[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uśmiechnął się z aprobatą.
- To właśnie chciałem zasugerować.
Ominął Pamelę i wyszedł, by wydać dyspozycje.
Gdy wrócił, Maggie obejmowała kuzynkę ramieniem
i obie cicho rozmawiały. Dobiegły go słowa Pameli.
- Przepraszam, nie chciaÅ‚am urzÄ…dzać scen. Ja tyl­
ko. .. Kiedy go widzÄ™, wszystko zaraz wraca.
- Załatwione. Tom cię odwiezie - powiedział. -
A twój samochód odstawimy ci jutro.
Spojrzała na gospodarzy i spuściła oczy.
- Naprawdę, mogłabym sama...
- Pam - łagodnie powiedziała Maggie. - Ale ja bym
była niespokojna. - Wstała, wzięła kuzynkę pod ramię
i zaczęła kierować jÄ… ku wyjÅ›ciu. - A ty wiesz - uÅ›mie­
chnęła się - że ten Tom to bystry chłopak? Poflirtujecie
sobie.
Luke uniósł rękę na pożegnanie i ruszył w stronę
kominka. Było mu naprawdę zimno. Ujął pogrzebacz
i przesunął nim kilka polan. Sypnęło iskrami; płomienie
buchnęły w górę. Grzał się przez chwilę.
- No, pojechała - odezwała się od progu Maggie.
Westchnęła. - Co za ulga!
- Tak, zmęczyła nas - zgodził się Luke. Znów ujął
pogrzebacz i oparł się na nim.
- Dlaczego zostawiłeś mnie rano samą? - zapytała
Maggie.
Spojrzał na nią.
- SpaÅ‚aÅ› przecież. A konie muszÄ… coÅ› jeść. Pojecha­
Å‚em po owies.
Pokręciła głową.
- Oj, Luke...
- My też moglibyÅ›my teraz coÅ› zjeść. Jest pora lun­
chu - uśmiechnął się.
- Nie wiem, czy Sarita zdążyÅ‚a nam coÅ› przygoto­
wać. Odesłałam ją po dziesiątej do domu.
- Odesłałaś? Dlaczego?
- Pogoda jest coraz gorsza. Wolałam, żeby dotarła
bezpiecznie. A poza tym... - wzięła głęboki wdech -
chcę, żebyśmy oczyścih atmosferę. Bez świadków.
- Nie, nie jestem w nastroju. - Pokręcił głową. - Idę
sobie zrobić kanapkę. -I ruszył ku wyjściu.
- Luke, Pamela się myli. W ogóle nie było w tym
twojej winy.
Zatrzymał się i odwrócił.
- Maggie, daj spokój.
- Ona oskarża ciebie, żeby nie oskarżyć siebie. Ale
to ona połknęła te tabletki.
Zrobił kilka szybkich kroków, nagle zatrzymał się i
z wściekłością zmiótł lampę stojącą na komodzie.
Brzęknęło szkło.
Maggie zerwała się na równe nogi.
- Myślałeś, że o tym nie wiem?
NarastaÅ‚ w nim krzyk, dÅ‚awiony wysiÅ‚kiem woli. Za­
czął chodzić po pokoju, tam i z powrotem.
- Ignorowałem ją, zdradzałem, więc próbowała się
zabić... Ale zamiast tego zabiła dziecko. - Zamilkł
i mocował się z sumieniem.
Maggie podeszła do Luke'a.
- Nigdy nie wierzyłam w to jej samobójstwo.
Wzięła za mało tabletek. Lekarz powiedział, że jej
życie nie byÅ‚o zagrożone. ByÅ‚a to typowa próba zwró­
cenia na siebie uwagi, wołanie o współczucie i może
też ostatnia próba przejęcia kontroli nad tobą. Zraniłeś
ją, to prawda, ale ona cię nie kochała. Zraniłeś jej
miłość własną, czego ona nie mogła znieść, bo nie
cierpi przegrywać.
- Ona przeżyła, dziecko nie. Tak czy owak, czuję się
winny. Ja też jej nie kochałem, ona ma rację. Ożeniłem
się z nią, ponieważ...
- Ponieważ była w ciąży - dokończyła spokojnie
Maggie. - Chciałeś, żeby ci urodziła twoje dziecko. Ale
to jeszcze nie jest wielki grzech.
W skupieniu patrzył na nią i zastanawiał się, w jaki
sposób doszła do takiej wiedzy.
- Wiem jeszcze więcej - odgadła jego myśli. - Na
przykład to, że Pamela chciała cię po prostu złowić na
męża. WydawaÅ‚o jej siÄ™ to rozsÄ…dne i przyjemne. Wie­
działa, że przy kimś takim jak ty sama będzie swobodna.
Specjalnie przestała brać pigułki antykoncepcyjne, gdy
zaczÄ™liÅ›cie siÄ™ spotykać. PochwaliÅ‚a mi siÄ™ tym od ra­
zu... - Oczy Maggie były smutne i łagodne. - Mówiła,
że ciebie łatwo sprowokować. Jesteś gorący.
Luke czuÅ‚, że teraz jest mu zimno. ZrobiÅ‚ kilka kro­
ków w stronę kominka.
- Tak - powiedział. - Kiedy odkryłem jej podstęp,
nigdy jej więcej nie dotknąłem. Ale chciałem mieć moje
dziecko.
- Myślę, że mogę cię zrozumieć... - szepnęła Mag-
gie. Zbliżyła się i powoli wyciągnęła rękę. - Naprawdę
nie ty jesteś winien śmierci tego maleństwa.
On chwycił jej rękę. Małą, ciepłą dłoń. Zapragnął
więcej tego ciepła. Objął Maggie.
- Czy się mnie nie boisz? - zapytał. - Przecież
wiesz, jaki jestem. Lepiej uciekaj ode mnie.
Nie odpowiedziała mu. Nie słowami. Objęła go tylko
i przylgnęła do niego. Starała mu się bliskością i całą
swoją istotą przekazać wielkie przebaczenie. A może
i coś jeszcze? Odchyliła głowę, zajrzała mu w oczy.
Potem przymknęła powieki. Luke zrozumiał. Musnął jej
usta. I zaraz dotknÄ…Å‚ ich ponownie.
CzuÅ‚a w sobie namiÄ™tność, lÄ™k i co jeszcze...? Nie­
nazwaną wolę pokonania jakichś demonów, w nim,
a może i we własnym wnętrzu?
Odsunęli się od siebie, dysząc ciężko. I znów się
zwarli. Jego ręce osunęły się w dół, ściskając pośladki
Maggie. Kolano wsunął między jej nogi.
- Maggie - usłyszała tuż przy uchu jego szept. -
Maggie..,
Tylko jej imię. Nic więcej nie powiedział, ale było
w tym wszystko.
- Jestem z tobą - zamruczała w odpowiedzi.
Przygarnął ją mocno do siebie, po czym uniósł z zie-
mi jak piórko. Znów ucałował, i tak całując uczynił trzy
szybkie kroki w stronÄ™ kanapy. Jeszcze jeden krok -
i już leżeli na chłodnej skórze, ciasno objęci. Całowali
swe twarze, szukali dłońmi czułych miejsc.
Luke uniósł głowę. Oczy miał głodne, spojrzenie
pociemniałe.
- Nie wytrzymam tym razem  powiedział. - I nie
zadbam o ciebie. - WyszarpnÄ…Å‚ bluzkÄ™ z jej spodni. Za­
darł ją do góry, a Maggie, chcąc nie chcąc, pomogła mu
do koÅ„ca zdjąć jÄ… sobie przez gÅ‚owÄ™. - Nie mogÄ™ wol­
niej - wyszeptał. - Nie gniewaj się.
Wcale się nie gniewała. W podobny sposób został
pokonany stanik. NastÄ™pnie zaczęła siÄ™ walka z obcisÅ‚y­
mi legginsami i majtkami.
- Do licha - dyszał Luke - to nie jest dobry strój do
miłości.
- DziÅ› chyba jej nie planowaÅ‚am. - ZaÅ›miaÅ‚a siÄ™ we­
soło, swobodnie.
Zdołał uwolnić jedną nogę i wydawało się, że to mu
wystarczy, bo legÅ‚ ponownie, nakrywajÄ…c jej wargi swy­
mi ustami. Dłońmi nakrył piersi.
- Zdejmij spodnie.
Uniósł się na kolana i sięgnął do tylnej kieszeni po
portfel. Zaszeleściło coś; portfel upadł na podłogę. Luke
znów przylgnął do Maggie całym ciałem i całował ją.
Obrócił się na bok i zrzucił dżinsy. Maggie zorientowała
się, że Luke zakłada prezerwatywę.
OczywiÅ›cie musiaÅ‚ to zrobić, pomyÅ›laÅ‚a, lecz z ża­
lem. Gdy powrócił do niej, zamknęła oczy. Wtargnął
w nią, a ona zapomniała o bożym świecie. Poczuła się
dopełniona, uzupełniona. Prawie doskonała. I chciała,
żeby to trwało wiecznie. Luke podjął mocny rytm, a ona
poddaÅ‚a mu siÄ™, poddaÅ‚a siÄ™ sobie i byli jednoÅ›ciÄ…, ca­
łując się, obejmując, powstrzymując rozkosz, która już
nadbiegaÅ‚a jak wysoka fala. I wkrótce oboje ich za­
topiła.
Kiedy siÄ™ ocknÄ™li, Luke uniósÅ‚ siÄ™ na Å‚okciu. Spoj­
rzenie miał miękkie. Polizał policzek Maggie.
- Myślałem, że dziś nie zadbam o ciebie i chciałem
przepraszać. Ale widzę, że sama zadbałaś...
- Sama? - Uśmiechnęła się i wsunęła ręce pod jego
koszulę. Głaskała spocone plecy.
- Och, Maggie - westchnął. - Oszalałbym, gdybyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl