[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pledem. Głowa opadła jej na piersi. Miała na sobie to samo ubranie, w
które przebrała się po przyjściu z wycieczki. Ułożył się wygodniej, nie
spuszczając z niej wzroku. Chciał ją przywołać do siebie. Czuł w
sobie żar, a serce biło mu jak szalone.
- Dzień dobry -powiedział.
- Co? - spytała, natychmiast się budząc.
Patrzył na nią podparty na łokciu. Ciekawe, co by pomyślała,
131
gdyby teraz podszedł do niej i pocałował jak wczoraj wieczorem?
Kołdra rozgrzała go do czerwoności.
- Spałaś w tym fotelu? - spytał.
- Mhm. - Przetarła oczy. -Chyba tak.
- Niezbyt wygodnie -zauważył. -Szyja ci nie zdrętwiała?
Odchyliła głowę i poruszyła ramionami.
Nie czekając na jej odpowiedz, wstał, podszedł do niej i
pocałował w czubek głowy. W pokoju było chłodniej, niż
przypuszczał. Zaczął rozcierać szyję i ramiona Sary.
- Jak przyjemnie.
- Zniło mi się... - Urwał, starając się sobie przypomnieć. Czekała
w milczeniu na dalszy ciąg, huśtając się delikatnie
w fotelu. Przed oczami Willa przesuwały się obrazy minionej
nocy: strach i miłość, wodna głębina, powolny ruch w stronę
powierzchni wody, chłopcy bawiący się na dnie zamarzniętego stawu,
on i Sara przytuleni do siebie.
- Co ci się śniło? - spytała.
- Ty - odpowiedział po prostu.
Zcisnęła go za rękę. Palce masujące szyję znieruchomiały.
Kiwnęła głową i spojrzała w górę.
- Ty też mi się śniłeś.
Tyle pragnął jej powiedzieć, lecz nie potrafił znalezć
odpowiednich słów. Bił się z myślami. Chciał zanieść Sarę na łóżko i
jednocześnie powiedzieć jej, żeby zaczekała, aż się ubierze, by mogli
wyjść na dwór i oglądać wschód słońca jak w Dniu Dziękczynienia.
Fotel bujany skrzypiał ze starości. Will splótł palce z palcami Sary
i ucałował miękką dłoń. Oczy kobiety płonęły blaskiem i energią,
pomimo nocy spędzonej na siedząco. Nie miał odwagi się odezwać,
bo to, co chciał powiedzieć, wydawało się takie niewiarygodne.
Zakochał się w Sarze.
Po śniadaniu każdy zajął się swoimi sprawami. Will i George
pojechali zobaczyć, czy śnieżyca nie zniszczyła samolotu. Mike
poszedł do stodoły, a po chwili udała się tam również Sara. Snow
zapukała do pracowni cioci Bess.
- Proszę.
Starsza pani siedziała przy wielkiej czarnej maszynie do szycia.
132
Miała na sobie wełnianą sukienkę w wiśniowym kolorze i miękki
ciemnoszary szal. Na czubku nosa tkwiły okulary.
- Nie przeszkadzam? - spytała Snow.
- Nie. Potrzebujesz czegoś?
- Pomyślałam, że moglibyśmy urządzić przyjęcie.
- Przyjęcie?
- Tak. To nasz ostatni wieczór i mamy tyle do uczczenia,
uratowanie Mike'a i...
- Też o tym myślałam -powiedziała Bess, uśmiechając się znad
roboty. - Zamówiłam już u Hillyera Crawforda homary i
przygotowałam wszystko do upieczenia ciasta. Tylko wstawić do
pieca. Uwielbiam przyjęcia, a tu rzadko je miewamy.
- No to się cieszę, że urządzimy je dziś wieczorem -odparła
Snow, zadowolona, że znalazła sprzymierzeńca. Cofnęła się do drzwi.
- Nie będę pani przeszkadzać.
- Zostań. -W głosie Bess brzmiała szczerość. -Kończę właśnie
kolejną kołdrę dla Sary. Będzie mogła je zabrać, a my zaoszczędzimy
na kosztach przesyłki. Zepchnij na bok pisma i usiądz sobie przy
oknie. Zrzuć tego kota.
Snow przygotowała sobie miejsce do siedzenia, po czym ostrożnie
podniosła śpiącego kota i położyła go na kolanach. Patrzyła, jak Bess
wygładza biały materiał, układa puch i śmiga igłą po kołdrze tak
szybko, że Snow nie mogła nadążyć za ściegiem.
- Byłaś w sklepie Sary? - spytała Bess.
- Tak. A pani?
- W tym pierwszym, w Bostonie, wiele lat temu. W Fort
Cromwell nie.
- Jej sklep jest śliczny -stwierdziła z przekonaniem Snow. -Taki,
jakie można spotkać w Anglii.
- Anglia jest piękna -powiedziała Bess. -Kiedyś byłam tam z
Arturem. Pojechaliśmy do Londynu i do Stonehenge. To było
wspaniałe.
- Ma pani szczęście. Może któregoś dnia znowu pani pojedzie.
- Rzadko opuszczam wyspę - stwierdziła Bess, wciskając pedał
maszyny. Zauważyła, że skończyła jej się nitka w bębenku. Spuściła
zawieszone na łańcuszku okulary i sięgnęła do szufladki ze szpulkami.
133
- Proszę pozwolić mi pomóc. - Snow zerwała się z miejsca.
- Dziękuję. -Bess wybrała małą metalową szpulkę z białą nitką. -
Tak się cieszę, że ty i twój ojciec przyjechaliście z Sarą. Biorąc pod
uwagę to, co zdarzyło się wczoraj... Gdyby nie twój ojciec,
staralibyśmy Mike'a.
- Wiem -odparła z powagą Snow.
- Pewnie Sara chciałaby, żeby wrócił z nią do domu.
- Nie wiem. -Snow czuła, że Bess chce coś z niej wyciągnąć.
- Bardzo nam z nim dobrze.
Snow poczuła wyrzuty sumienia, że tak bardzo chciała, by z nimi
pojechał. Myślała o Sarze, ale także o sobie i o tym, jak świetnie
mogliby się bawić w Fort Cromwell.
- Wprowadza w domu taki radosny nastrój, zwłaszcza kiedy
zaczyna żartować z dziadkiem.
- Naprawdę? - Jakoś dotąd nie słyszała, żeby Mike opowiadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]