[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dze i w każdej chwili mógł się o nie potknąć. Otworzyła usta,
a potem zamknęła je, przypominając sobie, że przecież on na
pewno nie zareaguje.
Michael dotarł do ostatniego stopnia przed podestem. Nagle
przydepnął sznurówki, stracił równowagę i z łoskotem spadł ze
schodów, uderzając potylicą o ozdobę w kształcie ludzkiej głowy.
Niemal wszyscy skoczyli na równe nogi. Drago spróbował
uczynić to samo, ale nie zdołał wydostać się szybko z fotela i zo-
stał w nim, klnąc pod nosem.
Lucinda pierwsza dotarła do leżącego twarzą w dół Michaela
i sprawdziła mu puls. Odwróciła się do reszty zgromadzonych.
- %7łyje. Puls ma normalny.
Podczas gdy za jej plecami Michael starał się wstać,
Lucinda
podbiegła do telefonu. Paula pierwsza zauważyła, że oczy
Michaela nie są już zamglone, a spojrzenie martwe. Rozglądał
się po salonie. Ponieważ przez tak długi czas nie odezwał się
ani słowem, wszyscy doznali wstrząsu, kiedy przemówił,
wyraznie i oskarżycielsko wymawiając słowa:
-Byłem świadkiem morderstwa.
-Co? - wykrztusił Aubrey.
Michael rzucił jeszcze jedno słowo:
-Tam.
Podniósł rękę i wskazał palcem mordercę.
32
szyscy zamarli. Z wyjątkiem Michaela, który powoli szedł na-
przód z uniesionym oskarżycielsko palcem. Osoba, którą
W
wskazywał, również znieruchomiała, ale tylko na chwilę. Lucinda
odłożyła słuchawkę telefonu, z którego nigdzie nie zdążyła za-
dzwonić.
Przez chwilę wpatrywała się we wycelowany w nią palec, a po-
tem wzruszyła ramionami. Wróciła do swojego fotela, usiadła, od-
sunęła poduszkę, pod którą ukryta była jej torebka, i włożyła do
niej rękę.
-Przecież on jest szalony - powiedziała spokojnie. - Najpierw
ta amnezja po uderzeniu w głowę, kiedy spadł ze schodów po raz
pierwszy. A teraz już zupełnie mu odbiło.
-Widziałem cię - rzekł Michael wyraznie i spokojnie. - Wró-
ciłem wtedy wcześniej z biura. Zaparkowałem samochód na skra-
ju wrzosowiska, zaraz za Post Lacey. Zawsze tamtędy wracam.
Dlatego nie usłyszałaś, że nadchodzę...
-Zupełnie oszalałeś...
-Nie, to ty oszalałaś. Szedłem szlakiem przy świetle księżyca.
Widziałem, jak łapiesz Lee od tyłu za włosy, a potem podrzynasz
jej gardło, obracasz nóż i tniesz dalej. Struchlałem. Odcinałaś
kawałki ciała i wrzucałaś je do plastikowej torby. Potem zacią-
gnęłaś to, co z niej zostało, do szybu i zrzuciłaś na dno.
-Potrzebny ci lekarz - powiedziała i zapaliła papierosa.
-Osłupiałaś, kiedy mnie zobaczyłaś - mówił dalej Michael.
- Złapałaś mnie za ramię i razem poszliśmy do domu. Bez prze-
rwy do mnie mówiłaś, że niby Lee cię zaatakowała. Zaciągnęłaś
mnie do domu, a ja nie mogłem zdecydować, czy mówisz
prawdę,
czy nie. Zaprowadziłaś mnie na schody. Tam powiedziałaś, że
267
skręciłaś kostkę. Nagle znalazłaś się przede mną, o stopień wy-
żej. Odwróciłaś się i pchnęłaś mnie z całych sił. Zleciałem aż na
sam dół, tak samo jak przed chwilą. Uderzyłem głową w najniż-
szy słupek poręczy i straciłem przytomność.
- No to jesteśmy w domu - powiedział Tweed. - Potrzebny
nam tylko jeden świadek jednego morderstwa. Jest nim Michael.
Lucinda skoczyła na równe nogi. W prawej ręce ściskała wycią-
gnięty z torebki nóż. Ruszyła pędem w kierunku Michaela. Wszyscy
byli zbyt zaskoczeni, żeby zareagować. Wszyscy, z wyjątkiem Pauli.
- Bez świadka! - krzyknęła Lucinda. - Bez świadka - wrzasnę-
ła jeszcze raz - nic nie możesz zrobić!
Uniosła nóż, gotowa zabić Michaela. Paula już przy niej była,
trzymając oburącz browning wydobyty spod serwetki. Krzyknęła
ostrzegawczo:
- Rzuć nóż, bo strzelę!
Lucinda się odwróciła. Wyraz jej twarzy przeraził Paulę. Za
zaciśniętymi w szparki powiekami czaiły się oczy pełne nienawi-
ści i okrucieństwa. Usta były wykrzywione w krwiożerczym, zwie-
rzęcym grymasie. To nie była już ludzka twarz.
Skoczyła ku Pauli z uniesionym nożem. Paula bezwiednie za-
uważyła, że nóż ma dwa ostrza: jedno gładkie, drugie ząbkowane.
Oba były pokryte brunatnymi plamami.
- Będę strzelać! - krzyknęła.
To nie zatrzymało Lucindy. Zbliżała się do niej błyskawicznie,
kurczowo ściskając nóż.
- Zawsze stałaś mi na drodze! - krzyknęła.
Paula strzeliła. Pocisk uderzył w pierś Lucindy. Trysnęła krew.
Lucinda biegła dalej. Paula strzeliła drugi raz, a potem trzeci. Na
twarzy Lucindy pojawiło się zaskoczenie, niedowierzanie. Zatrzy-
mała, zachwiała się i upadła do przodu, uderzając twarzą w pod-
łogę. Znieruchomiała.
Tweed sprawdził jej puls na szyi, spojrzał na Paulę i potrzą-
snął głową. Z tarasu ktoś wbiegł do salonu. Tweed patrzył na
przybysza z osłupieniem w oczach. Był to nadinspektor Bucha-
nan. Tweed podniósł się i złożył do strzału z walthera, ale nie od-
ważył się go użyć, bo na linii strzału stała Paula. Buchanan
z władczą miną wyszedł na środek pokoju.
- To wciąż twoja sprawa, Tweed, więc możesz mnie uważać za
osłonę. Widziałem i słyszałem wszystko przez okno tarasu. Pan
Drago Volkanian uprzejmie zareagował na moje znaki i nie zdra-
. dził mnie, kiedy stał na tarasie.
268
- Zabiłam kobietę - odezwała się cicho Paula. - Zabiłam ko-
bietę.
Była w szoku. Dramatyczne zakończenie ciężkiego, pełnego
okropnych wydarzeń dnia, całkowicie ją wyczerpało. Tweed oto-
czył ją ramieniem, a lewą ręką ujął lufę browninga i wyjął go jek
z dłoni. Wrzucił broń do plastikowej torebki na odpady.
-Będę musiała stanąć przed sądem - powiedziała tym samym
cichym głosem. - Będę musiała...
-Nonsens - przerwał jej Buchanan. - Strzelałaś w obronie
własnej. Masz mnóstwo świadków, łącznie ze mną, którzy bez
wa-
hania to potwierdzą. Nie będzie żadnego procesu. Co najwyżej
będziesz musiała złożyć zeznanie. To wystarczy.
-Powinniśmy zadzwonić po karetkę - odezwał się Tweed.
- Już jedzie. - Buchanan pomachał telefonem komórkowym.
Tweed spojrzał na Dragona Volkaniana. Miliarder nawet nie
próbował się podnieść z fotela. Wyglądał na oszołomionego
i prawdopodobnie po raz pierwszy w swoim życiu był oszołomio-
ny. Posadziwszy Paulę wygodnie w fotelu, Tweed podszedł do
Dragona.
- Wszystko w porządku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl