[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba tak - mruknęła Amanda. Zastanawiała się, czy matka nie zmieniłaby zdania,
gdyby wiedziała, jak bardzo zaanga\owała się jej córka. I jak śmiało sobie poczyna.
- Z czego \yje ten pan? - spytał Bob, zaglądając do kuchni. Zadał klasyczne ojcowskie
pytanie, więc Amanda przyjęła je spokojnie.
- Jest współwłaścicielem firmy inwestycyjnej "Striner, Richards i spółka".
Bob gwizdnął przeciągle i wepchnął ręce do kieszeni.
- To jedna z najlepszych w tej bran\y. Jej szef musi być milionerem.
- Amandzie wszystko jedno, ile ten człowiek zarabia - oświadczyła Marion. - Ona leci
tylko na jego ciało.
Amanda i Bob parsknęli śmiechem.
- Mamo, jak mo\esz!
- Przecie\ to prawda. Twoje spojrzenie mówi samo za siebie. Skończmy tę dyskusję i
chodzmy jeść.
We trójkÄ™ usiedli przy od§.viÄ™tnie nakrytym stole w jadalni. Co roku od pierwszego
grudnia Marion podawała posiłki na specjalnym serwisie zdobionym udekorowanymi
choinkami. Obok ka\dego nakrycia le\ała te\ serwetka w tradycyjną, czerwono-
zieloną kratkę. Lasagne było pyszne, a rozmowa - jak zwykle w towarzystwie Marion
i Boba - szczera i wesoła, lecz mimo to myśli Amandy krą\yły wokół Jordana.
Po kolacji Bob znów zabrał się ,do reperacji światełek, a Amanda poszła z matką do
kuchni, \eby pozmywać naczynia.
- Wracając do tych prezentów od Jamesa ... - odezwała się Marion. - Zamierzasz je
odesłać, prawda?
- Oczywiście. Jutro z samego rana.
- Niektóre kobiety zapomniałyby o rozsądku, dostając takie drogie rzeczy.
- Owszem, są drogie. James chce za nie kupić moją duszę. Nie odpowiada mi
transakcja tego rodzaju.
Marion umyła ostatni garnek, wypuściła ze zlewu wodę i wytarła ręce.
- CieszÄ™ siÄ™, \e masz rozum i wiesz, o co w tym wszystkim chodzi.
Amanda wzruszyła ramionami.
- Mo\e nie mam go tyle, ile trzeba, ale jestem pewna, \e ju\ nie kocham Jamesa.
Dlatego nie dręczą mnie \adne wątpliwości co do jego osoby. Byłoby znacznie gorzej,
gdyby nadal mi na nim zale\ało. Nie wiem, co bym wtedy zrobiła.
- Aja wiem - odparła z przekonaniem Marion. - Na pewno podjęłabyś odpowiednią
decyzję. Zawsze postępowałaś
mądrze. Właśnie dlatego sądzę, \e ten nowy mę\czyzna musi być kimś wyjątkowym.
Amanda uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Jest - potwierdziła, strzepując ścierkę i wieszając ją, aby wyschła. Ale posmutniała
na myśl o dwóch małych dziewczynkach, które mieszkają z ciocią i wujkiem z dala
od swojego taty, oraz o Becky, która zginęła tragicznie i przedwcześnie.
- W czym problem? - spytała Marion. Nalała dwa kubki kawy i postawiła je na
kuchennym stole.
Amanda westchnęła cię\ko. Usiadła na krześle i otoczyła dłońmi parujący kubek.
- On jest wdowcem i sądzę ... to znaczy wydaje mi się, \e niełatwo mu zdecydować
się na trwały związek. Chyba ma z tym problemy.
- Podobnie jak wszyscy mę\czyzni - stwierdziła Marion.
Wrzuciła do kawy dwie tabletki słodzika i energicznie ją pomieszała.
- Bob wcale się nie wahał - przypomniała matce Amanda. - Kochał cię tak bardzo, \e
o\enił się z tobą, chocia\ miałaś masę długów i dwie nastolatki na utrzymaniu.
Marion z namysłem przyjrzała się córce.
- Jak długo znasz tego mę\czyznę?
- Niezbyt długo - przyznała Amanda. - Jakieś dziesięć dni.
Marion rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ i potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…·
- I ju\ mówisz o trwałym związku?
- Nie. Ja tylko o nim myślę.
- Rozumiem. Chyba powa\nie traktujesz tę znajomość. A dlaczego ci się wydaje, \e
ten pan nie ma ochoty zało\yć rodziny?
Amanda obrysowała wskazującym palcem krawędz kubka.
- Có\, ma dwie małe córeczki, które z nim nie mieszkają. Oddał je na wychowanie
swojej siostrze i szwagrowi. Trochę się zje\ył, gdy go spytałam, dlaczego wybrał takie
rozwiÄ…zanie.
Marion poło\yła rękę na ramieniu córki.
- Moim zdaniem trochę przesadzasz ze swoimi obawami, ale to zrozumiałe po twoich
doświadczeniach z Jamesem. Musisz nabrać zdrowego dystansu do tego, co cię
spotkało. Na razie chyba jesteś trochę przewra\liwiona. Daj sobie więcej czasu.
Więcej czasu. Jordan tak\e ją o to prosił. Czy ludzie przestali ju\ działać pod
wpływem impulsu?
Marion uśmiechnęła się na widok sfrustrowanej miny córki.
- Nie planuj \ycia zanadto do przodu, kochanie - poradziła. - Ciesz się kolejno
ka\dym dniem, a wkrótce wszystko jakoś się uło\y.
Amanda skinęła głową. Przez chwilę rozmawiała z matką o zbli\ającej się wizycie
Eunice, po czym wło\yła płaszcz, ucałowała rodziców i poszła do samochodu.
- Zaparkuj w pobli\u budki parkingowego! - zawołał Bob, gdy wsiadała.
Zastosowała się do polecenia ojczyma i zostawiła auto w dobrze oświetlonym miejscu
blisko wejścia do budynku. Ale na klatce schodowej przekonała się, \e właśnie tutaj,
a nie na zewnątrz, mo\e ją spotkać coś niemiłego.
Na półpiętrze znów siedział James, a ona nie miała obok siebie Jordana, który mógłby
skutecznie odprawić jej byłego kochanka.
- Dobrze, \e tu jesteś - wycedziła lodowato. - Od razu zabierzesz futro i bikini.
Przystojna, rasowa twarz Jamesa nieco się wydłu\yła.
- Jeszcze mi nie wybaczyłaś, prawda? - spytał boleściwym tonem i rozło\ył ręce, \eby
podkreślić swoją bezradność. - Maleńka, ile razy mam ci to powtarzać? Madge i ja od
lat jesteśmy mał\eństwem tylko na papierze. Nie kochamy się. Nasz związek to
fikcja.
Amanda z przykrością przypomniała sobie scenę, którą zrobiła jej \ona Jamesa. Pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl