[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic nas nie łączy.
- Zmieszne. Wyglądaliście, jakby was wiele łączyło. Właściwie
S
R
wyglądało to na kłótnię kochanków.
- Zmieszne. Taką kłótnię przypomina raczej to, co robimy w tej chwili. -
To mówiąc, Ariana odwróciła się na pięcie i wyszła. Lazz nie pamiętał, żeby
kiedykolwiek był tak wściekły. Nie raczyła mu nawet niczego wyjaśnić.
- To nie jest kłótnia kochanków - odrzekł, idąc za nią. - To rozmowa na
temat zakończenia całego tego cyrku.
To przykuło jej uwagę. Obróciła się do niego i zmierzyła go uważnym
spojrzeniem.
- Nie zrobisz tego. Kontrakt, który podpisali nasi rodzice, wymaga,
żebyśmy byli ze sobą przynajmniej trzy miesiące. Jeśli teraz odejdziesz,
stracimy diament.
- Nie lubię, gdy się robi ze mnie głupca. Gdybyś mi powiedziała, że masz
kochanka...
Arystokratyczną twarz Ariany zalał ciemny rumieniec gniewu.
- Nie mam. I nie miałam, o czym cholernie dobrze wiesz.
- I czy to on jest powodem, dla którego nie chcesz ze mną sypiać?
Sądziłem, że rozumiesz, że nie znoszę sekretów - ciągnął, nie mogąc się oprzeć
zachwytowi, jak godnie Ariana przyjmowała jego zarzuty. Jej oczy błyszczały,
ale nie uroniła ani łzy. Uniosła głowę i patrzyła na niego chmurnie. - Kim on
jest, Ariano?
- Mogę cię jedynie zapewnić, że nie jest moim kochankiem -
powiedziała, nie zająknąwszy się nawet. - Obiecałam Penelope i nie mogę ci
powiedzieć, kim jest Talbot. Nic nas nie łączy.
- Chciałbym ci wierzyć.
- Ale z powodu Marca i Caitlyn to jest dla ciebie trudne. - To nie było
pytanie.
- Cholernie trudne. - Wziął pod uwagę kilka opcji, zanim postawił jej to
S
R
żądanie. - Chcę, żebyś mi obiecała, że więcej się z nim nie spotkasz.
Patrzyła na niego z przerażeniem.
- Nie sądzę, żebym... mogła ci to obiecać.
W jego oczach zabłysł niezwykły chłód i arogancja.
- Nasze małżeństwo musi potrwać jeszcze przynajmniej dwa miesiące.
Jeśli po tym okresie zechcesz utrzymywać romans z tym Talbotem, to nic mi
do tego, ale do tego czasu nie zniosę twojego obnoszenia się z tym, że masz
kogoś innego.
- Przecież tylko zjedliśmy razem lunch.
- Położyłaś dłonie na jego dłoniach.
Ariana patrzyła zdumiona.
- Tak?
- Położyłaś swoje dłonie na jego dłoniach i ścisnęłaś je. - Trzeba
przyznać, że Lazz był niezwykle precyzyjny.
- Nie... Nie pamiętam. - Przymknęła oczy i potrząsnęła głową. -
Przepraszam, Lazz. Jestem dość ekspresywna. Przytulam. Całuję. Dotykam
ludzi. Taka jestem. Zawsze taka byłam.
- Nie z Talbotem.
Ariana nie zdawała sobie sprawy, jaki ból malował się na jej twarzy.
Zbladła. Najwyrazniej ten parszywy Talbot wiele dla niej znaczył. Za kogo by
wyszła, gdyby nie ten piekielny kontrakt? Kto pierwszy stałby się jej
kochankiem? Sama myśl o tym, że Talbot kładzie na Arianie swoje łapska,
pozbawiała Lazza tchu.
Rozum podpowiadał mu, że najprawdopodobniej przesadza i że prawda
wygląda zupełnie inaczej, ale zagmatwane uczucia, jakie żywił wobec Ariany,
nie poddawały się kontroli. Ariana wywoływała w nim demony, które nie po-
jawiły się nigdy wcześniej.
S
R
- A jeśli odmówię twojemu żądaniu i będę się spotykać z Aaronem? -
zapytała w końcu.
Aaron. Wszystko się w Lazzie burzyło na samo wspomnienie.
- W takim wypadku osobiście wrzucę Brimstone'a do oceanu. Nie
pozwolę robić z siebie durnia. Nie pozwolę kobiecie, która nosi na palcu mój
pierścionek, spotykać się z innym facetem. - Odetchnął głębiej, czując, że się
zagalopował. - Nie zniosę ani jednej zdrady więcej, Ariano. I ani jednego
sekretu. To koniec.
Ból przemienił się we wściekłość i w oczach Ariany zabłysły ogniki.
- Och, proszę cię. Masz tyle samo cholernych sekretów co ja. - Włoski
zaśpiew Ariany stawał się coraz bardziej intensywny. - Postawiłeś ten
niedorzeczny warunek żadnych sekretów", zanim się w ogóle poznaliśmy. Jak
mogłam ci cokolwiek powierzyć, w ogóle cię nie znając? Dlaczego miałabym
się wystawiać na takie ryzyko?
- Bo takie są reguły.
- Reguły? Ja mówię o naszym małżeństwie, a ty mi dajesz wykład o
regułach? - Rozłożyła ręce ze złością. - Wymagasz ode mnie, żebym weszła w
kontraktowe małżeństwo i całkowicie się przed tobą obnażyła. Czy ty zrobiłeś
to dla mnie? Nie.
Jej dłonie drżały. W oczach był gniew.
- Czy coś przed tobą ukryłem? Odpowiedziałem na wszystkie twoje
pytania - oświadczył znacznie łagodniejszym tonem.
- Ukryłeś przede mną prawdę o Płomieniu, Lazz. - Ucięła jego próbę
protestu machnięciem ręki. - Okłamałeś mnie, a może i siebie, utrzymując, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]