[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podróże kosmiczne, w jakich okolicznościach?
- Ale, ale! Z pewnością można powiedzieć coś o podróżach kosmicznych w
ogóle.
- Tylko tyle, że są samoograniczone, same się wyczerpują i zamierają.
- Są więc bezużyteczne - podchwycił Sennor z satysfakcją. A w związku z tym
stanowią czynnik negatywny. To pokrywa się z moim poglądem.
- Przepraszam - powiedział Twissell. - Zaraz tu przyjdzie Cooper. Potrzebna
nam jest platforma.
- Oczywiście - Sennor ujął Rice'a pod rękę i wyprowadził go z pomieszczenia.
Słychać było, jak peroruje: - Okresowo, mój drogi Rice, cały umysłowy wysiłek
ludzkości koncentruje się na podróżach kosmicznych, które z natury rzeczy
skazane są na niesławny koniec. Przedstawiłbym odpowiednie dowody
statystyczne, gdybym nie był pewny, że dla pana jest to oczywiste. Gdy ludzie
koncentrują się na przestrzeni kosmicznej, lekceważy się właściwy rozwój spraw
ziemskich. Przygotowuję teraz dla Rady tezę, by zmieniano Rzeczywistości w ten
sposób, aby ery podróży kosmicznych zostały całkowicie wyeliminowane.
Rozległ się głos Rice'a:
- Ale nie może pan robić tak drastycznych posunięć. Podróże kosmiczne są
ważną klapą bezpieczeństwa w niektórych cywilizacjach.
Wezmy Rzeczywistość nr 54 z 290 Stulecia, którą przypadkowo doskonale
pamiętam. Wtedy...
Głosy ucichły, a Twissell powiedział:
- To dziwny człowiek ten Sennor. Intelektualnie wart jest tyle, co jakikolwiek
z dwóch spośród nas, ale jego wartość gubi się w słomianym zapale.
Harlan zapytał:
- Uważa pan, że on ma racją? Chodzi mi o podróże kosmiczne.
- Wątpię. Mielibyśmy lepszą kazję ocenić to, gdyby Sennor przedłożył nam tę
tezę, o której wspominał. Ale nie zrobi tego. Zanim ją skończy opracowywać,
zapali się do czegoś nowego, a tamtą pracę rzuci. Ale mniejsza o to... - Klepnął
dłonią kulę, tak że zabrzęczała, a potem wyjął papierosa z ust. - Możesz
odgadnąć, co to jest, Techniku?
Harlan odpowiedział:
- Wygląda to jak bardzo wielki kocioł z przykrywą.
- Właśnie. Masz rację. Trafnie to ująłeś. Wejdz do środka. Harlan wszedł za
Twissellem do kuli, dość dużej, by pomieścić czterech lub pięciu mężczyzn. Jej
100
wnętrze było puste. Podłoga gładka, dwa okna we wklęsłych ścianach. To
wszystko.
- Nie ma sterowania? - zapytał Harlan.
- Zdalne sterowanie - odparł Twissell. Przesunął dłonią po gładkiej ścianie i
powiedział: - Podwójne ściany. Wnętrze stanowi zamknięte w sobie Pole Czasowe.
To urządzenie to kocioł, który nie jest ograniczony do tras szybów
komunikacyjnych, lecz może przekroczyć najniższy próg Wieczności. Jego
projekt i możliwość skonstruowania zawdzięczamy cennym wskazówkom z
pamiętnika Mallansohna. Chodz ze mną.
Sterownia znajdowała się w małym pomieszczeniu w jednym z rogów dużej
sali. Harlan wszedł do środka i patrzył ponuro na olbrzymie dzwignie.
Twissell zapytał:
- Słyszysz mnie, chłopcze?
Harlan drgnął i rozejrzał się dokoła. Nie uświadomił sobie, że Twissell nie
wszedł za nim. Odruchowo przesunął się w stronę okna, a Twissell pomachał mu
ręką.
Harlan powiedział:
- Słyszę, Kalkulatorze. Chce pan, żebym wyszedł?
- Bynajmniej. Jesteś zamknięty.
Harlan skoczył do drzwi, a żołądek podjechał mu do gardła. Twissell mówił
prawdę, ale co, u Czasu, tu się dzieje?
Twissell powiedział:
- Zostaniesz stąd wypuszczony, chłopcze, gdy twoja odpowiedzialność się
skończy. Martwiłeś się o tę odpowiedzialność, chciałeś się czegoś więcej o niej
dowiedzieć i chyba domyślam się, o co ci chodziło. Ta odpowiedzialność nie
powinna cię obciążać. To wyłącznie moja sprawa. Niestety, musimy cię trzymać w
sterowni, ponieważ zostało stwierdzone, że byłeś w sterowni i obsługiwałeś
aparaturę. Tak mówi pamiętnik Mallansohna. Cooper zobaczy cię przez okno i to
wystarczy.
Ponadto poproszę cię, byś dokonał ostatniego kontaktu - stosownie do
instrukcji, jakich ci udzielę. Jeśli uważasz, że to również jest zbyt odpowiedzialne
zadanie dla ciebie, możesz nic nie robić. Mamy tu drugi, równoległy, obwód,
obsługiwany przez kogoś innego. Jeśli z jakichkolwiek powodów jesteś niezdolny
do obsłużenia tego kontaktu, on to zrobi. Ponadto przerwę łączność radiową z
wnętrza sterowni. Będziesz mógł nas słyszeć, ale nie będziesz mógł mówić. A więc
nie bój się, że jakiś mimowolny twój okrzyk przerwie krąg.
Harlan bezradnie wyglądał przez okno.
Twissell kontynuował:
- Za chwilę przyjdzie tu Cooper, a jego wyprawa do Prymitywu zamknie się
w granicach dwóch fizjogodzin. Potem, chłopcze, całe zadanie będzie zakończone,
a my wolni.
Dla Harlana było to jak zmora. Dusił się i wszystko wirowało mu przed
oczyma. Czy Twissell go oszukał? Czy to, co robił, było ukartowane jedynie w
tym celu, by zwabić go do zamkniętej sterowni? A może stwierdziwszy, że Harlan
zdaje sobie sprawę ze swojej niezbędności, improwizował przebiegle, zajmując go
101
rozmową, ukrywając swe prawdziwe uczucia, prowadząc go to tu, to tam, aż
wreszcie go zamknął?
Ta szybka i łatwa kapitulacja w sprawie Noys!  Nikt jej nie zrobi krzywdy"! -
powiedział Twissell. Wszystko będzie dobrze.
Jak mógł w to uwierzyć! Jeśli nie zamierzają jej skrzywdzić ani nawet tknąć,
to po co ta bariera czasowa w szybie na stutysięcznym Stuleciu? Już samo to
całkowicie zdemaskowało Twissella.
Ale on (głupiec!) pragnął wierzyć, i dlatego pozwolił się ślepo prowadzić przez
ostatnie dwie fizjogodziny i wsadzić do zamkniętego pomieszczenia, gdzie już nie
był potrzebny nawet po to, by nacisnąć ostatni kontakt.
Za jednym zamachem pozbawiono go całego znaczenia. Umiejętnie wyjęto mu
z ręki wszystkie atuty, raz na zawsze utracił Noys.
Jakkolwiek jeszcze zechcą go ukarać, nie było już ważne. Na zawsze utracił
Noys.
Nie przyszło mu do głowy, że projekt już dobiega końca. To oczywiście
umożliwiło jego porażkę.
Głos Twissella dochodził go niewyraznie.
- Teraz cię odłączymy, chłopcze.
Harlan pozostał sam, bezradny, bezużyteczny...
102
Rozdział 13
PONI%7łEJ DOLNEJ GRANICY
Wszedł Brinsley Cooper. Na jego szczupłej twarzy malowało się podniecenie,
dzięki czemu wyglądał młodzieńczo mimo sumiastego mallansohnowskiego wąsa,
który zdobił górną wargę.
(Harlan widział go przez okno i słyszał wyraznie przez radio. Myślał z
rozgoryczeniem: mallansohnowski wąs! Oczywiście!). Cooper podszedł do
Twissella.
- Nie chcieli mnie do tej pory wypuścić, Kalkulatorze.
- Bardzo słusznie - powiedział Twissell. - Mieli takie instrukcje.
- A teraz jest już pora? Wyjadę?
- Już niedługo.
- I wrócę? Zobaczę znowu Wieczność?
Mimo że Cooper usiłował trzymać się dzielnie, w jego głosie brzmiała
niepewność.
(Wewnątrz sterówki Harlan zbliżył zaciśnięte pięści do pancernego szkła w
oknie; pragnął je rozbić i krzyknąć:  Przerwać to! Przyjmijcie moje warunki
albo ja...". Ale to byłoby daremne).
Cooper rozejrzał się po sali, najwidoczniej nie uświadamiając sobie, że
Twissell nie odpowiedział na jego pytanie. Zobaczył Harlana w oknie sterówki.
Podniecony, pomachał ręką.
- Techniku Harlan! Niech pan wyjdzie. Chcę się z panem pożegnać przed
wyjazdem.
- Nie teraz, chłopcze, nie teraz. On siedzi przy sterach -wtrącił Twissell.
Cooper:
- Jakoś kiepsko wygląda. Twissell:
- Przedstawiłem mu nasz projekt. Myślą, że każdego mogłoby to
wyprowadzić z równowagi.
Cooper:
- Wielki Czasie, tak! Wiem o tym od tygodni, a jeszcze się nie
przyzwyczaiłem. - Jego śmiech zabrzmiał histerycznie. - Do tej pory jakoś nie
mogę przekonać samego siebie, że naprawdę mam w tym swój udział. Ja... Ja się
trochę boję.
- Nie mogę ci mieć tego za złe.
- Szczególnie w żołądku, wie pan... To najbardziej niespokojny organ mego
ciała.
Twissell: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl