[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O czym ty mówisz?
- No jak to o czym? O naszym przesłodkim ciachu, którego
spotkałyśmy wtedy pod Wisielcem.
- Ach, pan Abercrombie & Fitch.
- Amber, doprawdy - jęczy P.J. - Te twoje prowokacje, żebym
poczuł się zazdrosny, robią, się nudne. - Zdejmuje mi odrobinę proszku z gaśnicy z ramion,
po czym posypuje sobie nim włosy. - Ale wypasiony kolor.
- Pokazowy świr - kpi Amber.
- Poprawka - rzuca P.J. - Pokazowe świry to ta banda od inscenizacji. Niezle sobie
nagrabili. Wyprowadzili ich stąd ze wszystkimi policyjnymi honorami. No i zafundowali im
natychmiastową eksmisję ze szkoły.
- A Donovan? Gdzie on jest? - Drżę na samo wspomnienie jego imienia.
- Nie wiem, ale w każdym razie nie tutaj. Tu jest tylko jego głos - wyjaśnia P.J. - Kiedy
ci porąbańcy pojechali do niego do poprawczaka, nagrali jego głos i zmontowali taśmę tak,
żeby pasowała do ich chorych potrzeb. Spytaj pannę Donnę Tillings, właśnie ze szczegółami
opowiada tę historię policji. Wypięła się na pogromców duchów, kiedy stali się za bardzo
nachalni. Może nie jest jeszcze stracona, jak nam się wydawało.
- Ci goście zasługują na coś gorszego niż wydalenie szkoły - mówi Jacob.
- Totalnie masz rację - przyznaje P.J. - Cieszę się tylko, miałem dość rozsądku, żeby
samemu nie wdepnąć w to gówno.
- Och tak, ty jesteś taki rozsądny - kpi Amber
W trakcie krótkiej rozmowy z policją matka stoi u mojego boku. Cory i jego banda
najwyrazniej nawet nie wiedzieli, że jestem w budynku. Czekali na mnie, szykując się do
inscenizacji. Taśmę z Donovanem także puszczali na próbę. Człowiek, który śledził mnie,
gdy szłam z dormitorium do budynku O'Briana, to Miles Parker. Pracował tu jako portier
przez kilka tygodni, co wyjaśnia, dlaczego wciąż jakieś okna i drzwi zostawały otwarte na
noc.
- Ale Miles Parker z pewnością nie wplątał się w żadne seanse i tego typu historie,
prawda? - pytam. - Wykorzystał tylko pogromców duchów, żeby mnie tu ściągnąć.
Oficer przytakuje.
- Oni potrzebowali go tylko po to, żeby dostać klucz. Pan Parker nie ma potrzeby
kontaktu z duchami.
- Lubi tylko produkować nowe - zauważa Amber, opierając policzek na perfekcyjnie
wyrzezbionym ramieniu policjanta i mruga jaskrawopomarańczowymi rzęsami.
Nieopodal widzę Chada i Dreę. Siedzą obok siebie na ławce; Drea ma na ramionach
kurtkę Chada. Jaki słodki obrazek.
Drea także mnie zauważa. Wstaje i obejmuje mnie delikatnie za ramiona.
- Strasznie się bałam. Wszystko dobrze?
- Wszystko będzie dobrze - mówię. - A ty? Nic ci nie zrobili?
Kręci głową.
- Czuję się raczej zażenowana. Ale ze mnie idiotka.
Drea opowiada mi o tym, jak wcześniej tego wieczoru dopadła ją zapłakana Emma,
błagając, by mogła przejść się z nią po kampusie. Między jednym szlochem a drugim
powiedziała Drei, że właśnie została rzucona przez Cory'ego i że musi się przewietrzyć, bo
nie może wytrzymać we własnym pokoju i krótki spacer pomógłby jej przestać na chwilę
myśleć. Chociaż Drea i Emma nigdy specjalnie się nie przyjazniły, a właściwie nie
przyjazniły się wcale, Drea trochę jej współczuła i nie chciała zostawić jej samej. Ale ledwo
dotarły pod budynek O'Briana, nie były już same. Zjawił się Cory z Tobiasem. Zagrozili Drei
gazem pieprzowym, wciągnęli ją do budynku i zamknęli w jednej z klas.
- Wystraszyłam się na śmierć - kończy Drea. - A potem, jak usłyszałam głos Donovana,
dostałam ataku paniki. Wrócił cały ten koszmar z zeszłego roku.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. - Zciskam ją raz jeszcze.
- Dziękuję - odpowiada. - Zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Postaram się, by tak było.
Zerkam na Chada. Trzyma ręce głęboko w kieszeniach, gawędząc o czymś z Jacobem.
Patrzy na mnie w tej samej chwili. Zbliżam się o krok i przystaję. Przez moment po prostu
spoglądamy na siebie nawzajem.
- Bałem się o ciebie - mówi.
- Przykro mi.
- Nie, to mnie jest przykro. Powinienem był ci uwierzyć. Wziąć to wszystko na
poważnie. Czasem straszny ze mnie dupek.
Wzruszam ramionami.
- Ja też mogłam zrobić wiele rzeczy inaczej.
Bierze mnie w ramiona, po czym całuje w szyję tuż przy uchu.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? Bez względu na to, co się stanie.
- Bez względu na to, co się stanie?
- Właśnie tak - mówi.
Przytakuję i całuję go w policzek, rozumiejąc doskonale, co ma na myśli.
- Ja też cię kocham - odpowiadam. I nie kłamię. Naprawdę kocham Chada. Kocham go
na tyle, by wiedzieć, że on i Drea muszą być razem. - To co, jesteśmy przyjaciółmi?
- Zawsze. - Zciska mnie po raz ostatni, po czym wraca do Drei.
- I co teraz? - pyta moja mama, która nagle znów zjawia się przy mnie. Cała się trzęsie,
nie może się wciąż uspokoić. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Drgają jej
wargi, a powieki nie mogą utrzymać łez. Kilka razy pociąga nosem, by odzyskać spokój.-
Jakie plany na jutro? Może zadzwonię...
- Ty płaczesz...
- Tak bardzo mi ulżyło, że nic ci się nie stało. - Ociera łzy i stara się uśmiechnąć. -
I jestem z ciebie taka dumna.
- A ja jestem bardzo dumna z ciebie. - Zciskam ją po raz kolejny. - Dziękuję ci za
wszystko.
- Nie, to ja ci dziękuję. - Przytula mnie bardzo mocno. - Kocham cię. Chcę, żebyś to
wiedziała.
- Przecież wiem. I ja też cię kocham.
- Jakie to urocze - przerywa nam słodkim głosem Amber. - Jak w telewizji.  Dziękuję
ci, że tu jesteś .
- Aha.
- Stace, po całym tygodniu wymiotowania musisz być strasznie głodna. Czy teraz
możesz już jeść bez obaw o przykre efekty uboczne?
- Przynajmniej na razie.
- Co ty na to, żebyśmy wypełnili twoją wewnętrzną pustkę czymś smacznym
u Denny'ego? Ja skusiłabym się na Kanapkę Drwala. Panią także zapraszamy - dodaje Amber,
patrząc na moją mamę.
- Jestem trochę zmęczona, ale dziękuję. - Macha na do widzenia i wsiada do
samochodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl