[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, wiedziałem, na czym to wszystko polega. Galen nie zastosował \adnych
nowatorskich rozwiązań. Najwięcej czasu zajęło mi znalezienie wszystkich kabli i dzwigni.
- A jak wszedłeś na teren posiadłości i do sali?
- dopytywała, gdy zbli\ali się do samochodu.
- Otworzyłem zamki wytrychem - przyznał.
- Nie miałem z tym większych problemów, bo podobnie jak Houdini zawsze lubiłem
bawić się w takie rzeczy.
- Powiedz mi, dlaczego ciągle mi się zdaje, \e to jeszcze nie koniec? - westchnęła, gdy
otwierał drzwi po jej stronie. Zajęci rozmową, nie zauwa\yli ciemnych sylwetek
przyczajonych za samochodem.
- Mo\e dlatego - odezwał się Galen, wynurzając się z mroku - \e faktycznie jeszcze
nie skończyliśmy. - W ręku trzymał pistolet.
Ariana zamarła. Strach, który od dawna nie dawał jej spokoju, teraz przybrał całkiem
realną postać i dosłownie ją sparali\ował. Lucian równie\ zastygł w bezruchu.
- Na twoim miejscu nie traciłbym cennego czasu, Galen. Niektórzy z Dawców Mocy
strasznie się na ciebie wkurzyli. Raczej nie puszczą ci płazem, \e nabiłeś ich w butelkę -
powiedział głucho.
- Na razie myślą tylko o tym, \eby jak najszybciej stąd prysnąć. Zostałeś tylko ty i
lalunia. No i paru moich pomocników - dodał znacząco. W tej samej chwili zza jego pleców
wychynęli dwaj ochroniarze w mnisich habitach.
- Na co liczysz, Galen?
- Na nic wielkiego, wystarczy mi odrobina satysfakcji. Proszę do mnie podejść, panno
Warfield.
Ariana nawet nie drgnęła. Galen musiał być na to przygotowany, gdy\ spokojnie
podniósł broń i wycelował w Luciana.
- Chodz do mnie albo wyślę twojego przyjaciela na tamten świat. Nie chciałbym tego
robić, ale mogę nie mieć wyboru. Dlatego musisz być rozsądna. Nie chcę go zabijać, tylko
ukarać za to, \e bezmyślnie rozwalił wyjątkowo udane przedsięwzięcie.
Ariana nadal stała nieruchomo. Dopiero po chwili zrobiła pierwszy niepewny krok.
- Ariano! - wycedził Lucian przez zaciśnięte zęby. Spojrzała na niego bezradnie, a
potem odwróciła się i ju\ nie odrywała wzroku od lufy pistoletu.
Wsunąwszy dłonie w kieszenie zamszowej marynarki, z opuszczoną głową wolno
ruszyła w stronę Galena. Co miała zrobić? Ten szalony człowiek mógł w ka\dej chwili
spełnić swą grozbę i zastrzelić Luciana. Dlatego musiała być posłuszna. Zresztą Galen, który
z racji swego zawodu był świetnym psychologiem, i tak wyczuł, \e ona ze względu na
Luciana nie podejmie \adnych ryzykownych działań.
- Bardzo rozsądnie, panno Warfield - pochwalił, gdy do niego podeszła. Nie
opuszczając broni, przydusił jej gardło ramieniem i przyciągnął ją do siebie.
- Ariano! - Lucian spojrzał na Galena z dzikim wyrazem w oczach. - Puść ją, Galen.
To nie ją chcesz ukarać, tylko mnie.
- Zgadza się. Tyle \e twoja lalunia to moja polisa ubezpieczeniowa. Dopóki trzymam
ją za gardło, wiem, \e będziesz grzeczny i nie narobisz głupot. Ju\ za pierwszym razem
powinienem był się domyślić, \e będą z tobą kłopoty. Ale człowiek jest taki łatwowierny...
Myślałem, \e pani Philomena połknęła haczyk i będzie mi naganiała takich samych
nadzianych naiwniaków jak ona. Niestety, intuicja mnie zawiodła. Popełniłem błąd, godząc
się, \ebyś wziął udział w spektaklu, zwłaszcza \e moi ludzie nic o tobie nie wiedzieli. A tak z
ciekawości, kiedy rozpracowałeś moje triki?
- Parę godzin temu. - Lucian postanowił grać na zwłokę i przeciągnąć rozmowę, ile się
da. - Wejście na teren posiadłości to była pestka. Następnym razem zadbaj o porządne
zabezpieczenia.
Galen zgodnie kiwnął głową, lecz jednocześnie mocniej przycisnął do siebie Arianę. Z
trudem przełknęła ślinę, gdy\ jego \elazny uścisk sprawiał jej ból. Z przera\eniem myślała o
tym, co Galen zamierza zrobić z Lucianem. Lęk o niego doprowadzał ją do szaleństwa. Aby
ukryć nerwowe dr\enie rąk, jeszcze głębiej wcisnęła je w kieszenie marynarki.
- Masz rację z tymi zabezpieczeniami, przyjacielu - przyznał Galen. - Có\, człowiek
uczy się przez całe \ycie, najczęściej na własnych błędach. Poprzednim razem numer z
kosmitą wyszedł bezbłędnie, dlatego pomyślałem sobie, \e to będzie samograj. Zgubiła mnie
zbytnia pewność siebie.
- Twoje konstrukcje i urządzenia sceniczne nie były nowatorskie ani skomplikowane
technicznie - stwierdził Lucian lekcewa\ąco.
- Właśnie. Na tym polega ich piękno. Nie wiem, jak pan, ale ja jestem zwolennikiem
prostoty. Uwa\am ją za jedną z cnót, panie Hawk. Wyznaję równie\ pogląd, \e ludzie, którzy
wtykają nos w nie swoje sprawy, powinni dostać porządną nauczkę - powiedział twardo, po
czym dal swoim ludziom znak pistoletem. Dwaj z nich natychmiast złapali Luciana za ręce.
Nie wyrywał się. Spokojnie pozwolił, \eby skrępowali mu je na plecach. Ani na
moment nie spuszczał oczu z Ariany, która z przera\eniem obserwowała tę scenę.
Na zewnątrz spokojna, w środku wprost gotowała się ze złości.
- Co chcesz z nim zrobić? - wychrypiała.
- Postaram się wytłumaczyć panu Hawkowi, \eby następnym razem dobrze się
zastanowił, zanim zdecyduje się wejść komuś w paradę - warknął Galen. - Zabierzcie go -
polecił swoim ludziom, gdy ci zawiązali Lucianowi oczy. - Załatwimy go dyskretnie, po co
ktoś ma to widzieć. Zawsze mo\e znalezć się jakiś ciekawski, którego nie powinno tu być.
Ariana ścisnęła w dłoni szminkę, którą rano dostała od Drake'a. Trzymała ją
kurczowo, gdy ludzie Galena poprowadzili ich w stronę niewielkiej polany oświetlonej
reflektorem zamontowanym na ogrodzeniu.
- Teraz! - Galen wydał komendę bez ostrze\enia.
Zakapturzeni oprawcy rzucili Luciana na siatkę. Ariana poczuła, jak ze zgrozy je\ą jej
się włosy na karku. Ju\ wiedziała, co za chwilę się stanie; Lucian zostanie pobity.
- Przestańcie! - zawołała zduszonym głosem. - Galen słyszysz? Ka\ im przestać. Nikt
cię nie będzie zatrzymywał. Mo\esz odejść. Czego jeszcze chcesz?
- Nie panikuj, laleczko. Przecie\ ci mówiłem, \e nie zabiję twojego kochasia. Wbiję
mu tylko trochę rozumu do głowy.
Pierwszy z mę\czyzn zamachnął się i z całej siły uderzył Luciana w brzuch. Ariana
krzyknęła na całe gardło i zdecydowanym ruchem wyciągnęła z kieszeni szminkę. Teraz albo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]