[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ludzi takich jak ja powinny państwa wysełać w jakie Sybiry, na Sachaliny, bo
tysiąc razy gorsi niż socjaliści, to gangrena społeczna!
Marzę, jak marzył zapewne Krasiński, gdy pisał Agaj--Hana, jak marzy Zola lub
Dumas. Są to sny lubieżne, a lu-bieżność nie jest zmysłowością. Ja stoję w takim
marzeniu dosyć wysoko moralnie. To palenie się żywotne, naturalne, wewnętrzne.
Znię o cudownej, nieznanej kobiecie, porywam ją całą potęgą w ramiona, kocham ją
 i hańbię. Snuje mi się cały orszak akcesoriów jej życia z dotykalną jasnością.
Są to harde sny ciała, ciała czującego swą potęgę. Nieraz przerywa się sen mój
na czas dość długi; po pewnym przeciągu czasu nawiązuję dalej nić przerwaną i
snuję cudowną powieść o cudnej, nieznanej, wyśnionej kobiecie. Ta lubieżna
kontemplacja wpija się we wszystkie moje myśli, we wszelką moją działalność,
ogarnia mię i napełnia. Daleki jestem od pospolitego zaspokojenia głosów krwi 
szukam naokół, gdzie ta wyśniona hurysa snów moich? Jakże to niewypowiedzianie
potężne uczucia krążą razem z kulkami krwi  czuję się geniuszem, gdy tworzę me
poematy, romanse i powieści na tle zabarwionym przez szatanów krwi... Kiedy ja
ciebie spotkam, ty gorąca jak Lucrezia Borgia, piękne dziecię puszcz, dobra jak
moja Hela, wykształcona jak Kosmowska, a kochająca mię tak, jak ja kocham
siebie? Chcę znać tego szatana palącego mię zarzewiem swych niebieskich, a po
włosku gorących oczu!
Stwarzam sobie świat fantazji i przy tworzeniu jego potężny jestem jak stwórca!
Sobie śpiewam, ale śpiewam wzdętą piersią... Chcę życia, chcę wcielić w życie
świat mój w bajkach wynucony i zobaczyć, czy życie go upostaciuje. A! marzę jak
Agaj-HanL.
DZIENNIKI, TOMIK VI
13 V (środa).
Wzrasta we mnie z dniem każdym demokracja i rozsiada na wieczne czasy
wolnomyślność religijna i umysłowa. Staję się wolnodumcem niepoprawnym,
namiętnym, wolnodum-cem na całe życie. Daje się to uczuć przy różnych
okolicznościach. Czytanie jakiegoś fragmentu biograficznego o Mickiewiczu
porusza we mnie zazwyczaj wszystkie fibry... Wczoraj w nocy czytałem w moich
dodatkach do  Przeglądu Tygodniowego" artykuł Chmielowskiego o Adamie i Ewuni
Ankwicz *. Sny Ewuni o nawróceniu wieszcza na łono Kościoła wzbudziły we mnie
wrażenie nieprzyjemne, ckliwe. Zadziwia 'mię to po prostu  odnosi się bowiem
zawsze wielkie wrażenie z każdego wspomnienia o wielkim  milijonie"  i takie
wrażenie nieprzyjemne jest anomalią.Wolno-dumstwo stanowi odtąd już grunt stały,
uprawiony. Na nim siać będziem i czekać owoców  lecz czy urodzi ta bujna
ziemia, czy nie wyrodzi się posiew nasz w chwast?...
Pózno w nocy.
Trzy wielkie duchy ciągną przede mną wielkim łańcuchem. Czoła ich białe,
marmurowe, v/ wawrzynach, a tak wysoko w niebiosa wnurzone... Gdzie 7?etr>a,
gdzie ludzje--słuchacze?  Milijonów" mało  a zimycii serc za wiele, a dla nich
pieśń jedna, jedna jak słow
wszechświata. Czy umarli słuchacze? %7łyją. Któż oni? Tacy jak ja  samoluby!
Konam z pieśnią w piersiach i bez niej na ustach. Taka pieśń jest
nieśmiertelność... *
15 V (piątek).
15 maja! Gdy jechałem z Mińska, gdy między Aukowem a Iwangrodem patrzałem
bezmyślnie na kalejdoskop, sunący przed oczyma  dzień 15 maja wydawał mi się
bar-
KIELCE, 1885
167
dzo pięknym. Nie wiem czemu?  myślałem, że będę już miał fotografią, pójdę z
nią w ciszę jaką olbrzymią, zamknę oczy na terazniejszość i przyszłość i śnić
będę o kochanej pod majowym, jasnym niebem.
Dziś deszcz pada, fotografii nie ma, a ja uczę się trygonometrii... Tak bywa z
niedorzecznymi snami, jakie wywołuje szum kół pociągu, wiozącego nas z kraju
marzeń w kraj obowiązku.
Wczoraj w nocy, śród ostro pociągającego wiatru, szli dwaj młodzi ludzie szosą
prowadzącą do Suchedniowa. Było ciemno i chłodno. Byli to dwaj poeci, którzy
przeczytali w pewnym wierszu Konopnickiej aforyzm tego rodzaju:
Kochanek prawdy winien być dziewicą.*
Byli to dwaj młodzi ludzie, którzy stanęli wobec dzisiejszego społeczeństwa jak
anomalie. Cofnęli się o pięćdziesiąt lat, stanęli wobec ludzi dzisiejszych w
postaci satelitów wielkiego poety, którego zwano Adamem. Czuli i myśleli w tę
noc chłodną i chmurną jak romantycy w dobie jego genezy. Wierzyli, że pieśnią
wielką można zastąpić wszystko, można zapełnić wszechstworzenie. Dziwne
zrozumienie, dziwne wrażenie, jakie wywołała wielka poetka dni naszych.
Lekcje fizyki są obecnie niezmiernie ciekawe. Stary nasz fizyk, Zubel vel
Czarnecki, znosi nam przyrządy, gdyż studiujemy elektryczność. Kiedyś na dobre
awanturowaliśmy się strzelając ze znanej, a odwiecznej gabinetowej beczułki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl