[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sposób jesteśmy zabezpieczeni przed nowym najazdem dzikusów z Metalofagii.
Zwiedzanie miasta potwierdziło słowa Nadmakarona. Zarówno zakłady tkackie, jak i
warsztaty stolarskie zaopatrzone były w maszyny i przyrządy ze szlifowanego szkła, palonej
gliny oraz hartowanego drzewa.
Przed wieczorem Ważna Chochla wydała na cześć gości przyjęcie. Na długich stołach
pod palmami ustawiono dzbany z nektarem kwiatowym o różnych woniach i smakach oraz
frykasy z eukaliptusa, daktyli i orzechów.
Tymczasem Parzybrodzi krzątali się już przy kotłach, zaparzając brody do wieczerzy.
Nagle pan Kleks zamilkł, zerwał się z miejsca i zawołał wskazując na brodacza z
czarnym zarostem:
- Jest.
Madmakaron nie rozumiejąc, co znaczy okrzyk pana Kleksa odpowiedział spokojnie:
- Piękna broda, nieprawdaż? Mamy tylko pięć takich w naszym mieście.
Gotujemy na nich czerninÄ™.
Pan Kleks podbiegł do czarnego brodacza i gwałtownym ruchem zanurzył jego brodę
w najbliższym kotle.
- Jest! - zawołał z zachwytem. - Kapitanie, proszę spojrzeć! Przecież to
najprawdziwszy atrament!
Wyciągnął z kieszeni pióro, zamoczył je w czarnym płynie i szybko zaczął kreślić w
notesie swój podpis, ozdobiony mnóstwem zamaszystych zawijasów.
- Patrzcie - wołał do Bajdotów - co za atrament! Genialny! Fantastyczny!
Musimy dostać tę brodę za wszelką cenę! Zabierzemy ją do Bajdocji. Będziemy mieli
atrament! Niech żyje czarna broda!
Nadmakaron dopiero teraz zrozumiał, o co chodzi. Ujął pana Kleksa pod ramię i
oświadczył uroczyście:
- Ja i mój lud bylibyśmy niezmiernie szczęśliwi, gdyby leżało w naszej mocy
zaspokoić życzenie tak wielkiego człowieka i uczonego. Bylibyśmy dumni, gdybyśmy mogli
potomkowi Zupeusza Mruka ofiarować nie tylko jedną, ale sto życiodajnych bród. Niestety,
brody nasze są ściśle związane z organizmem i po obcięciu więdną jak trawa. Nie miałbyś z
nich pożytku, drogi przyjacielu.
- Zmartwiłeś mnie, dostojny panie - rzekł cicho pan Kleks. - Bardzo mnie zmartwiłeś.
Czy pozwolisz wobec tego, aby jeden z twoich rodaków opuścił wasz kraj i udał się z nami do
Bajdocji? Obsypiemy go kwiatami i bajkami, a on w zamian będzie nam zaparzał swoją
piękną, czarną, atramentową brodę...
- O, nie! To niemożliwe! - oświadczył Nadmakaron. - Nasz organizm nie znosi
żadnych pokarmów poza parzybrodzkimi zupami. Gdyby ten, o którego chodzi, opuścił kraj,
byłby do końca życia skazany na spożywanie czerniny z własnej brody. A to jest przecież
niemożliwe, gdyż tylko odpowiednie mieszanki naszych zup zaspokajają niezbędne potrzeby
organizmu. Nie mówmy o tym więcej.
Po czym, zwracając się do Bajdotów, powiedział uprzejmie:
- Panowie, prosimy na wieczerzÄ™!
Pan Kleks nie miał apetytu. Trzymał się na osobności, rozmyślał stojąc na jednej
nodze, wreszcie rzekł do swoich towarzyszy:
- Jutro, skoro świt, ruszamy w dalszą drogę. A teraz idziemy spać.
Nad miastem zapadła noc. Dogasały ogniska. Parzybrodzi nie używali światła, a
zastępowała je fosforowa przyprawa do zup, która pozwalała im widzieć w ciemności. Pan
Kleks i Bajdoci musieli po omacku dobrnąć do swoich hamaków.
PODRÓ%7Å‚ W BECZCE
O świcie kapitan ustawił marynarzy w dwuszereg i zameldował o tym panu Kleksowi.
- Ma pan teraz bardzo ładne myśli, kapitanie - zauważył pan Kleks zaglądając do
swego aparatu.
Skoro podróżnicy opuścili rządową dziuplę, znalezli się od razu przed szpalerem
dzieci, które każdemu wręczyły po bukiecie kwiatów. Droga do pałacu, gdzie stały
świdrowce, również usłana była kwiatami. Nadmakaron i Ważna Chochla powitali gości,
zamiatajÄ…c ziemiÄ™ brodami.
Jakież było przerażenie pana Kleksa, gdy okazało się, że ze świdrowców zostały tylko
mizerne szczątki, które tu i ówdzie poniewierały się w trawie. Miało się wrażenie, że przez
plac przeszedł huragan, który zmiażdżył kabiny, pogruchotał silniki i wszystko obrócił w
perzynÄ™.
- Co to znaczy? - zawołał pan Kleks prychając z gniewu. - Kto ośmielił się zniszczyć
nasze samoloty?
- Wybacz - wymamrotał Nadmakaron. - To nasze dzieci... Nie mają żadnych zabawek,
a w świdrowcach tyle było różnych kółek, kółeczek i sprężynek... Biedne dziatki nie mogły
widocznie oprzeć się pokusie i rozebrały wszystko na kawałki... Nie powinieneś gniewać się
na nie za tę niewinną psotę. Nie przypuszczały, że świdrowce będą wam jeszcze potrzebne.
Teraz mają mnóstwo drobiazgów do zabawy... Spójrz, czy to nie wzruszający widok? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl