[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym miejscem.
Jednak\e nie widziała sposobu, by przeprowadzić się
do Wyoming i zacząć \ycie od początku. To nie było ani
praktyczne, ani logiczne. Wiedziała, \e nigdy nie uda jej
się zrobić tu kariery porównywalnej z dotychczasową.
Tutaj miałaby szczęście, gdyby w ogóle znalazła jakąś
pracę w swojej dziedzinie. Zapewne nie miałaby szans
na finansową niezale\ność.
Dobrze wiedziała, w jakim kierunku prowadzą ją te
myśli. Nieunikniony wniosek nasuwał się sam: musi
wrócić do Los Angeles. Nic innego jej nie pozostawało.
Nawet nie próbowała wyobra\ać sobie alternatywy.
Myślenie o niej byłoby zbyt bolesne. Musi stąd wyjechać
jak najszybciej. Poza tym Jace nie powiedział jej
niczego, co by ją uprawniało do myślenia, \e chciałby,
by tu została.
Mo\e byli jak te dwa statki, które mijają się nocą na
pełnym morzu, dwie osoby, które przyciągnęło do siebie
po\ądanie i którym udało się wzajemnie zaspokoić swoje
najskrytsze fantazje seksualne. Wiedziała, \e dla niej
było to coś o wiele wa\niejszego, ale musiała stawić czoło
rzeczywistości. Zawsze potrafiła radzić sobie z faktami,
analizować dane, patrzeć na sytuację z ró\nych punktów
i oceniać ją kompleksowo. Ostatnie dni spędziła jednak
w zupełnie innym świecie - w świecie,
gdzie więcej się działało, ni\ myślało. Początki były
trudne, ale przystosowała się do tego świata zdumiewa-
jąco szybko.
Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Nale\ało
o tym wszystkim zapomnieć. Pomysł, by tu pozostać, nie
miał \adnego sensu. Gdy drogi zostaną oczyszczone,
wróci do Los Angeles.
Wiedziała jednak, \e wróci z rozdartym sercem.
Była bardzo zmęczona. Przez chwilę zastanawiała się,
co porabia Jace i dlaczego tak długo go nie ma. A potem
usnęła niespokojnym snem.
Tymczasem Jace i Vince cię\ko pracowali. Wypro-
wadzili z gara\u sanie motorowe i przyczepili do nich
du\ą platformę na płozach, u\ywaną do wo\enia paszy
na odległe pastwiska. Pomimo zapadającego zmroku
dość szybko dotarli do samochodu Samanthy, odgrze-
bali go ze śniegu, załadowali na platformę i przywiezli
do domu.
Jace chodził po gara\u, co chwila zaglądając
Vin-ce'owi przez ramię. W końcu zatrzymał się i patrzył
przez kilka minut.
- No i co?
- Jeszcze nie wiem - odrzekł Vince z wyrazną iry-
tacją. - Dowiem się, gdy pozwolisz mi spokojnie
sprawdzić.
- Mhm... przepraszam - mruknął Jace. Sam nie
wiedział, czy wolałby, \eby samochód był w dobrym
stanie, czy \eby się okazało, i\ naprawa potrwa kilka dni
i Samantha musi jeszcze tu zostać. Usiadł na ławce i z
przygnębieniem czekał na werdykt. W końcu doczekał
się.
- Chyba tylko akumulator wysiadł - powiedział
Vince. - Trzeba go wymienić, umyć samochód i wóz
będzie jak nowy.
- Mógłbyś się tym zająć?
Vince zawahał się.
- Chcesz, \ebym to zrobił jeszcze dzisiaj wieczorem?
- zapytał ostro\nie.
- Nie - zaśmiał się Jace. - Mo\e być jutro. Do zo-
baczenia rano.
Zmęczony, wrócił do domu. To był cię\ki dzień. Czuł
się wyczerpany fizycznie i emocjonalnie. Z godziny na
godzinę trudniej mu było odsunąć od siebie myśl o
wyjezdzie Samanthy.
Wszedł do salonu i zobaczył ją, zwiniętą w kłębek w
fotelu. Wyglądało na to, \e śpi, ale na jej twarzy
malował się niepokój, na widok którego Jace poczuł się
nieswojo. Przyglądał się jej przez chwilę. Miał ochotę
porwać ją w ramiona, z drugiej strony jednak nie chciał
przerywać jej wypoczynku.
Przyszło mu do głowy, by jej powiedzieć, \e samo-
chód będzie gotowy dopiero za kilka dni, ale pomyślał,
\e to byłoby głupie. Na pewno zadzwoniłaby do agencji
wynajmu, a oni przysłaliby kogoś, \eby odholował sa-
mochód do warsztatu. Nie, to nie był dobry pomysł.
Musiał jednak coś wymyślić... coś, co by ją zmusiło do
pozostania trochę dłu\ej.
Dobrze wiedział, do czego zmierzają te myśli. Na-
pełniało go to lękiem, ale nie wycofywał się. Nie rozu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl