[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wcią\ niezadowolony z wyników badań, socjolog porzucił sekretariat i
przystąpił do zadawania identycznych pytań innym współpracownikom. Historię
ruchomego czegoś, co wydawało dzwięki i nie było podobne do człowieka, zdołał
zapamiętać i powtarzał ją bez pomyłek. śadna z uzyskanych odpowiedzi nie
usatysfakcjonowała go w pełni, za to po całej instytucji zaczęły się rozchodzić wieści,
jakoby na klatce schodowej w domu pana Zdzisia panowały zupełnie wyjątkowe
nieporządki. Ktoś wysunął nawet przypuszczenie, i\ znajduje się tam melina mętów
społecznych i być mo\e nale\ałoby zawiadomić milicję.
Niebotycznie zdenerwowany socjolog musiał się wreszcie pogodzić z myślą,
\e doświadczenie osobiste jest niezbędne...
Grafik odwalił wielką robotę. We wczesnych godzinach wieczornych, zaraz
nazajutrz po ukazaniu się numeru, kiedy w redakcji panowały pustki, w
przydzielonym mu pokoju przystąpiono do próby skompletowania stroju
zaziemskiego przybysza.
- Mało tych dętek - powiedział z troską sekretarz redakcji, wskazując uło\one
pod ścianą dętki samochodowe. - Nie mogłeś skombinować trochę więcej?
- Co ty sobie wyobra\asz, \e one rosną na drzewach przy drodze? -
zdenerwował się doradca do spraw technicznych. - Dwie są w ogóle moje własne!
- Mo\na było u\ebrać jakieś stare w warsztacie wulkanizacyjnym - zauwa\ył
krytycznie fotoreporter.
Sekretarz redakcji i doradca do spraw technicznych zgodnie zaprezentowali
oburzenie.
- Zwariował, stare! śeby w nieprzewidzianej chwili któraś puściła, tak?
- Przecie\ nie będziemy na nich jezdzić!
- Ale muszą być porządnie nadęte! Nie zamierzasz chyba zmieniać kształtów
na ludzkich oczach?!
- A kto wie, mo\e to byłby dowód nieludzkiego pochodzenia...?!
- śadne takie! - zaprotestował z ogniem grafik. - Jak ma być tak, to ma być
tak! Za dziurawe dętki nie odpowiadam, \ądam uczciwej realizacji projektu! Niech to
ktoś przymierzy!
Wybór modela nastręczył nieprzewidziane trudności. Nikt nie chciał objąć tej
roli, padła nawet propozycja zdobycia manekina wystawowego, z tym \e o tej porze
doby nale\ałoby go ukraść, bo wszystkie sklepy odzie\owe były ju\ zamknięte.
Propozycja upadła, nie ze względów moralnych, a wyłącznie z braku informacji, nie
zdołano sobie na poczekaniu przypomnieć, gdzie takie manekiny ozdabiają wystawy.
Damskie, tak, o męskich wieści nie było. Pociągnięto wreszcie zapałki i najkrótsza
przypadła satyrykowi.
- Zawsze miałem psie szczęście do wszystkich losowań - narzekał z goryczą. -
Jak ju\ trzeba coś losować, to wiadomo, \e na mnie padnie najgorsze. I w tego
parszywego totolotka te\, cholera, tak samo trafiam. Kiedyś wysyłałem ciągle
jednakowe numery i miałem jedno trafne, albo dwa, a jak raz nie wysłałem, to od razu
było cztery... Co robisz, do cholery, przecie\ mi nogi pętasz!
- Nie mądrzyj się, tak ma być - powiedział stanowczo fotoreporter, owijając
starannie nogi satyryka długim wę\em, wykonanym z napompowanych dętek
rowerowych. - W biegach nie będziesz brał udziału.
- Skąd wiesz? A jak się na nas rzucą?
- To zginiesz na posterunku. Jasiu, jak ma być tu, u góry?
Grafik, zmarszczywszy brew, jął porównywać owijanego w kokon satyryka z
rysunkiem na stole.
- Nie machaj tymi rękami, jak rany! - zdenerwował się. - Ręce razem z
kadłubem, tylko od łokci będą wystawać! Tu mu przyłó\ więcej...
- No nie, panowie - powiedział z niezadowoleniem sekretarz redakcji. - Taki
wielki tyłek? To jakoś głupio...
- No to daj mu tę nierówność z drugiej strony!
- To będzie wyglądał jak w cią\y! Grafik zdenerwował się mocniej.
- To nie mo\e być symetryczne, nic nie rozumiecie, jak cepy! Bryła musi być
asymetryczna!
- Tylko nie bryła, tylko nie bryła! - zaprotestował z urazą satyryk. - Ty się nie
zapominaj!
- Dla mnie jesteś teraz bryła. Dobra, mo\e być, z boku, nad łokciem...
- Zaraz, zaraz, panowie - powiedział doradca do spraw technicznych. -
Tasiemki od naramienników muszą przejść pod spodem!
- Ty się bierz za te dętki - polecił mu sekretarz redakcji stanowczym tonem.
Fotoreporter odwinął kilka zwojów z modela.
Sekretarz redakcji przystąpił do przepychania pomiędzy dętkami rowerowymi
długich tasiemek, przywiązanych do durszlaka. Durszlak został pozbawiony rączki, a
za to przez jego dziurki poprzetykane były promieniście druty do wełny numer trzy i
pół. Po wielu wysiłkach udało się go wreszcie przymocować na ramieniu satyryka.
- Genialne! - wykrzyknął zachwycony sekretarz redakcji.
Praca wrzała. Dwukrotnie zwoje dętek rowerowych wypsnęły się z rąk
fotoreportera i procedurę owijania satyryka trzeba było zaczynać na nowo. Za trzecim
razem cały zespół doszedł do wniosku, i\ bez przywiązania się nie obejdzie.
- Drut mo\e to gówno przedziurawić - mówił zmartwiony grafik. - Coś, co nie
jest śliskie... Najlepsze byłyby te tasiemki od durszlaka...
- Za mało tego mamy - mruknął sekretarz redakcji, oglądając z troską pół
metra produktu.
- Trzeba kupić więcej. Która godzina? O rany, Cedet mo\e jeszcze otwarty...
Ty, Januszek, umizgnij się do Marysi. Z tymi drutami załatwiłeś bardzo dobrze...
Miłe zdziwienie, z jakim sekretarka powitała telefon fotoreportera, przerodziło
się w lekką rozterkę.
- Marysieńko, kochanie, tasiemki, pięćdziesiąt metrów - mówił czułym głosem
fotoreporter. - Takiej nieśliskiej. Wez taksówkę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl