[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odniosła sukcesu. Zawsze myślałam o niej: biedna dziew-
czyna z bogatego domu.
Pendragon wzruszył ramionami.
-Jak zawsze, sprzeczne opinie. Niektórzy twierdzą, że
była wybitnym talentem, a jej życie skończyło się tragicz-
nie i przedwcześnie. Inni uważają, że wcale nie była taka
dobra, jak jej się zdawało, i że skończyła ze sobą tylko dla-
tego, że miała dość bycia niezauważaną.
-Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę -
podsumowała Gemma, skręcając w Brick Lane i zwalniając
przed bramÄ… policyjnego parkingu. Zatrzymali siÄ™ u pod-
nóża schodów, przed samym wejściem na posterunek.
Gdy odwróciła twarz w stronę Pendragona, zobaczył w jej
oczach Å‚zy.
-Proszę cię, znajdz tego, kto popełnił tę straszną zbrod-
niÄ™. .. Dobrze, Jack?
Pendragon przesunął palcami lewej ręki po czole.
-Dzięki za podwiezienie - powiedział, a potem wysko-
czył z wozu. - Zadzwonię do ciebie.
Był w połowie schodów, gdy zadzwonił telefon. Na ekra-
nie widać było napis Numer zastrzeżony".
-Halo?
-Proszę z głównym inspektorem Pendragonem.
-Sammy! Już prawie spisałem cię na straty.
-Tego akurat nigdy nie powinieneś robić, drogi chłop-
cze. Jestem z natury słowny.
-Zatem słucham.
-Rembrandt Industries. Szczerze mówiąc, nie dałbym
rady napisać o tej firmie artykułu do Encyclopaedia Bńtan-
nica, ale chyba znalazłem coś, co ci się przyda.
-Wal.
-Popytałem paru moich dawnych wspólników. Jeden
z nich powiedział, że miał do czynienia z Rembrandtem,
ale wcale nie był z tego zadowolony. Jest właścicielem wie-
lu nieruchomości w East Endzie i kiedyś wynajął mu ma-
gazyn w Leytonstone. Rembrandt podpisał umowę na trzy
miesiące, wpłacił symboliczny depozyt, a po tygodniu zwi-
274
nął żagle, nie płacąc czynszu. Mój znajomy dodał jednak,
że interesy nie idą aż tak zle, bo od tamtej pory udało mu
się wynająć dwa inne lokale, które od Bóg wie kiedy stały
puste, firmie Titus Inc. Titus dla odmiany zapłacił z góry za
oba pomieszczenia, jedno w Whitechapel, a drugie w Ber-
mondsey. A ja właśnie miałem do ciebie zadzwonić, żeby
zameldować o tym pierwszym, w Leytonstone, bo nie za-
interesowały mnie zbytnio te dwa pozostałe.
Pendragon był już w swoim gabinecie. Wyjął z szuflady
biurka notatnik i długopis.
-Więc dlaczego nie zadzwoniłeś?
-Bo o wszystkim dowiedziałem się dziś wieczorem,
może godzinę temu, a potem... zboczyłem z trasy.
-Tak. Byłem w Duke of Norfolk. Ale... cicho sza, Pen-
dragon! Dobrze się stało.
-NaprawdÄ™?
-Tak, Jack. Kiedy usłyszysz, jak błysnąłem rozumem,
zgodzisz się na pewno, że powinienem zarobić podwójną
stawkÄ™.
-Czyżby?
-Tak.
-Do rzeczy, Sammy.
-Wszystko w swoim czasie, inspektorze. Otóż siedzia-
Å‚em sobie wygodnie, pijÄ…c kolejnego drinka, gdy nagle przy-
szło olśnienie. Rembrandt miał syna. Namalował go nawet
jako mnicha; to zresztÄ… dość sÅ‚awny portret. Ów syn miaÅ‚
na imiÄ™ Titus.
-Skąd, u licha, bierzesz takie wiadomości?
-W końcu uczyłem się w Eton, inspektorze - odpowie-
dział lekko urażony Sammy.
-W porządku. Dżentelmen, i do tego uczony.
W słuchawce zapadła cisza.
- Tak?
275
-No więc? - spytał wreszcie Sammy.
-Więc dzięki - odpowiedział Pendragon. - Mógłbyś mi
podać adresy tych trzech miejsc?
-A mógłbyś mi dać podwójną stawkę?
Pendragon westchnął i rozejrzał się po pokoju.
-Tak. Myślę, że na nią zapracowałeś.
-Wiedziałem, że podzielisz moje zdanie - ucieszył się
Sammy Samson.
ROZDZIAA 39
Turner otworzył drzwi mieszkania Francisa Arcade'a
przy Glynnis Road. Sierżant Roz Mackleby weszła do środ-
ka tuż za nim. Gdy wcisnął włącznik, pokój zalała potęż-
na fala żółtego światła. Mackleby natychmiast zajrzała do
łazienki i kuchni - woleli uniknąć przykrych niespodzia-
nek. Sprawdzenie wszystkich kątów potrwało tylko parę
sekund. Byli sami.
- Ja zacznę tutaj - powiedział Turner. - Ty zostań
w kuchni i łazience. Tylko pamiętaj, Roz, wszystkie zaka-
marki. Nie chcę stąd wyjść z pustymi rękami.
Pokój malarza był równie nieprzytulny i zagracony jak
podczas pierwszej wizyty przed czterema dniami. Te same
płótna podpierały ściany, ale sztalugi były puste: obraz, nad
którym pracował wtedy Arcade, zapewne dołączył do po-
zostałych, od których niczym się nie różnił. Pod ścianą stał
regał z książkami. Turner podszedł do niego i rozpoczął
drobiazgowe przeszukanie, poczynając od lewego górnego
narożnika. Wyjął pierwszą książkę i przejrzał od początku
do końca, odłożył na miejsce i sięgnął po kolejną.
Po paru minutach, gdy był mniej więcej w połowie księ-
gozbioru, sierżant Mackleby wyszła z łazienki.
277
-Nic - oznajmiła. Po chwili zatrzymała się przy drzwiach
kuchni. - A czego właściwie szukamy?
-Szczerze mówiąc, sam nie bardzo wiem. Ale będę wie-
dział, gdy tylko to znajdziemy.
-Dzięki za konkretną odpowiedz - odparowała Roz
i zniknęła w maleńkim pomieszczeniu.
Jez skończył przeglądanie książek, niczego nie znalaz-
łszy. Na podłodze stały puszki z farbą i pojemniki z brudny-
mi pędzlami. W jednym z kątów leżało zwinięte, spryskane
farbą prześcieradło, a obok niego sterta starych gazet. Tur-
ner obejrzał starannie wszystkie puszki i wyjął kolejno każ-
dy z zanurzonych w rozcieńczalniku pędzli. W końcu wylał
także sam płyn do zapasowego pojemnika, obserwując, jak
resztki farby wirujÄ… i z wolna tworzÄ… brudny, szarobrÄ…zo-
wy osad. Pojemniki nie kryły w sobie żadnych sekretów.
Podszedł do okna. Wystrzępione zasłony były rozsunię-
te na boki. Za oknem widać było, jak płatki śniegu wolno
dryfują w dół, muskają szybę i topią się na parapecie. Ulica,
okoliczne budynki oraz niebo miały kolor osadu z farb. Tur-
ner zmrużył oczy i w szklanej tafli dostrzegł odbicie swojej
twarzy i wnętrza pokoju. Spojrzał w prawo. Płótno, naciąg-
nięte na ramę o boku mniej więcej sześćdziesięciu centyme-
trów, stało na podłodze, oparte o nogi sztalugi, zwrócone
czarną plamą farby w stronę okna. Turner przyjrzał mu się
bliżej i stwierdził, że drewniana rama jest dość delikatnej
konstrukcji. Przykucnął, uniósł obraz, obrócił go w rękach
i przesunął palcem po krawędzi listwy, w miejscu, gdzie
kończyło się płótno. Niczego nie wyczuł.
Odłożył obraz na miejsce i sięgnął po kolejny. Słyszał,
jak Roz Mackleby krzÄ…ta siÄ™ po kuchni, otwiera i zamyka
szafki oraz szeleści opakowaniami płatków śniadaniowych.
Badając siódmy obraz, Turner wyczuł palcem metalowy
przedmiot wetknięty między drewnianą listwę a płótno.
278
Wsunął dwa palce w szczelinę i wydobył z ukrycia mały
przedmiot: pendrive z końcówką USB, mniejszy od jego
kciuka. Uniósł go do światła i odczytał napis z boku obu-
dowy: Ciscom.Inc. 4 Gb.
-Tak! - powiedział, uśmiechając się do siebie.
-Dobra, możemy zaczynać - rzekł Jez Turner, uderzając
po raz ostatni w klawiaturÄ™ komputera w gabinecie Pendra-
gona. Główny inspektor stał nad nim, wpatrując się inten-
sywnie w ekran. Komputer odczytał dane z karty pamięci
i wyświetlił dwa pliki: jeden o nazwie ms", a drugi zaty-
tułowany śledztwa". Turner najechał kursorem na ms"
i dwukrotnie kliknÄ…Å‚ lewym przyciskiem.
-No tak, naturalnie zabezpieczony hasłem.
-Przecież znasz hasło, którego użył Thursk - powie-
dział Pendragon.
-Tak, ale czy i tutaj zadziała? - odparł Turner i wpisał
z klawiatury: NT0658. Plik otworzył się bez problemu. -
Bardzo niedbale - mruknął sierżant.
U szczytu pierwszej strony widniał nagłówek: Zagubio-
na dziewczyna: życie w demi-mond" oraz nazwisko autora:
Noel Thursk. Pendragon spojrzał na dolny pasek danych:
dokument liczył ponad piętnaście tysięcy słów.
-Kto by pomyślał - rzekł triumfalnie sierżant. - Zatem
pan Thursk coś jednak naskrobał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]