[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Le\ałam w łó\ku, a obok na kocach, materacykach i prześcieradłach Wiwa i moja mama
pełniąca funkcję poło\nej. Czekanie, przysypianie i nagle widzę: Jest, jest!!! Kazimierz!!!"
krzyknęłam. Nie wiem, skąd wiedziałam, \e to piesek, a nie suczka, ale wiedziałam.
Oczywiście pierworodny Wi-wuni został Kazimierzem do końca swoich dni.
Wiwa była wspaniałą mamą, a ja niezgorszą mamką. Tak się wczułam w tę rolę, \e
spróbowałam nawet psiego mleka, aby
sprawdzić, czy moi podopieczni smacznie jadają. Zdoiłamnały\eczkędoherba-ty trochę
Wiwczynego mleka i skosztowałam. Wcale dobre. Ledwo szczeniaki wy-wędrowały do
swoich docelowych domów, znalazłam na podwórku kocią sierotę. Kłopot w tym, \e Wiwa
jak większość psów myśliwskich była psem na koty". Jedne drzwi zamknij, drugie otwórz.
Wszystko po to, aby pies nie dopadł kota. Kot okazał się kotką bardzo mikrych rozmiarów.
Sama skóra, kości i pchły. Ale ju\ po kilku dniach dobrobytu zrobił się z niego kociak
podobny do czarnego persa. Beba nazwała kotkę w sposób niespecjalnie wyszukany
Kiniusia. Mama do pracy, ja do szkoły, a Beba zostawała na stra\y bezpieczeństwa Kiniusi.
Wiwa tylko czekała, aby wykorzystać moment nieuwagi i szparę w drzwiach. Kiedyś
wróciłam ze szkoły, a tu cisza. Nikt nie wita, nikt nie szczeka, Beba śpi, a drzwi między
kuchnią a pokojem otwarte. Przeraziłam się i ju\ zaczynałam płakać, gdy zobaczyłam psa i
kota śpiące na jednym fotelu. Jak mogłam zwątpić w ciebie, Wiwuniu, przecie\ wiedziałaś,
jak zale\ało mi na małej kotce. Przepraszam.
/
127
Z mamą i Wiwą poza godzinami, które spędzałam W szkole, byłyśmy z Wiwą
nierozłączne, lata licealne.
Wiwa \yła tylko trzynaście lat. Umarła, gdy byłam ju\ studentką weterynarii i miałam lat
dwadzieścia, ale do tego czasu wydarzyło się jeszcze bardzo wiele.
Wakacje
Mama miała wspaniałych przyjaciół. Znali się od czasów studenckich mojego ojca,
weterynaryjno-zootechniczna brać. Część 128 znajomych kończyła weterynarię, a część
zootechnikę i choć weterynarze" uwa\ali się zawsze za elitę SGGW, w przyjazni nie miało
to znaczenia. Jan i Teresa Dro\d\owie byli z elity". Mieli dwoje dzieci: Małgosię w moim
wieku i Jasia, o rok młodszego. To ich suczka Fumka była mamą mojej Wiwy.
Dro\d\owie byli dla mnie wzorem rodziny. Profesor Jan Dro\d\, znany na świecie
parazytolog, to chodząca uśmiechnięta łagodność i spokój. Jego \ona, ciotka" Teresa,
kobieta szalona, o złotym sercu. Ka\dy nieszczęsny zwierz mógł zawsze liczyć na nią,
podobnie zresztą jak ka\dy nieszczęsny człowiek. Ciocia Teresa była bardzo nerwowa, co
demonstrowała, głośno obwieszczając powód zdenerwowania. Miała astmę, która zawsze
dopadała ją w takich chwilach. Szukała wtedy inhalatora, wołając głośno: Gdzie mój
alupent!?".
Jaś i Małgosia mieli dom pełen zwierząt, miłości, śmiechu i krzyków mamy i niezmąconego
spokoju taty. Jednak w czasie wakacji, kiedy wkoło kłębiły się własne i cudze dzieci, własne i
cudze psy, nawet spokój wujka Janka ulegał zmąceniu. W Oleksówkach
pod Turbaczem wynajmowaliśmy zawsze kilka pokoi u gospodarzy o nazwisku Warmuz.
Wieczorem, gdy przychodził czas mycia się w miednicy, zaczynał się istny horror i pokój
pływał w wodzie.
Potem był czas dokształcania dzieci. śadne z nas nie było bibliofilem. W tamtym okresie
czytałam tylko Zwierszczyk" i Tytusa, Romka i Atomka. Mamy bolały nad naszą niechęcią
do wieszczów i postanowiły to zmienić. Na pierwszy ogień miała pójść Trylogia. Nie znalazło
to naszej zbytniej aprobaty, więc mamy postanowiły uatrakcyjnić głośne wieczorne czytanie.
Na du\ym stole stała du\a miednica. W miednicy siedziała po turecku albo moja mama, albo
ciotka Teresa, w czapeczce z biustonosza, i czytała na głosy" Pana Wołodyjowskiego.
Wkoło stołu siedziały dzieci i zaśmiewały się, bo lektorka, czytając, nie tylko zmieniała głos,
ale tak\e robiła miny adekwatne do czytanego tekstu. Przyznam, \e te przedstawienia nie
poszły na marne. Po wakacjach coś mi się w głowie przekręciło i zaczęłam czytać wszystko,
co wpadło mi w ręce. Czytałam bez przerwy, nawet nocą pod kołdrą, przy świetle latarki. Tak
jakbym chciała nadrobić czas, gdy czytanie nie było moją mocną stroną.
Choroby i tęsknota
Lubiłam chorować, bo zawsze miałam nadzieję, \e z tego powodu
% %
[ Pobierz całość w formacie PDF ]