[ Pobierz całość w formacie PDF ]

centrum turystycznego.
- Zamierzają otworzyć kasyno na brzegu rzeki, obok
krokodylej farmy Bena - zakończyła.
Persia nalała sobie kawy i podała Keri dzbanek. Ta jednak
potrząsnęła głową. Persia sączyła z zamyśleniem powoli płyn.
- Rozumiem. Nie miałam pojęcia, co Rick zamierza zrobić z
Casuariną.
- Ale rozumiesz, jakie szkody wyrządzi środowisku
naturalnemu?
Persia zatrzepotała długimi rzęsami.
- Chyba tak, ale ta ziemia należy do Ricka i może z nią robić
to, co zechce.
Rozczarowanie wezbrało w Keri, ale starała się utrzymać w
ryzach.
- Masz oczywiście rację. Jednak chodzi też o przyszłość
twoich dzieci. Nie chcesz przecież, żeby od-dziedziczyły
spustoszoną ziemię?
Nieoczekiwanie twarz Persii pociemniała.
- Może moje dzieci w ogóle nie będą chciały mieć ziemi?
Dorosłam tutaj w upale, pyle i wśród much i oczekuje się ode
mnie, żebym to wszystko kochała i zadowoliła się tym do końca
życia. Ale ja nie chcę.
- Nie rozumiem cię. - Obawiała się jednak, że rozumiała
nawet zbyt dobrze.
Twardy błysk pojawił się w oczach Persii.
RS
124
- A czy powinnaś? Nikomu nie mówiłam o swoich uczuciach.
Prawda wygląda tak, że powinnam była zostać w Szwajcarii,
kiedy jeszcze mogłam.
Keri zaczęło świtać w głowie.
- Czy spotkałaś tam kogoś?
Persia zawahała się, jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Potem westchnęła ciężko.
- Powiedziałam tyle, że właściwie możesz poznać resztę. Nie
ma to zresztą żadnego znaczenia.
- Nic nikomu nie powiem. Przyrzekam - zapewniła ją Keri.
- Poznałam francuskiego bankiera, który mieszka na stałe w
Zurichu. Zakochaliśmy się w sobie i chciał, żebym została w
Europie. Mama i ojciec umarliby, gdyby się dowiedzieli. Całe
życie marzyli, że wyjdę za mąż za chłopca z okolicy i będę
kontynuować tradycje rodzinne.
- Rozumiem, że podoba im się Rick Champion? - spytała
Keri.
- Ależ oczywiście. Jest jakby na ich zamówienie. Mnóstwo
ziemi, dobre nazwisko i niezbyt odpychający.
- To wystarczy do zawarcia małżeństwa? - Brzmiało to w
uszach Keri bardziej jak lista sprawunków.
Persia wzruszyła ramionami.
- Musi wystarczyć. Tata cierpi na anginę pectoris. Nie mogę
dogadzać sobie i zabić go, jak myślisz?
Keri nie mogła nic powiedzieć. Było oczywiste, że Persia
zamierzała poślubić człowieka, którego nie kochała i któremu
zależało na niej tak, jak na bilecie do kraju materialnej
niezależności. Dla Persii każdy kandydat, który podobał się jej
rodzicom, był dobry, skoro nie mogła poślubić swego
francuskiego bankiera.
Keri poczuła, jak całym sercem łączy się z tą młodą kobietą.
Ona sama została wychowana i zachęcana do życia według
własnych wyobrażeń, rodzice nigdy nie żądali, żeby dopasowała
RS
125
się do ich oczekiwań. Trudno było jej pojąć presję, jakiej
ulegała Persia.
Mimo to musiała spróbować jeszcze raz.
- Czy nie mogłabyś przynajmniej porozmawiać z Rickiem o
jego planach? Może uzmysłowisz mu ich konsekwencje.
- Też mógłbym ci udzielić dobrej rady. - Głęboki męski głos
wdarł się w ich rozmowę.
Patrzyła w zdumieniu na Bena, który stał w drzwiach. Były
tak pochłonięte rozmową, że nie słyszały podjeżdżającego
samochodu.
Persia poderwała się na nogi.
- Wejdz, Ben. Napij się z nami herbaty.
Ben zdjął kapelusz, rzucił go na fotel i wziął od Persii
filiżankę herbaty.
- Pukałem, ale nikt mnie nie słyszał.
- Nic dziwnego. Opowiadałam Keri o swoich przeżyciach w
Szwajcarii i zapomniałyśmy o bożym świecie. - Spojrzenie,
jakie posłała Keri, błagało, by zatrzymała tajemnicę dla siebie.
Ben zerknął na Keri znad filiżanki, oskarżając ją wzrokiem.
- Zabawne, wydawało mi się, że słyszałem, jak
wymawiałyście imię Ricka.
- A, tak. Keri mówiła mi o jego planach rozwoju Casuariny.
Wydawało jej się, że mogłabym jakoś wpłynąć na niego, by
zmienił swoje zamiary.
- Doprawdy? - Od chłodu w jego głosie Keri przeszedł
dreszcz. Wiedziała, że Ben opacznie zrozumie jej wizytę u
Persii i wydawało jej się, że jest na to przygotowana.
- Co postanowiłaś, Persio? - Pytanie padło jakby od
niechcenia, ale Keri miała wrażenie, że odpowiedz bardzo go
zainteresuje.
- Nie wiem. To jego ziemia. Powiedziałam już Keri. Kto wie,
może kasyno ożywi tutejszy świat.
- Może.
- Jak ci się udało dotrzeć tu tak szybko? - spytała Keri.
RS
126
Wiedziała, po co przyjechał. %7łeby zapobiec kłopotom, jakie
mogła wywołać między Persią i Rickiem. Musiał wrócić
wcześniej do domu i przeczytać wiadomość, którą zostawiła dla
Robyn. Nie tłumaczyło to jednak jego szybkiego pojawienia się.
- Złapałem ciężarówkę, jedną z konwoju, który jechał w tę
stronę. Martwiłem się, że jedziesz sama taki kawał drogi i że
będziesz musiała wrócić tego samego dnia. Miałem szczęście,
że ciężarówki zmierzały właśnie w tym kierunku, nie sądzisz?
- Rzeczywiście - odpowiedziała, ale bez sarkazmu, który był
w jego słowach. Teraz będzie zmuszona odbyć drogę do Kinga
Downs w jego towarzystwie, skoro nie miał własnego
samochodu.
- Jeszcze wam nie złożyłam życzeń. - Persia nie wyczuła
napięć między nimi. - Kiedy szczęśliwy dzień?
- Jeszcze nie ustaliliśmy daty ślubu, prawda, kochanie? - Ben
położył szczególny nacisk na słowo  kochanie". - Ale na pewno
odbędzie się przed końcem pory suchej, żeby wszyscy mogli
dojechać, zanim monsunowe deszcze zaleją drogi.
Keri posłała mu spojrzenie pełne jadu. Nie musiał aż tak
upiększać kłamstwa.
- Może jeszcze zaczekamy - wtrąciła gładko. - Była to nagła
decyzja, a nie chcemy przecież popełnić błędu. - Miała nadzieję,
że udało jej się posiać w Persii ziarno wątpliwości.
- A ty i Rick? Może moglibyśmy zorganizować podwójny
ślub? - zasugerował Ben.
- Ben! - krzyknęła Keri oburzona tą propozycją, chociaż
wiedziała, że chciał tylko wyprowadzić ją z równowagi, co mu
się wspaniale udało.
Tutaj Persia okazała się pomocna.
- Nie, Ben. Każda kobieta zasługuje na własny dzień weselny
- powiedziała jakby z oddalenia, prawdopodobnie wyobrażając
sobie wymarzony ślub.
Ben pochwycił tęskną nutę w jej głosie.
- Czy między tobą i Rickiem wszystko w porządku?
RS
127
Persia spojrzała na Keri, a ta potrząsnęła niezauważalnie
głową. Dziewczyna obawiała się, że Ben w jakiś sposób odkrył
fakt, iż kochała kogoś innego. Raczej starała się sprawdzić, ile
Keri zdążyła napsuć w czasie wizyty. Gdyby tylko znał prawdę.
- Wszystko w porządku - zapewniła go Persia.
- Dlaczego pytasz? Czy Rick...?
- Nie, Rick nic mi nie mówił. Opowiadał tylko, jak bardzo
zależy mu na przygotowaniu Casuariny na twoje przyjęcie.
- To dobrze - w głosie Persii brzmiała ulga.
- Dlaczego nie przyjedziesz i nie zobaczysz sama?
- zaprosił ją Ben. - Odkąd wróciłaś, ty i Rick nie spędzacie za
wiele czasu razem, a Robyn byłaby zachwycona, widząc cię u
nas. Uwielbia przecież towarzystwo.
- Wiem, ale obiecałam rodzicom, że przypilnuję wszystkiego,
kiedy ich nie będzie. Może przyjadę za kilka dni, po ich
powrocie.
- Bardzo dobrze. Jak się czuje twój ojciec? Wyglądało na to,
że Ben wie o kłopotach z sercem,
jakie miał jej ojciec.
- Dobrze. Nienawidzi bezczynności, ale nie może już
pracować na farmie tak jak kiedyś, chociaż nitrogliceryna
bardzo mu pomaga. Kiedy jedzie do Darwin, zawsze odwiedza
specjalistę. Mamy nadzieję, że będzie można coś dla niego
zrobić.
A jeżeli rzeczywiście da się coś zrobić, to czy wtedy Persia
będzie czuła się zmuszona wyjść za mąż za Ricka, czy też
poczuje się wolna i wróci do swego bankiera, zastanawiała się
Keri.
Ben uniemożliwił jej zadanie Persii pytania na ten temat.
Wstał, ujmując jej ramię, tak, że była zmuszona stanąć koło
niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl