosków doszedł, bądz po prostu podziękuje jej za
wyjątkowo miły wieczór.
- Cholera - mruknął Hatch, marszcząc lekko brwi ciekawe, czy Gresham dostarczył sprawozdanie
Vincentowi. Jeśli nie, po powrocie porachuję mu kości. Mam już dosyć tego faceta. Rozmowy w
Portland wkroczyły w decydującą fazę. Nikt nie może sobie teraz pozwolić na zawalanie terminów.
- Nigdy nie słyszałem czegoś bardziej romantycznego.
Szczególnie po intymnej kolacji przy kominku. Chyba zemdleję z wrażenia. Spojrzał na nią tępo i
dopiero po chwili zrozumiał, co powiedziała.
- Jeśli nie czujesz się dobrze, chodzmy do gospody zaproponował wstając.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. - Zmarszczyła nos, ale już się nie odezwała. Koniec złudzeń.
Uwaga Hatcha skupiona była wyłącznie na Benedict Fasteners.
Gdy ruszyli w milczeniu do gospody, wciąż zacinał deszcz. Hatch otworzył parasol, a Jessie wzięła
go pod rękę. Szli opustoszałą, słabo oświetloną uliczką przecinającą maleńką osadę. Jessie
pomyślała, że na miejscu czeka ich ciepłe łóżko. Być może nie istniała dla nich nadzieja na wspólną
przyszłość, ale romans trwał nadal.
- Hatch?
- Tak?
- Czy mogę ci zadać osobiste pytanie?
- Zależy jakie.
Jessie wciągnęła głęboko powietrze. - Czy ja jestem do niej podobna?
- Do kogo?
- Do twojej żony.
Zacisnął palce na jej ramieniu. - Ależ skąd.
- Napewno?
- Oczywiście. Co ci w ogóle przyszło do głowy? I kto ci powiedział, że byłem żonaty? Ojciec?
- Nie. Przepraszam. Nie powinnam była poruszać tego tematu.
- Ale skoro już zaczęłaś, równie dobrze możesz skończyć.
Popatrzyła przed siebie na mokry chodnik.
- Rozmawiałam z matką. To ona mi powiedziała, że straciłeś żonę. Zaczęłyśmy dyskutować i
doszłyśmy do wniosku, że mężczyzni szukają w swoich drugich żonach tych samych cech, jakie
podobały im się w pierwszych. Stwierdziłyśmy również, że Connie jest bardzo podobna do mojej
matki. Mama twierdzi, że mężczyzni niechętnie zmieniają przyzwyczajenia. Pociąga ich zawsze ten
sam typ kobiet, jeśli wiesz, co mam na myśli.
I... - Wystarczy.
Szybko zamknęła usta z poczuciem, że zaczyna odbiegać od tematu.
- Przepraszam.
- Wcale nie jesteś do niej podobna.
- Ach tak? - Jessie poczuła ogromną ulgę.
- Ona miała jasne włosy i niebieskie oczy.
- Pewnie była ładna.
- Ale zupełnie inna niż ty. - Zamilkł na chwilę. - O wiele wyższa.
- Mhmm.
- I tyle - zakończył Hatch, wzruszając ramionami. - Co jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Nic.
- To świetnie - westchnął z zadowoleniem.
- Jaka ona była?
- Co to ma znaczyć?
- Miła?
- Do diabła, Jessie ...
- Bardzo ją kochałeś? - Wiedziała, że powinna przestać, ale nie potrafiła się powstrzymać. Pytania
same cisnęły się jej na usta i kategorycznie domagały się odpowiedzi.
Hatch stanął w miejscu i obrócił Jessie twarzą do siebie. W skropionym deszczem świetle sączącym
się z pobliskiego okna widać było wyraznie, że spochmurniał. Dziewczyna zaczęła żałować, że nie
trzymała buzi na kłódkę.
- Jessie ...
- Przepraszam - szepnęła. - Zapomnijmy o wszystkim, dobrze? Przecież wiem, że nie powinnam
wściubiać nosa w nie swoje sprawy.
- Ale ja za dobrze cię znam - odparł, kręcąc wolno głową. - Skoro w ogóle zaczęłaś się nad tym
zastanawiać, nie będziesz mogła przestać. Zadręczysz siebie i mnie.
Przymknęła oczy, wiedząc, że ma rację. - Nic już nie powiem. Słowo.
- Dobra, dobra. - Westchnął. - Kiedy braliśmy ślub, wydawało mi się, że ją kocham. Była
uosobieniem wszystkich moich nadziei i pragnień związanych z małżeństwem Miała w stosunku do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]