[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla Bernarda. Bernard jednak ca³y czas zachowywa³ siê niczym uspo-
kojony niedxwiedx.
161
11 Indiana Jones &
Amergin, nie bêdziesz mia³ nic przeciwko, je¿eli zadam ci
pytanie o Orbity? zapyta³ Indy.
Amergin popatrzy³ na niego.
Nie mówimy o takich rzeczach z ³atwoSci¹.
Indy nie da³ siê zbiæ z tropu.
Uwa¿am, ¿e to, co pu³kownik Fawcett napisa³ na temat zas³on
i Orbit, jest niezwykle interesuj¹ce, ale nie by³o tam wzmianki o siód-
mej zas³onie. Co to takiego jest?
Amergin wpatrywa³ siê w ogieñ.
Có¿, to mo¿e mi powiesz, jacy ludzie nale¿¹ do Orbity Od-
wiecznej? Jacy oni s¹?
To staro¿ytni ludzie odpar³a cicho Rae-la.
Staro¿ytni? Chodzi ci o starców?
RozeSmia³ siê.
Nie w tym sensie, w jakim mySlisz o starych ludziach. Oni s¹ inni.
Czy widzicie ich i rozmawiacie z nimi?
Czasami powiedzia³a Rae-la ale z jakiejS powa¿nej przyczyny.
Czy oni ustanawiaj¹ prawa? zapyta³ Indy.
Nie powiedzia³a Rae-la dok³adnie w chwili, gdy Amergin
odpowiedzia³ twierdz¹co.
To skomplikowane wyjaSni³ Amergin. Oni nie podejmuj¹
decyzji ani nie mówi¹ nikomu, co ma robiæ. Nie maj¹ bezpoSredniej
reprezentacji w Radzie Orbit. Kieruj¹ jednak¿e nami we wszystkim.
Czymkolwiek by³a Orbita Odwieczna, stanowi³a coS wiêcej, ni¿
mo¿na by³o poj¹æ po krótkim opisie. Indy zrozumia³, dlaczego Rae-la
tak ma³o powiedzia³a o tym Fawcettowi, wyjaSniaj¹c mu problem Orbit.
Mówisz o predestynacji odezwa³ siê Bernard.
Nie w sposób, w jaki wy to rozumiecie odpar³ Amergin.
Mamy woln¹ wolê, ale mamy tak¿e plan, który wype³niamy, nie wie-
dz¹c nawet o nim.
GdybyScie o tym wiedzieli, prawdopodobnie przesta³oby to
w ogóle byæ zabawne zauwa¿y³ Indy.
Kto powiedzia³, ¿e ¿ycie to zabawa, Jones zadrwi³ Bernard.
Czym w takim razie jest ¿ycie, profesorze? Chcia³bym wy-
s³uchaæ pana przemySleñ, gdy¿ ostatnio nie mia³ pan zbyt wiele do
powiedzenia.
¯ycie to hazard. Oto czym ono jest.
I przegra pan zak³ad, poniewa¿ Fawcett wyjdzie z tego ¿ywy.
Amergin wsta³ gwa³townie i wzi¹³ Rae-lê za rêkê.
Czas na nas.
162
Jak d³ugo zajmie wam dotarcie do miasta? zapyta³ Indy.
Góry s¹ bli¿ej, ni¿ mySlicie. Dotrzemy do nich po trzech go-
dzinach, do miasta zaS godzinê póxniej.
Istnieje pewien szlak, który zaczyna siê niedaleko doda³a
Rae-la i bêdziemy iSæ szybko.
Zabierzcie go ze sob¹ powiedzia³ Indy, skin¹wszy g³ow¹
w kierunku Bernarda. Wiedzia³, ¿e je¿eli Bernard nie zobaczy Ce-
iby, nigdy nie uwierzy w istnienie tego miasta. Indy zdawa³ sobie
równie¿ sprawê, ¿e Bernard byæ mo¿e ju¿ nigdy nie wydostanie siê
z miasta, wcale jednak siê tym nie przejmowa³. Nie têskni³by za nim
przez u³amek sekundy.
Nie odpar³a stanowczo Rae-la.
Wiêc nigdy nie bêdziemy wiedzieli na pewno powiedzia³a
Deirdre. To wydaje siê ma³o uczciwe.
¯ycie rzadko jest uczciwe odpar³ Bernard.
Bêdziemy z powrotem przed Switem i bêdzie z nami Fawcett
powiedzia³a Rae-la.
Poczekamy tutaj odpar³ Fletcher. Samolot bêdzie przygoto-
wany. Mamy w³aSnie tyle paliwa, ile potrzeba, by dolecieæ do Cuiaby.
Po tych s³owach Amergin i Rae-la odwrócili siê i ruszyli w las.
Blade promienie ksiê¿yca przes¹cza³y siê przez gruby baldachim
d¿ungli, oSwietlaj¹c ich drogê.
Indy dopi³ swoj¹ kawê, podczas gdy Deirdre zebra³a naczynia
i garnki, by umyæ je w jeziorze.
Pójdê z tob¹ odezwa³ siê Indy i podniós³ kubek Bernarda,
le¿¹cy na ziemi. Miej na niego oko zwróci³ siê do Fletchera, gdy
pilot wrêcza³ mu swój kubek.
Dok¹d, do cholery, mySlisz, ¿e sobie pójdê, Jones? zapyta³
Bernard. MySlisz, ¿e pognam za t¹ dwójk¹ do ich tak zwanego
miasta? Jest to pewnie po prostu jakaS wioska indiañska z kilkoma
g³upkami, którym siê wydaje, ¿e s¹ druidami. Dlatego nie chc¹, ¿e-
byS zobaczy³ to miejsce.
Dlaczego wiêc wydadz¹ Fawcetta?
Obudx siê, Jones. Prawdopodobnie trzymaj¹ go dla okupu.
Bernard Sci¹gn¹³ swoje d³ugie buty, przygotowuj¹c siê do snu. Wróc¹
tutaj jutro i przedstawi¹ ¿¹danie tej ich tak zwanej rady. OdeSl¹ was st¹d
z pust¹ obietnic¹, spodziewaj¹c siê, ¿e wrócicie z tym, czego za¿¹daj¹.
Nie czyta³ pan dziennika Fawcetta powiedzia³a Deirdre.
Prawdopodobnie Fawcett równie¿ nie. Pewnie sami go napi-
sali. W¹tpiê, czy oni w ogóle maj¹ Fawcetta. Zaaran¿owali tê ca³¹
163
cholern¹ sprawê, bo zorientowali siê, ¿e mog¹ z tego coS mieæ. Nic
dziwnego, ¿e rzucili kilka odpowiednich s³Ã³w na temat swoich przod-
ków z Atlantydy. To ulubiony temat takich naci¹gaczy.
Indy zauwa¿y³, ¿e komentarz Bernarda staje siê z ka¿dym zda-
niem coraz bardziej skrajny. Postanowi³ mu przerwaæ.
To pismo Fawcetta. Brody by³ tego pewien.
Nie liczy³bym na Marcusa Brody ego, jeSli chcia³bym uzy-
skaæ pewnoSæ w jakiejkolwiek sprawie parskn¹³ Bernard. Gdy-
bySmy nawet przyjêli, ¿e to by³o pismo Fawcetta, to wniosek jest
jeden: ci niby-druidzi zmuszaj¹ go do pisania tego dziennika.
Chodxmy, Indy. Nie chcê go ju¿ d³u¿ej s³uchaæ powiedzia³a
Deirdre.
Indy ju¿ odchodzi³, ale nie zamierza³ pozwoliæ na to, by ostatnie
s³owo nale¿a³o do Bernarda. Nie tym razem. Nie byli w Tikál. Spoj-
rza³ przez ramiê.
Chce pan siê o to za³o¿yæ?
Deirdre wziê³a go pod rêkê.
Nie pozwól mu siê do siebie zbli¿yæ. Kiedy wrócimy do Bahii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]