[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tamtych czasach był zatrudniony w przedsiębiorstwie budowlanym. Tyle tylko, że owa wróżka
zapomniała mamie dodać, jak to się miało skończyć. Takie osoby mówią człowiekowi tylko to, co sam
chce usłyszeć.
Tak jak w wypadku Szeryfa. Szeryf to facet z naszego osiedla, który przyjechał z Tunezji jakieś sześć lat
temu. Wszyscy przezywają go Szeryfem, bo wygląda rzeczywiście jak kowboj. Do tego zawsze nosi
czapkę z daszkiem ozdobioną gwiazdą. Z czarnymi włosami i wąsem wygląda, jakby pojawił się prosto z
westernu. Właśnie ten facet poszedł kiedyś do wróżki, która przepowiedziała mu, że wkrótce będzie
bardzo bogaty. Pewnie powinna była mu sprecyzować, co rozumie przez słowo wkrótce". W każdym
razie od tamtego dnia Szeryf gra codziennie na wyścigach konnych i święcie wierzy w wygraną.
Oczekując na wyniki, idzie do baru przy placyku. A ponieważ za każdym razem przegrywa, staje się
nerwowy. Szeryf ma przecież śródziemnomorski temperament... Zatem kiedy przegrywa, czyli zawsze,
gniecie ze złości swoją czapkę, rzuca przekleństwami po arabsku i odchodzi. To się powtarza już od
bardzo dawna.
Czasami myślę sobie, że życie mimo wszystko jest fajne. Uważamy, że nie mamy szczęścia, ale jeśli
pomyślimy o tych, którzy mają jeszcze mniej od nas... Tak, tak, a są tacy. Na przykład ten dzieciak, z
którym chodziłam do podstawówki, ciągle bity przez wszystkich. Mały blondynek
76
w okularach, siedzący w pierwszej ławce, który miał zawsze najlepsze oceny w klasie, przynosił
wychowawczyni naleśniki w tłusty wtorek"* i jadał wieprzowinę w stołówce. Idealna ofiara.
Mama zaczęła nowe szkolenie. Z tego, co mi opowiada, wynika, że jest bardzo zadowolona. Nawet już
zaprzyjazniła się z dwiema innymi kobietami: pewną Marokanką z Tangeru i jakąś babcią z Normandii o
imieniu Jeąuiline". Domyśliłam się, że chodzi o Jacąueline, instruktorkę. Uzmysławiam sobie, że moja
matka jest osobą towarzyską, w przeciwieństwie do mnie. Kiedy byłam mała i mama zabierała mnie do
piaskownicy, żadne dziecko nie chciało się ze mną bawić. Mówiłam, że to piaskownica Francuzów", bo
znajdowała się pośrodku osiedla domków jednorodzinnych, gdzie mieszkały głównie rodziny pochodzenia
francuskiego. Któregoś razu wszyscy tańczyli w kółku i nie chcieli wziąć mnie za rękę. Było to akurat
dzień po Aid, święcie barana, na które mama posmarowała mi prawą dłoń henną. A te małe kapuściane
głowy myślały, że jestem brudna.
Niczego nie rozumieli z pluralizmu społecznego i krzyżowania się kultur. A jednocześnie to nie było
naprawdę ich winą. W każdym razie istnieje wyrazna granica między osiedlem Paradis**, w którym
mieszkam, a osiedlem domków jednorodzinnych o nazwie Rousseau. Tworzą ją potężne kraty, już
zardzewiałe ze starości, oraz długi ka-
* Odpowiednik popularnych w Polsce pączków jadanych u nas w tłusty czwartek, a nie we wtorek przed
środą popielcową, tak jak we Francji.
** Paradis (franc.) - raj.
77
mienny mur. To gorsze od linii Maginota albo muru berlińskiego. Od strony naszego osiedla mur jest
pokryty hasłami, rysunkami i plakatami koncertów i najróżniejszych wieczorów orientalnych, graffiti na
cześć Saddama Husajna i Che Guevary hasłami patriotycznymi typu: Niech żyje Tunezja!", Senegal
gra!", a nawet całymi zdaniami zaczerpniętymi z piosenek raperskich o wydzwięku filozoficznym. Ale ja
najbardziej lubię stary rysunek, który widnieje tam od bardzo dawna, zanim jeszcze rap stał się modny i
zaczęła się wojna w Iraku. Przedstawia anioła w kajdankach z czerwonym krzyżem na ustach.
W moim bloku mieszka dziewczyna, która jest przetrzymywana na jedenastym piętrze. Nazywa się Samra
i ma dziewiętnaście lat. Jej brat nie odstępuje jej na krok. Nie pozwala jej wychodzić, a jeśli wraca ze
szkoły trochę pózniej niż zwykle, ciągnie ją za włosy, po czym dostaje jeszcze manto od ojca. Któregoś
razu słyszałam nawet, jak Samra krzyczała, gdyż zamknęli ją w mieszkaniu. W ich rodzinie królują
mężczyzni. Poddają Samrę ścisłemu nadzorowi, tak że matka nie może nic powiedzieć ani zrobić. Można
faktycznie uwierzyć, że bycie dziewczyną jest prawdziwym nieszczęściem.
Tymczasem kilka dni temu sąsiadki powiedziały mamie, że Samra uciekła. Wszyscy szukają jej od trzech
tygodni. Jej ojciec złożył nawet doniesienie na policji. Po-rozlepiali plakaty w okolicy, w sklepach, na
poczcie, na klatkach schodowych, w szkołach... Zdjęcie Samry pochodzi z czasów, kiedy była w szóstej
klasie. Jej aparat na-zębny niezbyt dobrze wygląda po powieleniu zdjęcia na kserokopiarce.
To mi przypomina program Jacques'a Pradela pod tytułem Perdu de vue"*, w którym odszukiwano
zaginione oso-
* Dosłownie: Stracony z widzenia", program telewizyjny realizowany w podobnej konwencji, co
emitowany przez TVP1 Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
79
by Byli tam nawet faceci, którzy nie widzieli swych bliskich od ponad dwudziestu lat. To był niesamowity
program, bo udawało się dzięki niemu odnalezć zaginionych, mimo że zmienili wygląd, nazwisko,
wszystko. Poszukiwania za każdym razem kończyły się faktycznie powodzeniem, o ile zaginieni jeszcze
żyli. Po takich odnalezieniach ludzie płakali, mdleli. To stanowiło o niezwykłości tego programu. Kiedyś
odnalezli czyjegoś kuzyna w Sydney, w Australii. Sfilmowali jego dom, nową rodzinę, pracę i całą resztę.
Uznałam, że to nic miłego dla kogoś, kto cierpi z powodu zaginięcia bliskiej osoby, zadaje sobie trud, by
ją odnalezć, po czym widzi, że w gruncie rzeczy ta osoba wcale się tym nie przejmowała i wiedzie nowe,
wspaniałe życie.
No, w każdym razie teraz w dzielnicy wszyscy mówią tylko o zniknięciu Samry Słyszy się nawet, że jacyś
ludzie widzieli ją w Paryżu z brzuchem. Wygląda na to, że jest już w ciąży... Taka plotka krąży między
spożywczakiem a szkolnymi bramami, zahaczając po drodze o pralnię. Kiedy Samra była zamknięta w
domu, w tej swojej betonowej klatce, nikt o niej nie mówił, jakby ludzie uważali to za normalne. A teraz,
kiedy udało się jej uwolnić od swego brata dyktatora i ojca tyrana, ludzie ją oskarżają.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]