[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wprawiło mnie w stan pobudzony, skupiony i żądny działań.
- Czyli mam nie więcej niż sześć dni. Droga do Arlissu zajmie cztery albo pięć, jednak muszę odnalezć wilka, czyli
trzeba wrócić tam, gdzie znalazłam ciało Lena. W takim razie chyba będzie lepiej przeprowadzić obrządek w Dogewie.
Rolar pokręcił głową:
- Nie ma takiej potrzeby. Jeżeli wilk żyje, to jest gdzieś w okolicy.
- Tu w mieście?! - nie uwierzyłam.
- Albo w zagajniku kolo miejskich murów, co jest najbardziej pewne. Rear przyciąga go jak magnes i gdyby waszego
pierwszego spotkania nie przerwali rozbójnicy, to poznałby cię jako swoją opiekunkę i zaczął słuchać. Teraz jest zbity z tropu,
ale wcześniej czy pózniej się pojawi. Szukanie go nie ma sensu, chyba żebyśmy urządzili pełną nagonkę. Lecz i wtedy szanse
są marne. Jest mądrzejszy i bardziej przebiegły od zwykłego zwierzęcia, zalegnie pod krzakiem i nie ruszy się, nawet kiedy
naganiacz z kołatką nadepnie mu na ogon.
Miletta zakończyła wreszcie przekomarzanie, ze strażnikami, przypomniała sobie o naszym zamówieniu i zastawiła
stół parującymi talerzami. Rolar i Orsana rzucili się na jedzenie jak wygłodniali żebracy, ja natomiast ze zdenerwowania nie
mogłam przełknąć ani kęsa.
- W takim wypadku mój plan jest prosty jak drut. Jadę do Arlissu i mam nadzieję, że wilk ruszy za mną.
Rolar, będę bardzo wdzięczna, jeżeli dasz mi list z rekomendacją do władczyni albo kogoś ze Starszych.
- Nie dam. - Wampir, mrużąc oczy z zachwytu, wgryzł się w wytęskniony barani udziec.
- Dlaczego?! - zdębiałam.
- Y - y - o e a - e o ais su f ofą.
- %7łe co?!
Rolar rzucił mi nieprzychylne spojrzenie znad udzca, przełknął nieprzeżuty kęs i odpowiedział na moje pytanie
75
wyrazniej:
- Ponieważ jadę do Arlissu z tobą.
- A twoja służba?
- Wzmę u - op. - Rolar znowu zabrał się do udzca, ale tym razem domyśliłam się, co miał na myśli.
- Urlop? No dobrze, ale dlaczego się w to pakujesz? Słyszałam, że stosunki pomiędzy Arlissem i Dogewą są dosyć
napięte.
Wampir zrozumiał, że z normalnego posiłku nici, i z westchnieniem odsunął talerz, by uniknąć pokusy.
- Nie pomiędzy Arlissem a Dogewą, tylko pomiędzy ich władcami. Arrakktur i Lereena są w podobnym wieku, zostali
zaręczeni prawie podczas narodzin i ich obowiązek jako władców polega na pozostawieniu dziedzica w każdej z dolin.
Niestety, ani on, ani ona nie żywią do siebie nawet letnich uczuć, lecz o ile Lereena odbiera taki stan rzeczy jako coś
normalnego i podchodzi do kwestii przedłużania rodu poważnie i rzeczowo, to Arr'akktur zapiera się rękoma, nogami i
skrzydłami. Lereena kilka razy przyjeżdżała do Dogewy, ale na swoim terenie Arr'akktur nie miał najmniejszych problemów z
unikaniem jej, a jego pierwsza i jedyna wycieczka do Arlissu zakończyła się  porwaniem .
- Ale Len mi mówił, że nigdy nie wyjeżdżał poza Dogewę - przypomniałam sobie. - A przynajmniej nie wyjeżdżał
przed poznaniem mnie.
- Tak naprawdę nie kłamał. Trudno określić jazdę w zamkniętym powozie z jednej doliny do drugiej jako pełną
przygód podróż. Wtedy towarzyszyły mu wampiry z dogewskiego garnizonu, które nie potrafiły zdobyć się na zignorowanie
rozkazu władcy. Tak więc został on wysadzony na granicy Arlissu, a one na kilka dni ukryły się w pobliskim mieście, nie dając
o sobie znać. Teraz Lereena postąpiła chytrzej, przysłała swoich ambasadorów, żeby tym razem niedoszły narzeczony jednak
dotarł na miejsce. Mnie tam osobiste sprawy władców nie obchodzą, ale gdy zagrożone jest życie jednego z nich, nie mogę po
prostu stać i patrzeć.
- Ale to przecież nie twój władca - zauważyłam.
- Co to znaczy  nie mój ? - Rolar wyglądał na zdziwionego, a nawet lekko obrażonego. - Władca to nie jest
przechodni tytuł króla, którego można w każdej chwili usunąć, to nazwa kasty. Każdy władca może liczyć na pomoc każdego
wampira.
- Nawet jeżeli takiej pomocy trzeba będzie udzielić wbrew życzeniu drugiego władcy? - spytałam po chwili namysłu. -
Lereenie twoja gotowość do działań może się nie spodobać. Len kiedyś zażartował, że może nawet zabić dowolnego ze
swoich poddanych przy użyciu słowa  umrzyj .
- Mam nadzieję, że sprawy nie zajdą aż tak daleko. A poza tym... Jest mi już wszystko jedno. - Rolar spochmurniał, a
ja odniosłam wrażenie, że w swojej opowieści pominął on parę istotnych kwestii.
- Rolar, a jaka ona jest?
- Lereena? Piękna. Mądra. Wyrachowana. Pewna siebie i patrząca na innych z góry. W sumie wcale niczego sobie.
Jak na władczynię.
- Ale uroda stoi na pierwszym miejscu? - ironicznie sprecyzowała Orsana.
- Uroda elfiej róży. - Rolar nie wytrzymał, odłamał kawałek chleba i wpakował go do jeziorka sosu pod kawałkiem
mięsa. - Niezwykła. Magiczna. Ale, niestety, obca i zimna. Moje panny, czy może w końcu pozwolicie mi coś zjeść?
- No dobrze, jedz sobie - zlitowałam się. - Orsano, a ty? Kiedy jest ten twój turniej egzaminacyjny?
- Zdążę. - Dziewczyna lekko machnęła ręką.
- Co zdążysz?
- Pojechać do Arlissu i wrócić.
- Po co?
- Jeszcze pytasz?! - obruszyła się. - Co ty myślisz, że ja jakaś najemniczka jestem? Zrobiłam swoją część roboty i
mam się wynosić? O nie, kochana przyjaciółko, najpierw to ja się upewnię, że cię po drodze nie zjadły wilki albo jakieś inne
wampiry, a potem z czystym sumieniem zacznę służbę w legionie.
- Jesteś aż tak bardzo przekonana, że cię przyjmą do legionu? - Rolar znienacka zrobił ruch nożem w kierunku
talerza dziewczyny, zagarniając stamtąd kawałek cielęciny.
- Skoro biorą tam wampiry, to ja się na pewno nie mam o co martwić. - Orsana przeprowadziła udany manewr
ściągnięcia mięsa z noża pod samym nosem Rolara i z czarującym uśmiechem wpakowała wywalczony kawałek do własnych
ust.
* * *
Koniec części pierwszej
76 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl