[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Luthien podniosła się z trawy i zabroniła uśmiercić Kurufina. Beren więc odebrał
mu tylko broń i rząd koński, a także nóż zwany Angristem, dzieło Telchara z No-
grodu, noszony bez pochwy u pasa, a tak ostry, że ciął żelazo niby świeże drewno.
W końcu rozbrojonego podniósł i odepchnął radząc, aby wrócił do swoich szla-
chetnych pobratymców, którzy go może nauczą używać siły i odwagi w służbie
lepszych spraw.
Twego konia rzekł zatrzymuję dla Luthien, a spodziewam się, że
będzie rad, uwolniwszy się od takiego jak ty pana.
Kurufin wtedy przeklął Berena, biorąc na świadka niebo i chmury:
Idz stąd na spotkanie z rychłą i okrutną śmiercią! krzyknął.
Kelegorm wziął brata na swoje siodło. Zdawało się, że bracia gotowi są już
ruszyć w swoją drogę, więc Beren, nie zważając na ich ostatnie słowa, odwrócił
się od nich. Lecz Kurufin kipiąc z upokorzenia i gniewu chwycił łuk Kelegorma
i gdy koń już ruszał, puścił strzałę, mierząc do Luthien. Wszakże Huan skoczył
i złapał w locie strzałę w zęby. Kurufin strzelił raz jeszcze i tym razem trafił
w pierś Berena, który własnym ciałem osłonił królewnę.
Huan rzucił się w pościg za synami Feanora, którzy uciekli przerażeni. Potem
wrócił, przynosząc Luthien z lasu lecznicze ziele.
Jego liśćmi królewna opatrzyła ranę i uzdrowiła Berena czarodziejską sztuką
i miłością; tak więc w końcu weszli w granice Doriathu. Beren w rozterce między
zobowiązaniem wobec Thingola a miłością, wiedząc, że Luthien jest już w swoim
kraju bezpieczna, wstał pewnego ranka przed świtem, powierzył ukochana opiece
Huana i gdy jeszcze spała na trawie, odszedł z wielkim bólem w sercu.
Ruszył na północ i pędził co koń wyskoczy do Przełomu Sirionu, a znalazł-
szy się na skraju Taur-nu-Fuin, spojrzał ponad rozległym pustkowiem Anfauglith
i zobaczył w oddali wieżyce Thangorodrimu. Tu rozstał się z wierzchowcem Ku-
rufina, i rozkazał mu, aby nie wracał do okropności poddaństwa, lecz cieszył się
wolnością na zielonych łąkach w Dolinie Sirionu. Został sam na progu krainy,
gdzie czekało go najstraszniejsze niebezpieczeństwo, i ułożył Pieśń Pożegna-
163
nia , sławiąc Luthien i światła niebios, był bowiem przekonany, że musi teraz
pożegnać się z miłością i światłem. Oto wyjęte z tej pieśni wersy:
%7łegnaj mi, kraju pod północnym niebem!
Na wieki będę błogosławił ciebie,
Bo tu na trawie w poświacie miesiąca
I w pełnym blasku gorącego słońca
Luthien Tinuviel widziałem tańczącą,
A jej piękności i głosu słowika
Nikt nie wysłowi w mowie śmiertelników.
Jeżeli jutro ten świat ma się zwalić
I w proch się rozwiać w pierwotnym przestworzu,
Godny jest przecież, bym go dzisiaj chwalił
I wielbił pieśnią za to, że przez chwilę
Istniał zmierzch, ranek i ziemia, i morze,
By Luthien moja mogła mi się zjawić.
Zpiewał pełnym głosem nie dbając, kto go może podsłuchać, wyzbył się bo-
wiem nadziei i nie myślał o możliwości ocalenia. Lecz Luthien usłyszała jego
śpiew i odpowiedziała pieśnią, nadjeżdżając lasami przez nikogo nie oczekiwana.
Huan raz jeszcze zgodził się służyć jej za wierzchowca i niósł ją śladem Bere-
na. Długo się zastanawiał w skrytości serca, jaki znalezć sposób, żeby umniej-
szyć niebezpieczeństwo grożące tym dwojgu, których kochał. W tym celu zbo-
czył z drogi prowadzącej ich na północ, żeby z wyspy Saurona wziąć potworną
wilczą skórę Draugluina i skórę nietoperzycy Thuringwethil. Pełniła ona funkcje
posłańca Saurona latając do Angbandu; miała wielkie palczaste skrzydła, a każdy
palec zakończony żelaznym szponem. W tych przebraniach Huan i Luthien biegli
przez Taur-nu-Fuin, a wszelkie stworzenia uciekały przed nimi.
Beren na ich widok osłupiał ze zdumienia, słyszał bowiem głos Luthien, i wy-
dało mu się, że to zjawa przysłana, żeby go omamić.
Lecz przybysze zatrzymali się, zrzucili przebrania i królewna podbiegła do
ukochanego. Tak więc Beren i Luthien spotkali się znowu między pustkowiem
a lasem. W pierwszej chwili Beren milczał oszołomiony radością, potem jednak
spróbował raz jeszcze odwieść Luthien od zamiaru towarzyszenia mu w wypra-
wie.
Trzykroć przeklinam obietnicę, którą dałem królowi Thingolowi rzekł.
Wolałbym zginąć z rozkazu króla w Menegroth, niż ciebie pociągnąć za sobą
w cień Morgotha.
Wtedy Huan po raz drugi skorzystał z daru mowy i powiedział do Berena:
164
Teraz już nie możesz ustrzec Luthien przed cieniem śmierci, gdyż przez
miłość do ciebie poddała się jej władzy. Możesz tylko wyrzec się swego prze-
znaczenia i wziąć królewnę ze sobą na tułaczkę, szukając daremnie spokoju aż
do końca życia. Jeżeli wszakże przyjmiesz swój los, to Luthien opuszczona przez
ciebie z pewnością umrze samotnie, chyba że razem z tobą rzuci wyzwanie lo-
sowi, który cię czeka beznadziejnemu, lecz nie przesądzonemu ostatecznie.
Nic więcej nie mogę ci powiedzieć i nie mogę iść dalej twoją drogą. Serce mo-
je przeczuwa jednak, że to, co ty ujrzysz przed Bramą, ja także zobaczę. Reszta
jest zasłonięta przed moimi oczyma, ale kto wie, czy nasze trzy ścieżki nie zapro-
wadzą nas znów do Doriathu i czy się nie spotkamy jeszcze, zanim wszystko się
skończy.
Wtedy Beren zrozumiał, że nie da się Luthien wyłączyć spod wyroków wspól-
nego ich przeznaczenia i nie namawiał jej dłużej, by się z nim rozstała. Za radą
Huana i z pomocą czarów Luthien przywdział skórę Draugluina, królewna zaś
okryła się skrzydlatą skórą Thuringwethil. Beren zaprawdę wyglądał w tym prze-
braniu jak wilkołak, z tą tylko różnicą, że w jego oczach świecił duch czysty, cho-
ciaż posępny; zgroza odmalowała się w nich, kiedy zobaczył wczepioną w swój
grzbiet istotę podobną do nietoperza ze zmiętymi skrzydłami. W świetle księżyca
skoczył wyjąc ze wzgórza, a nietoperzyca żeglowała w powietrzu nad jego głową.
Tak uniknęli wszelkich niebezpieczeństw i okryci kurzem długiej, uciążliwej
drogi znalezli się w ponurej dolinie leżącej przed Bramą Angbandu. Czarne jamy
ziały w ziemi obok drogi i wypełzały z nich jakieś opary niby wijące się węże.
Po obu stronach wznosiły się skały jak obronne mury, a na nich siedziały ptaki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]