[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tarniny wzmogły się aż do paroksyzmu fizycznego cierpienia: padła na
wybrzeże dysząc w niemej męce ranionego zwierzęcia. Lecz mimo to krążyła
dalej w zaklętym kole niewoli i dzień w dzień spełniała swoje obowiązki,
żywiąc w sercu wielki tragizm cierpienia, którego nie umiała wyrazić nawet
wobec samej siebie. Unikała Niny, czuła na jej widok jak gdyby ostrze noża
wżerające się w ciało, nie przestała jednak odwiedzać brygu, sycąc
pokarmem rozpaczy swoją niemą, ciemną duszę. Widywała Daina
niejednokrotnie. Nigdy się już nie odezwał ani nie spojrzał na nią. Czy oczy
jego mogły widzieć tylko jedną kobietę? Czy uszy jego były otwarte dla
jednego, jedynego głosu? Nie zwrócił na nią uwagi już ani razu.
Wreszcie stało się, że odjechał. Ostatni raz widziała go u boku Niny
owego ranka, gdy Babalatji zwiedzając zastawione sieci stwierdził na własne
oczy, że słusznie podejrzewa Daina i Ninę o miłosne konszachty. Dain znikł, a
serce Taminy - w którym spoczywały bezużytecznie i jałowo ziarna wszelkiej
miłości i nienawiści, wszystkich namiętności i wszystkich poświęceń - serce to
zapomniało o swych radościach i bólach, gdy zbrakło mu oparcia zmysłów.
Pierwotna, nieokrzesana jej dusza, podlegająca niewolniczo ciału - tak jak i
ciało jej podlegało ludzkiej woli - zapomniała o nikłym i mętnym obrazie
ideału, który wyrósł na tle fizycznych podniet jej dzikiej natury. Zapadła znowu
w drętwą tępość poprzedniego życia i znajdowała pociechę, a nawet pewien
rodzaj szczęścia, w myśli, że Nina i Dain rozstali się - przypuszczalnie na
zawsze. On zapomni o Ninie! Ta myśl łagodziła męki gasnącej zazdrości,
której zbrakło pokarmu, i Tarnina znalazła wreszcie spokój. Była to jak gdyby
martwa cisza pustyni, gdzie spokój panuje tylko dlatego, że nie ma tam życia.
Lecz oto Dain powrócił. Poznała jego głos nawołujący w nocy
Bulangiego. Wysunęła się z chaty w ślad za swoim panem, aby wsłuchać się
w ten dzwięk czarowny. Dain siedział w łódce i rozmawiał z Bulangim.
Tarnina, chłonąc jego słowa z zapartym oddechem, posłyszała drugi głos
jeszcze. Obłąkana radość rozsadzająca jej serce zgasła wnet, rzuciwszy ją na
pastwę fizycznego bólu; doznawała go już i przedtem na widok Daina i Niny.
Głos Niny rozkazywał i groził na przemian, a Bulangi odmawiał, tłumaczył - i
zgodził się w końcu. Poszedł do chaty, aby wziąć wiosło ze stosu za
drzwiami. Szmer głosów nad rzeką snuł się ciągle; uszu Tarniny dochodziły
niekiedy pojedyncze wyrazy. Zrozumiała, że Dain ucieka przed białymi, że
szuka kryjówki, że jest w niebezpieczeństwie. Lecz posłyszała także słowa,
które zbudziły wściekłą zazdrość uśpioną przez wiele dni w jej duszy. Skulona
w błocie, w czarnym mroku między palami, nasłuchiwała szeptu przepojonego
lekceważeniem trudów, niebezpieczeństw, a nawet samego życia - jeśli
nagrodą ma być gorący uścisk, spojrzenie umiłowanych oczu, powiew
słodkiego oddechu, dotknięcie miękkich warg. Tak mówił w łódce Dain do
Niny czekając na powrót Bulangiego - a Tarnina, wsparta o pal śliski od błota,
czuła, że niezmierny jakiś ciężar wali się na nią i ciągnie w czarną gęstą
wodę. Chciała krzyknąć, rzucić się ku nim i roztrącić niewyrazne cienie, a
potem pchnąć Ninę w gładką toń, oplatać ją sobą i przywrzeć do dna, gdzieby
ten człowiek nie mógł jej dosięgnąć. Niezdolna była do płaczu ani do
najlżejszego ruchu. Niebawem rozległy się kroki na bambusowym pomoście
nad jej głową; widziała, jak Bulangi wsiadł do najmniejszego czółenka i
wysunął się naprzód, a za nim podążyła łódka z Dainem i Niną. Plusnęły
lekko wiosła, zanurzone ostrożnie w wodę, mgliste postacie dwojga ludzi
przesunęły się przed zbolałymi oczami Tarniny i znikły w ciemnościach.
Pozostała na miejscu, bezwładna w chłodzie i wilgoci, dysząc ciężko
pod miażdżącym brzemieniem, które tajemnicza ręka losu zwaliła tak
niespodziewanie na smukłe jej barki; trzęsąc się czuła, jak pożera ją piekący
ogień, podżegany własnym jej tchnieniem. Gdy świt rozwinął bladozłocistą
wstęgę nad czarnymi lasami, popłynęła do osady z towarem i roznosiła placki
na sprzedaż, wiedziona jedynie siłą przyzwyczajenia. Spostrzegła
podniecenie ludności i usłyszała, że znaleziono ciało Daina. Szybko ochłonęła
ze zdumienia; była to oczywiście nieprawda - wiedziała o tym dobrze. %7łal jej
się zrobiło, że nie umarł. Chętnie ujrzałaby go martwym, aby odgrodzić go
śmiercią od tej kobiety - od wszystkich kobiet w ogóle. Zapragnęła nagle
zobaczyć Ninę - bez wyraznego celu. Nienawidziła i lękała się jej, ale czuła,
że nieodparty jakiś popęd gna ją ku domowi Almayera, że pragnie spojrzeć w
twarz białej kobiecie, zatopić wzrok w jej oczach i usłyszeć znów dzwięk
głosu, za który Dain gotów narazić wolność, a nawet życie. Widywała przecież
Ninę tyle razy, słyszała dzień w dzień jej głos przez długie miesiące. Cóż jest
szczególnego w tej istocie; Czym się to dzieje, że Dain tak do niej
przemawia, że oślepł na wszystko, co nią nie jest, że ogłuchł na wszystko -
krom jej głosu.
Zostawiła tłum na wybrzeżu, i szła bez celu wśród pustych chat.
Walczyła wciąż z popędem, który ciągnął ją nieprzeparcie ku Ninie. Może
zdoła zgłębić w jej oczach tajemnicę własnej niedoli? Słońce wznosiło się
coraz wyżej chłonąc cienie i zalewało Tarninę potokami blasku i dusznego
żaru. Przechodziła z cienia w światło, ze światła w cień, wśród chat, krzewów i
wyniosłych drzew, uchodząc nieświadomie przed cierpieniem skrytym we
własnym sercu. W ostatecznej niedoli nie umiała złożyć modlitwy z prośbą o
ulgę, nie znała żadnych niebios, do których by mogła słać błagania, i
wędrowała przed siebie strudzonymi stopami w niemym zdumieniu i zgrozie
wobec niesprawiedliwości mąk spadłych na nią bez powodu i bez
miłosierdzia.
Krótka rozmowa z Reszydem i propozycja Abdulli po krzepiły ją nieco
zwracając myśli w inną stronę. Niebezpieczeństwo grozi Dainowi. Dain kryje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl