[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z oka, bo zaraz coś zmalują. Nie dziwią mnie dzieci, które nie jedzą nic prócz hot
dogów i krakersów albo kwaśnych żelków Haribo. Dobrze znam i takie, które
w ogóle się nie odzywają, a jeśli posadzi się je przed telewizorem, nie ruszą się
stamtąd do końca filmu. Nie gorszą mnie maluchy, które używają słów takich jak
kurwa, gówno, pierdolić czy skurwysyn.
Ale jak już mówiłam, Fergus wydaje mi się dziwny. Nie umiem go rozgryźć.
Nie potrafię do niego dotrzeć. Mam wrażenie, że im bardziej staram się nawiązać
z nim nić porozumienia, tym bardziej jest mną zadziwiony, patrzy tak, jakbym
wszystko robiła źle. W końcu przestałam się tym przejmować. Teraz widzę, że Sam
i Fergus kumplowali się tylko z konieczności, bo ja przyjaźniłam się z Kate. Kiedy
bawili się razem, miałyśmy czas dla siebie, pasowało nam to. Teraz jednak, gdy
skończyli siedem lat, coraz wyraźniej widać dzielące ich różnice i… cóż, chyba
trochę rozumiem, dlaczego Sam żądał od Fergusa wyższej stawki, kiedy ten chciał się
z nim bawić. Można powiedzieć, że to po prostu wyjątkowo trudny przypadek.
Kiedy mówię Fergusowi, że mama jest szpitalu, nie reaguje. W milczeniu wychodzi
za mną z pokoju i schodzi na dół. W kuchni uświadamiam sobie, że nadal unosi się tu
nieprzyjemny kwaśny zapach wymiocin… i jeszcze gorszy smród tej drugiej rzeczy…
ale Fergus nie komentuje tego w żaden sposób. Siada przy wyspie kuchennej, patrzy
prosto przed siebie i czeka, aż postawię przed nim jedzenie.
– Co zwykle jadasz na śniadanie? – pytam uprzejmie. – Płatki z mlekiem? Parówki?
– Owsiankę.
– Codziennie? – dziwię się.
Beznamiętnie kiwa głową.
– Więc zrobię ci owsiankę.
Otwieram i zamykam kolejne szafki. Kate ma w swojej kuchni co najmniej cztery
razy więcej miejsca. Każda szafka jest uporządkowana i lśni czystością. Mija trochę
czasu, zanim udaje mi się znaleźć owsiankę (szukam niebieskiego pudełka – firmy
Quaker albo Scott – ale okazuje się, że płatki kryją się w torbie z szarego papieru,
wyprodukowane przez nieznaną mi firmę sprzedającą zdrową żywność), a potem
muszę jeszcze wybrać garnek z ogromnej kolekcji naczyń zgromadzonych przez
Kate.
– Ile dodajesz cukru? – pytam Fergusa, mieszając szarą papkę, która gotuje się
znacznie dłużej, niż powinna.
– Mama słodzi miodem i jagodami.
Uśmiecham się do Fergusa, bo to przecież oczywiste.
– Chcesz je wyjąć i sam sobie nakładać?
Zeskakuje ze stołka. Wydaje się maleńki w tej ogromnej przestrzeni. Zerkam
na niego, gdy staje przed lodówką, i przypominają mi się opowieści, w których ktoś
przez pomyłkę zamknął dziecko w lodówce albo kuchence. Nieraz zastanawiałam się,
jak to możliwe, a teraz, patrząc na Fergusa, przekonuję się, że możliwe. Jest tak
drobny i chudy, że bez problemu mógłby schować się w tej wielkiej lodówce. Jego
krótkie, zmierzwione snem włosy sterczą pionowo do góry, co uwydatnia jeszcze
płaskość tylnej części czaszki, która z tej perspektywy wydaje się niemal spiczasta.
– Fergus – zaczynam ostrożnie. – Czy twój tata gdzieś wyjechał?
– Nie wiem – odpowiada, wzruszając ramionami.
– Był tutaj wczoraj wieczorem, kiedy kładłeś się spać?
– Był.
– Więc widziałeś go?
– Tak.
Milczę przez chwilę, zastanawiając się, czy powinnam drążyć temat, czy można
przepytywać w ten sposób siedmiolatka.
– Fergus… czy twoi rodzice pokłócili się wczoraj wieczorem?
Przygryza wargę, sięga do wnętrza lodówki i zerka na mnie z zakłopotaniem.
Staram się przemawiać łagodnym, spokojnym głosem i znów zajmuję się
mieszaniem owsianki, by nie pomyślał, że mu się narzucam.
– Słyszałeś, jak krzyczeli? – pytam.
– Trochę – odpowiada z ociąganiem.
Uśmiecham się, przewracam oczami i cmokam, jakbym chciała powiedzieć: Ech, ci
dorośli…
Po chwili próbuję ponownie.
– Przepraszam, że cię tak wypytuję, Fergus… Chodzi o to, że przydałby się nam
twój tata… a ja nie wiem, gdzie go szukać. Mówił, że wychodzi? Wspominał wczoraj
wieczorem, dokąd idzie?
Fergus zamyka lodówkę i zaprzecza stanowczo:
– Nie.
Oprócz miodu i jagód Fergus niesie ukradkiem małą paczkę batoników Cadbury,
których zwykle zapewne nie może jeść na śniadanie. Kładzie je na stole i przykrywa
dłonią, widząc, że je zauważyłam.
Nalewam owsiankę do miski i stawiam przed nim.
– Jest trochę gorąca – mówię łagodnie i pochylam się, by podmuchać na nią
kilkakrotnie.
Fergus podnosi wzrok.
– Tata nigdy nam nie mówi, gdzie śpi, kiedy nie ma go w domu – oznajmia. –
Dlatego mama się denerwuje.
Cofam się o krok i otwieram usta, nie jestem w stanie ukryć zdumionej miny. Nie
wiem, co powiedzieć.
– Wiesz, dokąd on się wtedy wybiera, Fergus? – szepczę w końcu. – Wspomniał ci
kiedyś?
Chłopiec nie odpowiada, patrzy tylko szeroko otwartymi oczami. W tej samej
chwili słyszę trzask zamykanych drzwi i kroki. Odruchowo obejmuję Fergusa
ramieniem. Do kuchni wchodzi Guy. Jest nieogolony, ma przekrwione i podkrążone
oczy. Teatralnym gestem odrzuca do tyłu włosy i przeszywa mnie lodowatym
spojrzeniem.
– Co ty tu robisz? – pyta. – I gdzie, do diabła, podziewa się Kate?
ROZDZIAŁ 29
–Domyśla się pan, dlaczego żona targnęła się na swoje życie, panie Riverty?
Joanne jest w tym domu od niecałej minuty, ale widzi już, że nie wszystko wygląda
tak, jak przypuszczała. Po pierwsze, dlaczego Guy Riverty nie czuwa przy łóżku
żony? Po drugie, skąd wzięła się tutaj o tej porze Lisa Kallisto, która z zaciętą miną
szoruje garnek po owsiance?
Guy Riverty siedzi przy kuchennym stole, trzyma głowę w dłoniach. Wygląda tak,
jakby od wczoraj nie zdejmował ubrania i nie spał co najmniej od tygodnia. Pociera
twarz, głośno wypuszcza powietrze i mówi:
– Myśli, że nasza córka nie żyje. Kate jest w kiepskim stanie. To chyba zrozumiałe,
prawda?
Lisa odsuwa się od zlewu i wyciera ręce w ścierkę. Potem zaczyna wykręcać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl