[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i widziałem, jak Dorcas z chłopakami wsiedli do ciężarówki. A potem ona ruszyła tyłem
i zjechała ze stoku, i przejechała przez szosę, i stanęła na samiutkich torach. A potem. . .
Zabroniłem grzebania w tych piekielnych machinach przerwał mu oburzony
Nisodemus. I zakazałem wystawiać warty. Warta, jaką nad nami trzyma, no, Arnold
Bros (zał. 1905), powinna chyba być wystarczająca dla pokornych nomów!
Co?. . . A może. . . w każdym razie Dorcas mówił, że nie zaszkodzi wyręczać go
w drobiazgach odparł niezbyt wzruszony przemową wartownik. I powiedział. . .
Ja tu rozkazuję! wrzasnął Nisodemus. I ja wydaję polecenia! Macie
wszyscy mnie słuchać! Czyż nie zatrzymałem ciężarówki dzięki mocy Arnolda Bro-
sa (zał.l905)?
Nie! odpowiedziała cicho Grimma, ale i tak słychać ją było doskonale. Ty
nic nie zrobiłeś. Zatrzymał ją Dorcas, za pomocą gwozdzi rozrzuconych na drodze.
Zapadła głęboka, pełna napięcia cisza. W samym jej centrum Nisodemus powoli
zbielał z wściekłości.
Kłamiesz! ryknął.
142
Nie kłamię, a jak mnie jeszcze raz obrazisz, to ci tak przyleję, że ci mowę od-
bierze obiecała rzeczowo Dorcas naprawdę to zrobił. Podobnie jak wiele innych
rzeczy, by pomóc nam wszystkim, i nikt mu nigdy za to nie podziękował. A teraz nie
żyje.
Na dole przy stojącym pociągu zrobiło się spore zamieszanie. Słychać było syre-
ny i widać było coraz więcej samochodów z błyskającymi niebieskimi światełkami na
dachach.
Na górze tymczasem zrobiło się jeszcze nieprzyjemniej. W końcu ktoś powiedział:
On tak naprawdę nie jest martwy, no nie? Pewnie wyskoczył w ostatniej chwili
Dorcas jest sprytny, nie dałby się tak zaskoczyć. . .
Grimma spojrzała bezradnie na tłum, w którym znajdowali się rodzice Nooty. Byli
tak cichą i spokojną parą, że praktycznie nigdy z nimi nie rozmawiała. Teraz też nic nie
mówili, ale ich twarze były wystarczająco wymowne. Skapitulowała:
Może i wyskoczył. . .
Pewnie, że wyskoczył! dodał ktoś. Dorcas nie ma zwyczaju umierać, jak
jest potrzebny. Nie ten typ.
143
Grimma w milczeniu przytaknęła i zajęła się bieżącymi sprawami:
Teraz nawet ludzi musi zastanowić, co się tu dzieje. Sądzę, że wkrótce odkryją,
skąd zjechała ciężarówka, i wtedy tu przyjdą. I jestem pewna, że nie będą zadowoleni.
Nie boimy się Nisodemus odzyskał głos. Stawimy im czoło i pokonamy
ich, jako że godni są pogardy. Nie potrzebujemy do tego Dorcasa. Nie potrzebujemy
w ogóle niczego poza, no, poza wiarą w Arnolda Brosa (zał. 1905). Gwozdzie, też coś!
Jeśli wyruszycie zaraz Grimma zignorowała go całkowicie to pomimo
resztek śniegu powinniście bez kłopotów dotrzeć do stodoły. Wątpię, by kamieniołom
dłużej był bezpiecznym schronieniem.
Coś w sposobie, w jaki mówiła, wywołało u słuchaczy prawdziwe podenerwowanie.
Normalnie albo krzyczała, albo przekonywała i do tego wszyscy już dawno się przyzwy-
czaili; tym razem mówiła cicho i spokojnie, a tak nigdy dotąd się nie zachowywała.
Musicie zabrać tyle jedzenia i niezbędnych rzeczy, ile zdołacie, więc nie ma co
czekać dodała. Ruszajcie jak najszybciej, najlepiej zaraz.
144
Nie! ryknął Nisodemus. Zabraniam! Nikt nigdzie nie pójdzie!! Nomy małej
wiary, czy sądzicie, że Arnold Bros (zał. 1905) opuści was w potrzebie? Ja was, no,
ochronię przed ludzmi!
Na dole z zamieszania wyjechał jeden z samochodów z migającym niebieskim świa-
tłem na górze, przeciął szosę i zaczął się powoli wspinać ku bramie.
Z pomocą Arnolda Brosa (zał. 1905) porażę ludzi! ogłosił Nisodemus.
Zebrani spojrzeli po sobie niepewnie i prawdę mówiąc, nieco nieszczęśliwie: Arnold
Bros (zał. 1905) nigdy nikogo w Sklepie nie poraził (cokolwiek by to zresztą znaczyło).
Stworzył Sklep, żeby mogli w nim żyć wygodnie i nie nerwowo, ale poza umieszcze-
niem Znaków lub ich zmianą tak naprawdę nie mieszał się do niczego. A teraz nagle
miał się rozzłościć i zacząć robić ludziom przykrości.
Było to równie dziwne, co niewiarygodne, wywołując ogólne osłupienie.
Pokonam przeklętych sługusów Dekreta! wył tymczasem Nisodemus. Zo-
stanę tu i dam im lekcję, jakiej przenigdy nie zapomną!
145
Reszta obecnych nie zareagowała, wychodząc ze słusznego założenia, że skoro Ni-
sodemus chce się kłócić z samochodem, to jest to jego prywatna sprawa. Mogą zostać
i zobaczyć, kto wygra.
Wszyscy ich pokonamy! dokrzyczał Nisodemus.
Eee. . . że jak? rozległ się zdziwiony głos z tłumu.
Bracia, stańmy zjednoczeni w wierze i ukażmy naszą jedność Dekretowi! Jeśli
naprawdę szczerze, no, wierzycie w Arnolda Brosa (zał. 1905), żadna krzywda spotkać
was nie może!
To zdecydowanie zmieniało sytuację, tym bardziej że samochód z niebieskim świa-
tłem zbliżał się do otwartej częściowo bramy, za którą leżał bezużyteczny łańcuch. Ka-
wałek za łańcuchem zaś stał Nisodemus, a za nim reszta nomów.
Grimma miała na końcu języka uwagę, że jedynie skończeni idioci stają przed jadą-
cymi samochodami i wiara czy niewiara w Arnolda Brosa (zał. 1905) nie ma z tym nic
wspólnego. Widziała, co się dzieje z nomami, które miały pecha i spotkały się z oponą
jadącego samochodu krewni chowali je w kopercie. Ale zdecydowała, że nic nie po-
146
wie. Przez ostatnich kilka miesięcy ciągle ktoś kazał pozostałym coś robić albo czegoś
nie robić. Może nadszedł właściwy czas, by przestać.
Jakby w odpowiedzi, zobaczyła, że coraz więcej obecnych odwraca się ku niej, aż
w końcu padło spodziewane pytanie:
Grimmo, co powinniśmy zrobić?
I komentarz:
Ona jest Kierowcą, będzie wiedziała!
Uśmiechnęła się, ale nie był to zbyt szczęśliwy uśmiech.
Zróbcie, co uważacie za właściwe powiedziała.
Rozległ się chór głośnych i zaskoczonych pomruków.
Dobra odezwał się któryś z bardziej myślących. Nisodemus może zatrzy-
mać tę ciężarówkę tą swoją wiarą czy gada bez sensu?
Nie wiem odparła zgodnie z prawdą. Może on może, wiem natomiast, że
ja nie mogę.
Odwróciła się i raznym krokiem pomaszerowała ku najbliższej szopie.
147
Stójcie niezłomnie! polecił Nisodemus, najwyrazniej zupełnie nie słuchający,
co dzieje się za jego plecami.
Zresztą możliwe, że nie był w stanie już niczego słyszeć oprócz głosów we własnej
głowie.
Zróbcie, co uważacie za najlepsze! mruknął pytający. I to ma być polece-
nie?!
Albo pomoc?! dodał inny.
Obserwowali zbliżający się z chrzęstem żwiru pod kołami samochód, na którego
dachu błyskało niebieskie światło. Na jego drodze stał z uniesionymi ramionami Niso-
demus.
* * *
Gdyby w ciągu następnych kilku sekund jakiś lecący nad kamieniołomem ptak spoj-
rzał uważnie w dół, byłby naprawdę zaskoczony. Choć z drugiej strony mógłby nie
być ptaki są przecież na tyle głupie, że mają poważne problemy ze zwykłymi rze-
czami, rzeczy niezwykłe po prostu do nich nie docierają.
148
Gdyby jednak był to niezwykle inteligentny ptak, na przykład szpak czy papuga,
którą wicher zwiał kilka tysięcy kilometrów z kursu, to mógłby sobie pomyśleć mniej
więcej tak:
Ale dziura we wzgórzu otoczona płotem i pełna rozsypujących się ruder.
Przez bramę w płocie przejeżdża właśnie samochód z niebieskim światłem na da-
chu.
A przed nim na ziemi widać kupę czarnych punkcików, jeden tuż przed samocho-
dem, a reszta. . .
. . . reszta właśnie pryska na boki, byle dalej od samochodu.
* * *
Nigdy nie znaleziono Nisodemusa, choć grupa ochotników o wyjątkowo odpornych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]