[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chcieli dać mi do zrozumienia, że to nie ich sprawa. No, więc dobrze. Niech każdy robi to, na
co ma ochotę. Nie chcę oglądać filmu. Nie interesuje mnie. Od początku mnie nudził. Wyjdę.
Nie było zbyt ciemno. Obeszliśmy z Norą cały skwer, potem pobiegliśmy do Syrenki.
I znowu szybkim krokiem w jedną i drugą stronę, od wiaduktu kolei elektrycznej, aż do
pierwszych domów Mariensztatu. Coraz mniej ludzi było już nad Wisłą, dochodziła jedena-
sta.
Mama siedziała na jednej z ławek wciśniętych w krzewy rosnące na skwerze. Od razu
ją tam spostrzegłem, ale nie podchodziłem. Musiała nas widzieć. Początkowo na sąsiednich
ławkach siedziało sporo osób, potem została już tylko ona.
Może czeka na kogoś? – myślałem. – Wyszła, żeby z kimś się zobaczyć i ten ktoś lada
chwila nadejdzie. Gdyby chciała, mogła mnie przecież zawołać. Ale gdy przyszła już noc
i ona tkwiła wciąż na tej ławce z głową podpartą na dłoniach, zrozumiałem, że nikogo się nie
doczeka i nikt do niej nie przyjdzie, jeśli ja tego nie zrobię. A może na mnie czekała?
Podszedłem z psem do ławki, podniosła głowę.
– Nie wołałaś mnie... – powiedziałem.
Jeśli nawet płakała, to dawno. Teraz miała suche, szeroko otwarte oczy, puste.
– Chcesz być sama?,
– Nie.
– Widziałaś mnie, jak tędy przechodziłem. Raz i drugi.
– Widziałam.
– Ale przecież mnie nie zawołałaś, prawda?
– Nie.
Ciepło było i siedzieliśmy długo na tej ławce. Dudnienie mostów przycichło, po kole-
jowym rzadziej już przelatywały oświetlone pociągi elektryczne. Każdy z nich Odprowadza-
łem spojrzeniem. Jechali w nich ludzie w tę i w tamtą stronę, do swoich domów na jednym
albo drugim brzegu Wisły. A dla nas wyglądało to, jakby znikąd do nikąd.
Mama też patrzyła na pociągi, przyciągały wzrok te smugi światła łączące na chwilę
oba brzegi rzeki tam, wysoko, na linii mostu i pod nim, odbijając się w wódzię. A potem
znowu ciemno i brzegi odsuwają się od siebie, choć pusty most wciąż usiłuje spiąć je
i przybliżyć.
– Patrzysz na pociągi – powiedziała mama. – Zawsze tak, kiedy wychodzisz wieczo-
rem z psem? Może tęsknisz za kimś?
– Tak – skłamałem, żeby pozwolić jej mówić o sobie. Ale milczała. Więc ja mówiłem:
– Lubię patrzeć na pociągi, nie tylko kiedy jadą. Na dworcu też je lubię, na dużymi dworcu,
kiedy stoją przy każdym peronie i nie wiadomo, który pierwszy z nich odjedzie. Tylko potem
jest trochę dziwnie...
– Kiedy zostaje pusty tor. Pociąg już odjechał, peron pustoszeje. I trzeba wyjść
z dworca i wrócić do domu. To chciałeś powiedzieć? – i nieoczekiwanie dla mnie mama
uśmiecha się. – Oj, Marek...
– Skąd wiesz?
– Na tylu filmach były takie sceny. Choćby dzisiaj w telewizji. Przecież wyszliśmy
z domu właśnie przy takiej scenie. Ja ciebie pytam, czy za kimś tęsknisz, a ty mi opowiadasz
filmy. No i po co to?
Naiwny jestem – pomyślałem. – I mama zna mnie może lepiej, niż sądzę. Jest czujna,
wiedziała, o co mi chodzi, nawet kiedy zdawało mi się, że mówię o czymś innym. Dostałem
nauczkę, więc jeden zero. Bo przecież to tak, jakby powiedziała mi: przestań śledzić moje
myśli, nie masz do tego żadnego prawa. A równocześnie punkt dla mnie, więc jeden do jed-
nego. Bo już teraz wiem, że nie przypadkowo wstała od telewizora tak nagle, właśnie w tym
miejscu, przy tej scenie. Czy musimy grać dalej? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl