[ Pobierz całość w formacie PDF ]
która zasiada w zarządzie Akademii, poprosiła mnie, żebym ci pomogła.
- Dziękuję, Jessico - wtrąciła się ponownie moja mama. - Macey, pozwól, że ci
wyjaśnię.
Mama wydobyła z kieszeni na pozór najzwyklejszą w świecie puderniczkę, otworzyła
wieczko i dotknęła lusterka palcem wskazującym. Zauważyłam, jak maleńka wiązka światła
skanuje odcisk jej palca, a gdy zamknęła puderniczkę, świat wokół Macey McHenry zaczął
się totalnie zmieniać i cały proces wywołany czerwonym alarmem odbył się w odwrotną
stronę. Półki z książkami już od tygodnia stały tyłem do przodu, a teraz obracały się, ukazując
swe prawdziwe wnętrze, z fotografii na biurku mamy zniknął Disney World, a Liz wyrwała
się ze swoim portugalskim:
- Sera que ela vai vomitar?
W odpowiedzi mogłam jedynie wzruszyć ramionami, bo naprawdę nie miałam
pojęcia, czy Macey zaraz zwymiotuje. Kiedy świat wokół niej przestał wirować, otoczyła ją
ponadstuletnia historia wywiadu, czego ona zdawała się kompletnie nie rozumieć. Zamiast
tego wrzasnęła:
- Wszyscy jesteście psycholami! - i rzuciła się do drzwi. Na jej nieszczęście Joe
Solomon wyprzedził ją dosłownie o krok.
- Z drogi! - warknęła.
- Przykro mi - powiedział ze stoickim spokojem. - Zdaje się, że pani dyrektor jeszcze
nie skończyła.
- Macey. - Głos mamy był spokojny i rozsądny. - Domyślam się, że jesteś
zaszokowana, ale to naprawdę szkoła dla wyjątkowych dziewcząt. Nasze zajęcia są trudne, a
program dość nietypowy, ale to, czego się tutaj nauczysz, możesz potem wykorzystać
dosłownie w każdym miejscu na świecie. Jak tylko będziesz chciała.
Zmrużyła oczy, a jej głos stał się surowszy, gdy dodała:
- Jeśli zostaniesz.
Zrobiła krok do przodu, a ja wiedziałam, że nie mówi już jako dyrektor, ale raczej jako
matka.
- Jeśli zdecydujesz się stąd wyjść, sprawimy, że nie będziesz pamiętać tej sytuacji.
Jutro rano to wszystko będzie tylko jednym ze snów, których się nie pamięta, a ty otrzymasz
kolejny ponury wpis do historii swojej edukacji. Cokolwiek postanowisz, jedno musisz
przyjąć do wiadomości.
Mama podchodziła coraz bliżej, a Macey burknęła:
- Co takiego!
- Nikt nigdy nie dowie się o tym, co tu dziś widziałaś i słyszałaś. Macey nadal rzucała
mamie te swoje mordercze spojrzenia, ale ponieważ mama nie miała pod ręką egzemplarza
Wojny i pokoju, sięgnęła po inny, niezły argument.
- A już na pewno nie twoi rodzice.
I kiedy byłam już pewna, że nigdy nie zobaczę uśmiechu na twarzy Macey McHenry...
Rozdział 5
W trzecim tygodniu zajęć mój plecak był już cięższy ode mnie (no, dobra, może ode
mnie to nie, ale od Liz to owszem). Miałam mnóstwo pracy domowej, a znak w holu
głównym przypominał, żebyśmy lepiej odświeżyły swój francuski, jeśli zamierzamy gadać
sobie podczas lunchu. A do tego oddzielanie plotek od prawdy było jak praca na cały etat.
(Oczywiście wiadomo kogo te plotki dotyczyły).
Macey McHenry wyleciała z ostatniej szkoły, bo zaszła w ciążę z jej dyrektorem.
Plotka. Na pierwszych zajęciach gimnastycznych tak przywaliła jednej pierwszoklasistce, że
tamta na godzinę straciła kontakt ze światem. Prawda. (I powód, dla którego Macey chodzi
teraz na te zajęcia z drugą klasą),. Powiedziała też jednej z młodszych, że w okularach
przypomina bułę, a którejś ze starszych, że wygląda jakby miała perukę (co akurat jest
prawdą od czasu pewnego, bardzo niefortunnego wypadku z udziałem plutonu). I jeszcze
powiedziała profesor Buckingham, że zdecydowanie powinna wypróbować wyszczuplające
rajstopki. Prawda. Prawda. Prawda.
Przechodziłyśmy właśnie między herbaciarnią madame Dabney a windą na
podpoziom pierwszy, gdy Tina Walters po raz już chyba dziesiąty powiedziała:
- Cammie, nie musiałabyś nawet wykradać tych papierów. Zerknij tylko...
- Tina! - warknęłam, a potem ściszyłam głos, bo korytarz pełen przyszłych szpiegów
nie jest jednak najlepszym miejscem na tajne rozmowy. - Niczego nie będę kraść tylko po to,
żeby sprawdzić, czy w ostatniej szkole Macey naprawdę podpaliła salę gimnastyczną.
- Wypożyczać - poprawiła mnie Tina - wypożyczać papiery. Zerknij tylko!
- Nie ma mowy! - oświadczyłam, gdy skręcałyśmy w mały ciemny korytarzyk.
Liz gapiła się w zasłaniające windę lustro, jakby nie poznawała własnego odbicia.
- Co jest z tą... Wtedy zauważyłam żółtą karteczkę.
- No, co jest? Zepsuta czy...
Przeczytałam, co tam było napisane: Lekcja z T.M. odwołana
Spotkanie przed uczelnią o 7.00 wieczorem, bez mundurków
- Solomon
Odbicie Bex pojawiło się tuż przy moim i nasze spojrzenia się spotkały. Odlepiłam
kartkę od lustra, żeby przechować ją jako historyczny eksponat Akademii Gallagher, bo
przynajmniej dwie rzeczy dotyczące tej karteczki były dość niezwykłe. Po pierwsze, nigdy w
życiu nawet nie słyszałam o odwołanych zajęciach w tej szkole, a tym bardziej osobiście się z
czymś takim nie spotkałam. A po drugie, Joe Solomon zaprosił właśnie czternaście dziewcząt
na spacer o północy. Zapowiada się ciekawie.
Już nieraz widziałam, jak Liz panikuje z powodu jakiegoś zadania, ale tego dnia
podczas lunchu była biała jak śnieg. Czytała swoje perfekcyjnie wykaligrafowane, zapisane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]