[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie. Osłaniała mnie przecież załoga patrolówki, a oprócz niej reszta ludzi na statku. Niemniej
będę się starał poprawić podczas dalszej drogi.
Zachichotała i lekko uścisnęła jego ramię.
- Nie przejmuj się, Jonny - powiedziała. - Naprawdę. Nie chciałabym, żebyś siedział z
założonymi rękami, kiedy możesz się im na coś przydać. Tylko bądz ostrożny.
- Zawsze jestem - zapewnił ją, rozmyślając, skąd wzięła się u niej ta odmiana. To była Chrys,
którą tak dobrze znał, kiedy się pobierali: zawsze popierająca go w tym, co robił dla dobra
innych. Co się stało, że się zmieniła? Czy w ten sposób reagowała na zmianę otoczenia, które
przypomniało jej dawne czasy walki o ujarzmienie Aventiny?
Nie wiedział. Ale podobała mu się ta zmiana... i miał mnóstwo czasu, żeby w ciągu pozostałej
części drogi wymyślić sposób na to, żeby taka została, kiedy w końcu powrócą.
Rozdział dziesiąty
Zgoda na pozbycie się hełmów i filtrów nadeszła z Dewdrop" tuż przed ich wieczornymi
badaniami medycznymi. Joshua, zanim udał się na spoczynek, stwierdził, że jego węch bez trudu
przyzwyczaił się do egzotycznych woni, jakich nie brakowało w powietrzu Qasamy. Kiedy
jednak następnego dnia rano opuszczali przydzielone im kwatery, cała grupa nie zdążyła zrobić
trzech kroków, a Joshua doszedł do wniosku, że chyba powinien zmienić zdanie.
Nowy zapach wydawał się mieszaniną woni aromatycznego pieczonego ciasta, niezbyt wonnego
dymu i czegoś, czego przy najlepszych chęciach nie potrafił określić.
Wyglądało na to, że nie był jedynym, który zwrócił na to uwagę.
- Co tu tak dziwnie pachnie? - zapytał Moffa Cerenkov, kilka razy pociągnąwszy nosem.
Moff zaciągnął się powietrzem i powiedział:
- Czuję zapach piekarni znajdującej się za rogiem, dymy z rafinerii boru i spaliny z rur
wydechowych samochodów.
- Rafinerii boru? - odezwał się zdziwiony Rynstadt. - Tu, w samym sercu miasta?
- Tak. A dlaczegóż by nie? - zapytał Moff.
- No cóż... - Rynstadt zmieszał się nieco. - Sądziłem, że takie zakłady przemysłowe byłoby
bezpieczniej budować z dala od miejsc gęsto zaludnionych. Na wypadek, gdyby doszło do
awarii. Moff pokręcił głową.
- Nie mamy tu awarii, które mogłyby mieć grozne konsekwencje - powiedział. - A wszystkie
urządzenia są najbezpieczniejsze właśnie tam, gdzie znajdują się teraz.
- Ciekawe - mruknął Cerenkov. - Czy nie można byłoby obejrzeć tej rafinerii?
Moff zawahał się przez chwilę, ale pózniej kiwnął głową.
- Myślę, że nikt nie miałby nic przeciwko temu - powiedział. - Proszę za mną.
Minąwszy pojazd, który czekał już na nich przy krawężniku, ruszył przed siebie, a za nim
podążyło czterech Aventinian i pięciu eskortujących ich Qasaman. Okazało się, że rafineria
znajduje się o dwa domy dalej w niepozornym budynku wzniesionym między dwiema
wyjątkowo szerokimi alejami Sollas.
Joshua nigdy w życiu nie widział żadnego zakładu przemysłu przetwórczego. Ogromna liczba
zbiorników, rur i krzątających się między nimi Qasaman sprawiała na nim wrażenie raczej
chaosu niż wyniku celowej działalności. Rynstadt jednak - a także, choć w mniejszym stopniu,
York - byli tym miejscem zachwyceni.
- Bardzo to wszystko pomysłowo urządzone - stwierdził Rynstadt, rozglądając się ciekawie po
głównej hali. - Jeszcze nigdy nie słyszałem o metodzie ekstrakcji boru za pomocą schłodzonego
bąbelkującego gazu. Jaki to gaz, jeżeli wolno zapytać?
- Doprawdy, nie mam pojęcia - odparł Moff. - Pewnie coś w rodzaju katalizatora, jak sądzę. Czy
jesteś specjalistą w tej dziedzinie chemii?
- Nie, właściwie nie - rzekł Rynstadt.- Interesuję się różnymi rzeczami... moja praca jako
nauczyciela wymaga, żebym wiedział to i owo na każdy temat.
- A więc jesteś ekspertem w dziedzinie nauk ścisłych. Rozumiem.
W tonie głosu, jakim Moff to powiedział, było coś, co Joshui nie bardzo się podobało, tak jak
gdyby wiedza, jaką dysponował Rynstadt, przeczyła deklaracji o pokojowym charakterze misji.
- Jak sądzisz, Marek, czy ta metoda mogłaby znalezć zastosowanie na Aventinie? - zapytał go,
mając nadzieję, że Rynstadt zrozumie kryjącą się w tym pytaniu aluzję.
Zrozumiał.
- Jestem tego niemal pewien - powiedział natychmiast, kiwnąwszy z przekonaniem głową. - Bor
odgrywa w wielu gałęziach naszego przemysłu dużą rolę, a chociaż stosowane metody jego
ekstrakcji nie są drogie, nie wątpię, że przyda się nam coś jeszcze tańszego. Moff, może będzie
można porozmawiać na ten temat bardziej szczegółowo trochę pózniej, czy to z burmistrzem
Kimmeronem, czy też z kimś innym z przywódców planety.
- Przekażę twoje życzenie - odparł Moff neutralnym tonem, ale Joshua wyczuł, że wyraznie się
odprężył.
Rozmowa z tymi ludzmi to jak stąpanie po polu minowym - pomyślał.
- No cóż, myślę, że widzieliśmy już chyba wszystko - odezwał się żywo Cerenkov. - Jeżeli mam
być szczery, Moff, nadal chciałbym obejrzeć tę galerię, o której mówiłeś nam wczoraj, a może
też jedno z waszych targowisk.
- Oczywiście - przytaknął Moff. - Wracajmy do samochodu i jedzmy.
- No i co? - zapytała Telek.
Christopher wyprostował się na krześle, oderwał wzrok od monitora, przed którym siedział, i
ponad nim popatrzył na panią gubernator.
- Jak dotąd nie znalazłem ani jednej wzmianki na temat takiej metody rafinacji boru - oznajmił. -
Z drugiej strony wiem, że naszej bazy danych na ten temat w żadnym razie nie można uważać za
kompletną.
- Jasne, jasne. Ale czy sądzisz, że wynalezli całkiem nowy sposób, czy tylko chcą wprowadzić
nas w błąd na temat tego, co właściwie robią w tej fabryce?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]